(c) |
Od czasu, kiedy miałam swój ostatni koszmar senny, minęło wiele lat. Gdy byłam malutka, złe sny miałam bardzo często, dlatego od zawsze unikam horrorów, thrillerów i innych gatunków filmów/książek, gdzie pojawia się krew, wnętrzności ludzi i istot pozaziemskich, gdzie się zabijają, aby przeżyć, etc. Boję się, nie lubię, nie patrzę, nie oglądam. I chociaż unikałam wszelkich źródeł strachu jak ognia, śniły mi się koszmary. Dlaczego? Nie wiem. Ważne, że przestały.
Aż do dzisiaj.
Dzisiaj przyśnił mi się najbardziej przeraźliwy, najgorszy, najsmutniejszy, najstraszniejszy sen, jaki mogłam sobie tylko wyobrazić. Zmroził mnie i załamał z dwóch powodów. Pierwszy, bo to, co mi się śniło, przeraża mnie najbardziej ze wszystkiego oraz drugi, bo był realistyczny.
Siedziałam na podłodze. W dłoniach trzymałam zapisane kartki i swój dzienniczek. Przy stole siedzieli babcia i dziadek (który już nie żyje), prowadzili rozmowę na mój temat. Nagle pojawiła się jakaś retrospekcja z tego, jak chodzę do szkoły. Zachowywałam się jak otępiała, wyjęta z życia, jakbym była duchem. Ale żyłam. Potem znów widziałam poprzedni obraz. Wpatrywałam się w te przeklęte kartki, a dokładniej w pismo mojej Mamy. I wtedy coś mi uświadomiło, że Ona nie... że Jej nie... że moja Mama nie żyje. Zaczęłam płakać, wpadłam w histerię. Bolało mnie gardło, ale nie przestawałam wylewać łez. I wtedy się obudziłam, a ból, jaki wywołał mój sen, przytłoczył mnie, że choć wiedziałam, że to tylko sen, popłakałam się i nie mogłam uspokoić.
Zadzwoniłam do mojej Mamy, a Jej głos był jak zbawienie.
Uświadomiłam sobie, że może nie mam łatwego życia, ale mam Mamę, która kocha mnie całym sercem, staje zawsze po mojej stronie, robi wszystko, bym była radosna i żeby niczego mi nie brakowało, więc jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem. Jasne, że wiedziałam o tym już wcześniej, zawsze doceniałam, doceniam i doceniać będę swoją Mamę, ale teraz... teraz poczułam tę wdzięczność mocniej, jeśli wiecie o co mi chodzi.
Mamo... kocham Cię najmocniej na świecie.