Chciałabym Wam w końcu opowiedzieć moje historie życiowe. O Boże... Tyle ich, że nie wiem, od czego zacząć... Może od początku... Czyli „pewnego, późno wrześniowego piątku...”
Więc tego feralnego piątku wraz z Angeliką poszłyśmy na zajęcia teatralne. Jak mówiłam grałyśmy tam diablice?.. O! To znaczy diablątka... Nasz przyjaciel Bartek S, miał rolę, ale z niej zrezygnował, mimo to na tą próbę akurat przyszedł. Wiki i Kęcikowa były przebrane nie jak dzieci diabła, tylko jak jego dziewczyny... Prawdziwe diablice... (blee) Bartek coś tam z nimi gadał, a potem z Markiem i ze mną (Gela się jakoś nie wtrącała). Później rozmowa przeszła na temat moich „diabelsko” ułożonych włosów (miałam je bardzo potargane). Jako że nasz przyjaciel nie lubił mnie w rozpuszczonych włosach, chciałam go podenerwować i celowo udawałam, że zaraz to zrobię. Po próbie rozpuściłam włosy. Bartek i Andrzej zabrali Dziuni butelkę i zaczęli nią rzucać. Chciałyśmy ją przechwycić, ale bez skutków. Angelika poszła sobie w stronę swojego domu, a miała mnie odprowadzić. Stała przy bramie przy szkole w odległości ok. 16 m. ode mnie. Usiadłam na murku czekając na nią. Podszedł do mnie nasz przyjaciel i przemówił do mnie swoim słodziutkim głosikiem, patrząc na mnie maślanymi oczkami:
- Ada... Uśmiechnij się... Chcę coś sprawdzić.
- To mi zawołaj Angelikę.
- Angelika, chodź tu.
- Idź do niej. Przeproś i poproś by tu przyszła.
- Ehe...
- Bu!
W tym momencie moja przyjaciółka pognała w moją stronę, oddalając się ode mnie i Bartka w zastraszająco szybkim tempie. Wcześniej zabrałam Markowi plecak, chcąc by poszedł z nami. Nie mogłam tak, teraz go sobie po prostu zostawić. Mój towarzysz zauważając miejsce, w którym była Gela powiedział do mnie:
- Ada... Chodź, bo Angelika się oddala.
-Ale... Co z plecakiem Marka? Nie mogę go tak zostawić.
- Nic mu się nie stanie. Najwyżej jakiś piesek zrobi na niego siusiu.
- Ha ha... Ja...
- Marek! Bierz ten plecak, bo Ada ma tu kryzys!
- Ły... - To był cichy okrzyk złości.
Idziemy sobie z Bartkiem i gadamy. Mój miły towarzysz zaczął mnie rozśmieszać, aż w końcu rzekł:
- Wiesz, jak się uśmiechasz to Ci bardzo ładnie w rozpuszczonych włosach.
- E.... Dzięki. (chyba)
Poszliśmy dalej. Doszliśmy do świateł i mój przyjaciel zauważył, iż Ange do nas wraca. Zatrzymała się. Ja klękałam, by wróciła. Bartosz odwrócił się i chciał już sobie iść. Ja powiedziałam coś takiego:
- Jakie to życie niesprawiedliwe... Wszyscy przyjaciele mnie opuścili...
- Widzisz...
Nagle krzyknęłam:
- Angelika wraca!
- To ja też.
Później powiedziałam Angelice o rozmowie z jej ukochanym (Gela się w barku zakochała), a ta była o to wszystko zazdrosna.
Tego dnia już się nic nie wydarzyło.
Na wszystkich próbach było dużo śmiechu, ale żadna nie jest warta opisania.
Teraz opowiem o próbach do ślubowania pierwszaków.
Nie wiem czy Wam mówiłam, ale jestem w sztandarze. Poszłam na próbę. Byli tak: Olka (sztandarowa), Piotrek (sztandarowy), Bartek, (jako przewodniczący szkoły), pierwszaki, nauczyciele. Trójco przenajświętsza i wszyscy święci jak ja nienawidzę bycia w tym cholernym sztandarze. Moja wychowawczyni darła się na mnie, jak tylko mogła. Bartek też nie był w doskonałej sytuacji, gdyż z jego „stołka” zwaliła go niejaka Zosia J. Już prawie bym się popłakały, gdy mój przyjaciel zawołał mnie, a ja podeszłam do niego.
