To nie jest tak, że ja nie staram się zaakceptować aktualnego stanu rzeczy. To nie jest tak, że nie próbuję pogodzić się z niedogodnościami. To nie jest tak, że uwzięłam się na tego człowieka i przestałam być tolerancyjna. To nie jest tak, że zaczęłam przesadzać i dramatyzować. TO NIE TAK, DO CHOLERY.
Rozmawiam. Śmieję się. Jem. Śpię. Żartuję. Bawię się. Śpiewam. Tańczę. Spaceruję. Piszę. Maluję paznokcie. Rozwijam się. Próbuję nowych rzeczy. Jeżdżę na rowerze. Wychodzę z psami. Kupuję ubrania, kosmetyki. Siedzę na facebooku. Oglądam seriale, anime, filmy. Słucham muzyki. Spotykam się ze znajomymi. Egzystuję dość normalnie. A w między czasie... płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę. I PŁACZĘ.
W chwili obecnej czuję się całkiem wyprana z emocji. W chwili obecnej potrafię ślepo gapić się w ekran laptopa i udawać, że mnie to nie dotyczy, że mnie to nie obchodzi. W chwili obecnej moich myśli nie opuszcza makabryczna chęć śmierci. W chwili obecnej w moim sercu tkwi żal, gorycz, ból i poczucie zdrady. W chwili obecnej nie potrafię poradzić sobie z życiem. Chcę zniknąć. Chcę to skończyć. TERAZ.
Nie chcę się zabijać. Mam wielką wolę życia. Tylko nie wiem, czy jest sens ciągnąć coś, co straciło znaczenie. Tak, czuję się nic nie warta. Czuję się słaba. Czuję się niepotrzebna. Czuję się niekochana. Czuję się... ZBĘDNA.
Straciłam swoją oazę. Straciłam swój spokój. Straciłam to, co zawsze dawało mi siłę. Moja rodzina już nie istnieje. To małe, rozbite, lecz kochające coś już zniknęło. Więc może ja też powinnam zniknąć? Nie chcę słuchać kłótni, nie chcę widzieć łez, nie chcę słyszeć wzajemnych oskarżeń, nie chcę wyciągać starych przewinień, nie chcę myśleć o braku rodziny. NIE CHCĘ, NIE MAM OCHOTY.
Dlaczego jedna osoba potrafi zniszczyć świat kilku? Dlaczego samym pojawieniem się zburzyła spokój i przegnała radość moją, mojej babci i, jakby nie patrzeć, mojej mamy też. Choć ona podobno jest szczęśliwa. Podobno. Szczęście otoczone bólem bliskich. I WŁASNYM.
On Cię nie szanuje. On Cię wykorzystuje. On się czuję tu najważniejszy. On jest tak stereotypowym facetem, jak stereotypowym facetem być można. On się rozpanoszył. On myśli, że może mną rządzić. On uważa się za pana i władcę. On nic nie robi, żeby Ci pomóc. On nic nie wnosi do tego domu. On nie bierze pod uwagę potrzeb innych. On jest egoistą. On jest narcyzem. On niszczy mi wszystko. On nie potrafi się zmienić. On zepsuł harmonię i ład w moim życiu. On nie jest wart Twojej miłości. On pije. On znika na noc. On całymi dniami, tuż po pracy, siedzi przy komputerze i oczekuje obsługi. On na Ciebie nie zasłużył. OTWÓRZ OCZY, MAMO.
Nigdy nikogo nie nienawidziłam. To się zmieniło. Dziwnie się z tym czuję. Nie chciałam tego. Nie tak miało być. JEST ŹLE.
Szukam pomocy. Krzyczę. Ale już nie mam siły. Już mam dosyć. DOŚĆ.
Z każdym dniem jest gorzej...
Weź głęboki wdech i oderwij się od swojej codzienności, choć na chwilę, na moment.
