Jest już chłodno. A moje skostniałe dłonie już nie radzą sobie tak dobrze ze słowami, jak kiedyś. Zresztą, chyba w niczym nie radzę sobie już tak, jak kiedyś.
I choć za oknem wiatr dmie przeszywającym mrozem, a do serca wkradła się po cichu nieproszona melancholia, wiem, że wszystko będzie dobrze.
To zabawne, ale w tych nielicznych szczęśliwych postach zawsze mówiłam, że miłość i świadomość posiadania tej osoby obok sprawiają, że nawet w sytuacjach najgorszych i najczarniejszych można zobaczyć światło i mieć nadzieję na lepsze jutro. Wcześniej... była to sfera moich wyobrażeń o najpiękniejszym uczuciu na świecie. A teraz, kiedy jesteś tutaj, a jesteś już od ponad roku, teraz wiem, że można być szczęśliwym, kiedy niebo spada nam na głowę.
Uśmiecham się, a łzy napływają mi do oczu. Dużo płaczę. Ostatnio chyba znów częściej. I nie mogę zapanować nad obgryzaniem paznokci. Tak bardzo chcę, żeby wyglądały ładnie na studniówce. Ale to nieważne, tak właściwie. Ten dzień będzie piękny. I nawet nie dlatego, że to będzie jakiś wyjątkowy dzień. Nie. Będziesz tam ze mną. I to sprawia, że wiem, że choćbyśmy miały stamtąd uciec w połowie, będę się dobrze bawić. Każda chwila z Tobą, niezależnie od nastroju, posiadanej energii, pogody, stanu fizycznego, ludzi, miejsca i najogólniej mówiąc - wszystkiego, jest najpiękniejszą chwilą mojego życia.
Rok temu próbowałam wyjaśnić mamie, że nie umiem ukrywać swojego szczęścia, więc mam nadzieję, że zrozumie. Zrozumiała. I mówiłam jej, że nie wiem, co z tego będzie, ale chcę w tym trwać. I starałam się wytłumaczyć dlaczego. Tak samo, jak czasem podejmuję próby argumentacji mojego uczucia do Ciebie. Co mogłam i co mogę powiedzieć?
Bo chcę iść z Tobą za rękę i śmiać się w twarz ludziom, którzy patrzą z odrazą? Bo jestem w końcu szczęśliwa, a to dość ciekawa odmiana? Bo nie potrafię zrezygnować z tego uśmiechu, który pojawia się mimowolnie na mojej twarzy, gdy Cię widzę? Bo nie chcę już dłużej udawać, że jestem na tyle silna, by iść sama przez życie i tak naprawdę nigdy tego nie chciałam? Bo tak głupio i pseudoromantycznie mogę zatańczyć z Tobą w deszczu na środku ulicy i udawać, że to życie jest pieprzonym musicalem? Bo kiedy patrzę na Ciebie, kiedy słyszę Twój głos, moje ciało pragnie być blisko Twojego? Bo w moim życiu nie spotkało mnie nic wspanialszego i nie jestem aż taką kretynką, by zrezygnować?
A może po prostu...
bo Cię kocham.
Tak.
To to.
Kocham Cię kochać. To najmilsza rzecz, jaka spotkała mnie w ciągu ostatnich kilku lat.
Już mi ciepło.
Już się uśmiecham, a łzy zniknęły.
Jest dobrze.
Bo jesteś.