- Wiem jak się czujesz.
- Skąd.
- Powinienem prowadzić apel, a go nie prowadzę.
- No tak.
- Mam ochotę zrobić jej i naszej pani zdjęcie, po czym wziąć rzutki i w nie strzelać.
- Mogę dołączyć?
- Taak!
Po tej poprawiającej humor rozmowie rozstaliśmy się.
Następne próby były już w miłej atmosferze, gdyż zmienili nam kroki, na takie, które zapamiętałam i wykonywałam bezbłędnie. Zaś Zosia zachorowała, więc Bartek wrócił na przynależne mu stanowisko. Tym sposobem wszyscy byli zadowoleni.
Jednak to nie wszystko. Ostatniego dnia prób, gdy już wszyscy byliśmy 'happy', i gdy moja wychowawczyni powiedziała, że sztandar nie będzie miał już dziś prób, poszłam na lekcje. Nadszedł czas na polski. Pani siedziała jeszcze z dziećmi, które jeszcze próby miały, więc my poszliśmy na świetlicę. Ledwo zdążyłam odłożyć plecak, a Bartuś zawołał mnie pokazując rękami niesienie sztandaru. Zdziwiłam się, ale poszłam z nim.
- Bartek, proszę, powiedz, że żartujesz. - Mówiłam z błaganiem w oczach i w głosie.
Pokręcił przecząco głową.
- Bartek...
- Jak mus to mus.
- Chwila! Pani **** powiedziała, że nie sztandar nie ma już prób.
- Cicho!
- BARTEK!
- Cicho! - Powtórzył - Wkręcę Cię.
- Bartek, ja nie chcę.
- Ada proszę.
- Nie!
- Plosię... - I tu użył swoich maślanych oczek.
- Nie! - Odwróciłam się na pięcie.
- No Ada! Ada to nie wypada!
-Ha ha. Ciekawe, co nie wypada.
I tak oto ta historia się skończyła.
Ślubowanie i „pod rękę” z Bartkiem.
Dnia ślubowania odbyła się ostatnia próba. Ślubowanie było cholernie nudne, a sztandar wszedł poprawnie;). Byłam świadkiem jak mama Bartka mówiła mu, że za karę nie jedzie na biwak. Po ślubowaniu mój kolega się popłakał... Jako, że ma brata pierwszaka, poszli całą rodziną na pierwsze piętro. Ja z Angeliką, która też ma brata w pierwszej klasie poszłyśmy się ubrać. Pojąc nie mogłam, czemu moja przyjaciółka nie zakłada kurtki. Okazało się, że ona też ma iść na górę. Poszłyśmy obie. Gadałyśmy z Bartkiem, moi przyjaciele wyjadali maluchom żelki, a ja paluszki. Stępol wyszedł, ja też, ale czekałam na Angelikę. Ponieważ stałam obok rodziny Bartka słyszałam ich rozmowę, wywnioskowałam z niej tyle, że on i jego brat idą do domu sami. Miałam telefon Dziuni, więc wiedziałam, że pójdzie za mną w ogień. Zeszła. Kazałam jej się szybko ubierać i biec za naszym kolegą. Uciekali, ale światła ich zatrzymały. Gdy już byliśmy w czwórkę, ja tak od niechcenia spytałam czy idziemy po Dudka. Bartek spojrzał czy nie idą jego rodzice i poszli z nami. Tego się nie spodziewałam. Jak miałam już mojego psiaczka dałam go mojemu przyjacielowi, a że, mimo, iż umie on prowadzić psa, to prowadził Dusia bardzo luźno. Zdenerwowało mnie to i też trzymałam za smycz. Bartek skrócił psa, ale i tak nie puściłam smyczy. Wyglądało to tak, jakbyśmy szli pod rękę... Angelisia była na mnie zła... Ale mi wybaczyła xD. To koniec tejże pięknej historii.
„Idź sobie do Bartusia, wykorzystaj Dagmarę, a potem idź do Marka i się wyżal!”