OdpowiedzUsuńWciąż to robię. "Uciekając" do znajomych, próbuję odpocząć od domu. Jednak ucieczką nic nie zyskam.
UsuńDlaczego?
UsuńBo nawet z najpiękniejszej ucieczki trzeba w końcu wrócić. Inaczej jest się tchórzem.
UsuńChyba że ucieczkę wykorzysta się jako chwilę na ratunek, znalezienie równowagi.
UsuńI tak każdą z moich ucieczek wykorzystuje. Ale równowaga znika wraz z powrotem do domu...
UsuńMoże w zły sposób?
UsuńRównowaga nie wróci, dopóki w domu nie zapanuje spokój.
UsuńMam nadzieję, że zapanuje.
UsuńJa również. I oby jak najszybciej...
UsuńMasz na to jakiś wpływ?
UsuńChyba nie. Na moją mamę nie wpływają żadne moje słowa ani łzy. Nigdy wcześniej tak nie było, więc właściwie nie wiem, co mogłabym zrobić.
UsuńPrzykro mi. Może sama zorientuje się, że to, co robi wpływa negatywnie. Uświadomi to sobie.
UsuńMam taką nadzieję.
UsuńA rozmawiałaś o tym co czujesz z mamą?
OdpowiedzUsuńTak. Kilkukrotnie. I każda z tych rozmów odbierała mi nadzieję, że coś się zmieni.
UsuńOn nadal z Wami jest? Wspierajcie się nawzajem z mamą. Wszystko się ułoży, teraz jest tragicznie, nie ma nadziei, są łzy, ale to minie. Nic nie trwa wiecznie.
OdpowiedzUsuńJest. I mama nie ma zamiaru tego zmieniać. Nie wiem, co może wpłynąć na jej decyzję, skoro łzy moje i jej matki nic nie dają.
UsuńMasz możliwość przeprowadzki do babci? Może to otworzyłoby jej oczy? Czasem działa terapia szokowa.
UsuńBabcia mieszka z nami. Ale wiem, że Aga mnie przyjmie w razie czego. Już to planowałam. Różne scenariusze już wymyśliłam.
UsuńTo dobrze, plan to podstawa i cieszę się, że masz się u kogo zatrzymać :)
UsuńNa razie obserwuję i czekam. Ponieważ często wychodzę z domu, aż tak nie przeżywam domowych widoków. Powoli odzyskuję dzięki temu energię. Jeżeli coś zmusi mnie do ostateczności, wyprowadzę się do Agi. To powinno wpłynąć na moją mamę.
UsuńAleż smutno. A ja jeszcze mam w tle smutną piosenkę. Trudno mi napisać cokolwiek sensownego, ale wiesz, my blogerzy życzymy sobie szczęścia, pamiętaj o tym :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za wywołanie smutku! Wiem, wiem i dziękuję najmocniej. Jakoś będzie... musi być.
UsuńNie, nie przepraszaj! W pewnym sensie każdy kto to czyta powinien się chociaż odrobinę zasmucić ;)
UsuńAle ja tego nie chciałam ;)
UsuńCholernie smutne jest to co napisałaś. Życzę Ci siły, abyś jakoś to przetrwała. Teraz jest źle, ale uwierz, że w końcu będzie dobrze. Musi być.
OdpowiedzUsuńKiedyś, mam nadzieję, będzie dobrze. Na razie czekam.
UsuńBądź cierpliwa i silna. Jestem z Tobą :*
UsuńStaram się. Z całej swojej mocy. Dziękuję. ;*
UsuńDobrze, że się starasz. To i tak bardzo wiele znaczy. :*
UsuńDzięki za te słowa ;)
UsuńNajwazniejsze, to słuchać siebie... i nawet jeśli ta osoba "niszczy" czyjś świat, silne osoby dadzą radę go odbudować. :*
OdpowiedzUsuńJestem silna, ale moja siła jest mi odbierana każdego dnia.
Usuń