Jak to jest? Uważasz, że już kogoś znasz od podszewki, a tu nagle okazuje się, iż ten ktoś pokazuje się od zupełnie innej strony. Gorszej strony. Ten, którego uważałaś za znanego sobie, pomaga Ci jeszcze bardziej uwierzyć, że go znasz, a tu ni stąd ni zowąd, pokazuje, jaki z niego idiota. Później znowu, skruszony wraca, robi maślane oczka i Cię przeprasza. A Ty głupia, najpierw udawałaś urażoną księżniczkę, ale potem odpuściłaś i wybaczyłaś.
Tak, wiem. Bardzo to wszystko skomplikowane. Już tłumaczę.
W niedziele, wraz ze swoją paczką (tj. Angelika, Marek, Bartek W.) poszliśmy do kina. Umówiliśmy się na przystanku dwunastki. Przyszłam (jak zwykle) pierwsza. Po jakimś czasie, zobaczyłam jak Marek wraz ze swoim kumplem z 5 klasy wychodzi z taksówki. O nie! - pomyślałam identyfikując towarzysza mojego przyjaciela. Tylko nie on! Marek, błagam, powiedz mi, że on z nami nie jedzie. - kontynuowałam moje myślowe wyżalenia. To był chłopak, który mówił na mnie siusiumajtek. Z tym całym siusiumajtkiem to długa historia. Po pewnym czasie dotarła reszta załogi. Bartek zapytał czy wszyscy mają bilety do kina.
- TAK! - każdy każdego przekrzykiwał.
Marek natomiast szukał w swojej torbie, z jego miny nie wynikało nic dobrego. Bartek widząc to spojrzał na niego i powtórzył swoje pytanie.
Teraz ja popatrzyłam się na naszego blond towarzysza. Nie no! Marku, powiem Ci, że dziwię się, że o głowie pamiętałeś!
W dalszym ciągu przyglądałam się z nadzieję na pana zapominalskiego, ale byłam już przekonana, że poszukiwania biletu w torbie zakończą się niepowodzeniem. Spoglądając na Marka, odpowiedziałam Bartkowi na jego pytanie.
- Nie ma.
I wróciłam wzrokiem do naszego przyjaciela. Tak, miałam racje. Zrobił się tylko jeszcze bardziej czerwony, (wszyscy byliśmy, bo było zimno) próbował udawać, że wszystko w porządku, że się pomyliłam, ale znałam go na tyle, iż wiedziałam - moja pomyłka była niemożliwa. Zadzwonił do mamy. Dobra, nie będę opisywać, tego jak go dostał, naszej podróży tramwajem, tylko dojdę od razu do części "Gorszej strony". Oglądamy sobie "ODLOT" i nagle nasz młodszy kolega położył na mojej głowie paczkę po popcornie, w której były ostatnie okruchy zawartości. Na moich umytych włosach wylądowały niezbyt przyjemne cząsteczki. Ledwo je rzuciłam. Po jakimś czasie znów czymś dostałam. Tym razem od Marka. TO BYŁ JUŻ SZCZYT WSZYSTKIEGO! Obraziłam się i nie odzywałam do nich do końca filmu. Po powrocie do domu odbyłam z moim przyjacielem taką rozmowę:
"przepraszam za moje nietaktowne i ordynarne zachowanie w kinie ~ Marek
skoro posługujesz się tak piękną mową, to jestem zmuszona wybaczyć. ~ Ja
Albowiem powiadam ci, iż jestem wielce uradowany ~ Marek
obawiam się, że w tak wdzięcznej rozmowie, szybko zabraknie mi takich wytrawnych słów. ~ Ja
(...)
a tymczasem jestem zmuszona cię opuścić. ~ Ja
dobrze przyjąłem tą niezwykle ciekawą wiadomość ~ Marek
uradowałeś mnie tą jakże niezwykłą informacją ~ Ja "
koniec.
I co ja mam o tym wszystkim myśleć? Nie wiem;(. Czy ludzie muszą tak zaskakiwać. Czy nie mogliby udawać, że nie mają wad (tak jak to często robię ja). Ach... Trudno. Trzeba się do zawodów przyzwyczaić. Zwłaszcza, że Markowi i tak wszystko (chyba) wybaczę.