Tego dnia na plastyce dosiadłam się z Angeliką do Beci i Angeli. Bawiliśmy się w grafików i mieliśmy wyczyścić kwiatki. Poprosiłam pana, żeby wysłał mi na maila tego kwiatka, to zrobię go w domu. W moje ślady poszła Dziunia i Beata. Po tym jak Angela skończyła pracę, podszedł do nas Bartek, by mógł wykonać swoją. Zalogował się na swój profil, po czym wziął się za czyszczenie kwiatka. Przybliżyłam się do ławki i patrzyłam, co robi, zaś Dżeli przypomniałam o pracy domowej z religii, a ta zaczęła ją robić. Komentowałam wszystko, co robił nasz przyjaciel. Gdy już wykonał swoją pracę, na tak zwane „odwal się”, zapytał się mnie czy zagram z nim w szachy, a że nie przepadam za tą grą, dałam mu propozycję, żeby zagrał sam ze sobą. Posłuchał mnie. Długo grał w tę fascynującą grę, aż ta znudzona, za dużą ilością Bartka w Bartku, zawiesiła się;). Po lekcji Angelika się na nas obraziła i napisała mi „idź...” Rzeczywiście wyżaliłam się Markowi. Jakie wielkie jest me szczęście, że Andzia nie umie się na mnie gniewać. ;)Eskulap, walc Jędrka i Dziuni, oraz pocieszanka...
W tym tygodniu, a dokładniej w poniedziałek na tańcach, nie było mojego towarzysza w powrocie do domu - Marka. Martwiłam się, że nie będę miała, z kim wracać. Wraz z Angeliką bałyśmy się, że będziemy same na tańcach. Na szczęście byłyśmy w błędzie. Bartek wyłonił się zza drzwi, zauważyłam go pobiegłam do niego. Złapałam za kaptur i przywlokłam na salę gimnastyczną. On z pretensjom do mnie powiedział:
- Zdradzony przez własną koleżankę.
Potem z Andrzejem skakali na nas z drabinek. Ledwo to przeżyłyśmy. ;).
Gdy zaczęły się zajęcia i instruktorka kazała nam ćwiczyć walca, nasi, drodzy koledzy zaczęli nas deptać (mimo iż tańczymy osobno) po nogach. Dziunia wkurzyła się i goniła Jędrka. Pani za karę kazała im razem zatańczyć...
To było BOSKIE! Bartek wyjął telefon i nagrał ich. Ja poprosiłam go, żeby wysłał mi to nagranie. Wysłał. Niestety Andrzej kazał nam je usunąć... Na tańcach mój przyjaciel powiedział mi, że my musimy być grzeczni, i że poruszam się tak cicho jak duch. Po zajęciach moja przyjaciółka była na mnie zła za Bóg wie, co. Wyszła zanim zdążyłam założyć jednego buta. Wyszłam i ja. Nie było jej... Wróciłam do moich kolegów i dostałam SMS' a od Andzi o treści: „Nienawidzę cię”
drugi SMS: „I powiedz to sobie i Bartkowi”
Wcześniej wspomniany się tym nie przejął, ale ja tak. Wyszłam ze szkoły i popłakałam się.
Nie mogłam stać na nogach. Zadzwoniłam do Angeliki z płaczem pytając, „Czemu?” Rozłączyła się. Otrzymałam kolejnego SMS' a z treścią „Dobra ciebie kocham, ale Bartka nienawidzę” Chłopcy byli już przy światłach, chciałam iść bez nich, ale dogonili mnie. Pan B. spytał czy Gela coś pisała, a ja mu na to, że mnie kocha, a jego nienawidzi. Andrzej zapytał, czy o nim zapomniała. Później między nami rozegrał się taki dialog: - Bierzesz Dudusia? - Spytał B.
- Tak, Dudka i Tinę.
- Jaką Tinę? - Powiedział Jędrek.
- Mojego drugiego psa. - Odpowiedziałam.
- Ty masz dwa psy?!
- Tak.
- A jak z nimi wychodzisz?
- Normalnie. Chyba mam dwie ręce.
- Mi by się nie chciało...
- Ale to jest pso-maniaczka. A zauważyłeś, że ja lubię maniaczki? No, bo K.... (nie wiem jak ona ma na imię) jest maniaczką...( Czegoś tam ) (...)
- Ada, uciekaj, bo on się nakręca. - Ostrzegł mnie Andrzej.
- Ja się nie nakręcam!
- Ja się go nie boję, w razie, czego mam dwa psy do obrony.
(śmiech)
(...)
- W ogóle... Po co wy ze mną idziecie?
- Bo Bartek się zakochał.
- Wcale, że nie!
- A h a.
(...)
- Moglibyście poczekać pod bramą?
- Nie!
- Nie!
- Aha...
(...)
- Bartek, weź go! Jak będzie tu stał to nie zadzwonię!
- Klapi chodź tu, schowamy się!
Po chwili...
- Daj Dudka... - Poprosił Bartek
- Nie.
- Mnie daj. Tą Drugą.
- Tinę! Nie!
(...)
Później Dziunia napisała mi czy pokazałam Bartkowi tego esa, ja jej napisałam, że tak, ale tym się nie przejął, a ona, że załatwi tak, że się przejmie...
Potem pożegnałam się z moimi pocieszycielami i poszliśmy do domów.
„Poczekasz 15 minutek?”
To pytanie miało miejsce we wtorek. „Zapomniałam” powiedzieć mamie, i babci, że wracam o godzinę wcześniej. To samo zrobił Bartek. Pan na informatyce posadził nas znów do tego samego komputera. Ja poszłam do Bartusia, a moja Dzelka do Andrzejka ;). Z moim przyjacielem odbyłam taką oto rozmowę:
- Dosiądźcie się do chłopaków, oni z pewnością, tylko na to czekają. - Powiedział pan.
- Jak najbardziej. - Przytaknął Bartek.
- Ja nie lubię pana... - Jęknęłam udawanym bólem.
- Czemu? - Zapytał zmartwiony Bartosz.
- Bo muszę z Tobą siedzieć.
- Nie lubisz mnie? - Z maślanymi oczkami i słodkim, smutnym głosikiem.
- Lubię, ale mnie denerwujesz. - Droczyłam się z nim.
- Mogę Cię nie denerwować. - Wciąż ten głos...
Nie odpowiedziałam.
- Co robimy? - Zapytał.
- Co chcesz? - Gramy?
- Ty grasz, ja patrzę.
Ogólnie dalsza rozmowa przebiegała miło, ale nic bardzo ważnego w niej nie było. Bartek znów grał sam ze sobą w szachy, a ja znów go komentowałam.
Po lekcji (infa, była przed ostatnia, ale nie mieliśmy ostatniej lekcji) mój kolega zwrócił się do mnie i zapytał:
- Idziemy razem?
Zdziwiłam się, i spytałam
- A co z Angeliką, no i... Jesz obiad?
- Poczekasz 15 minutek?
Ależ oczywiście, ale co z Angeliką...? - Pomyślałam.
Spojrzałam na Dziunie, a ta powiedziała złym tonem:
- Idź z nim.
- Ale chodź z nami.
- Śpieszy mi się.
- Ale bez Ciebie... - Nie skończyłam.
- Skłóciłem Was? - Zapytał Bartek.
- Nie.
Skończyło się tak, że odprowadziłam Gelę, a potem zdążyłam spotkać się z Bartkiem. Gadaliśmy, a gdy byliśmy pod moim domem prawie wepchnął mi się do domu, ale w porę zamknęłam drzwi. Później spotkaliśmy moją babcię i powiedziałam jej, że 'zapomniałam' o fakcie, iż nie mamy lekcji i, że Bartek to mój gadający cień. Odprowadziłam Bartka z psami, a potem poszłam do domu.
W kilku słowach o mojej zmorze...
Na koniec opowiem Wam jeszcze, o mojej zmorze, dziewczynie zakochanej w Marku - Dagmarze.
Strasznie mi się podlizuje, doszła do wniosku, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, kochamy się jak siostry i jak spaceruję sobie z Markiem po korytarzu sama (bez Andzi) to łazi za nami. I jeszcze jak chwaliłam się, że mam pięć psów: dwa prawdziwe, Marusia, Angelisię i podwórkowego Reksia, to mi powiedziała, że mam pięknego psa i czy bym się z nią podzieliła... No myślałam, że padnę, i że normalnie będą mnie reanimować...
KTO SŁYSZAŁ O DZIELENIU SIĘ PSEM!? KTO SŁYSZAŁ O DZIELENIU SIĘ CZŁOWIEKIEM!? Ja nie mogę... Mam jej serdecznie dość. Ale muszę pomóc Markowi i nie zostawię go z tą zmorą. ;) ;) ;).
To już wszystko.
Pozdrawiam Was,
Pa ;*.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz