Od razu mówię, że to nie do Was moi czytelnicy... To do moich... hem... PRZYJACIÓŁ? A nawet nie tyle przyjaciół do... LOSU. Tego ... (cenzura) losu!
Może zacznę od początku... ta historia jest wielce ... (cenzura), ale i tak połowa ludzi, którzy spojrzą na tą notkę tego nie przeczyta, więc co mnie to obchodzi?
Od jakiegoś miesiąca bardzo się zmieniłam. Ja i moje życie. Co więcej, nie ja tego chciałam, zdecydowano za mnie, nie miałam nic do powiedzenia. Moje rozmowy z dotychczasową paczką przyjaciół (Angelika, Marek) ograniczyły się do minimum. Całe dnie spędzałam z Bartkiem, fakt, że trochę uniemożliwiał mi powrót do starych kumpli, ale spokojnie były momenty, w których mogłam do nich dojść, niestety, Jaśnie Pan Marek patrzył na mnie takim wzrokiem, że zastanawiałam się, czy nie ma jakiś powiązań z Bazyliszkiem. Więc mówiąc krótko - robiłam w tył zwrot i szłam do Bartka. Dnia, bodajże, dwudziestego kwietnia, Bartek opowiedział mi długą i bardzo skomplikowaną historię o swoim problemie. Problem = zakochał się, nie zdziwię Was, jeśli powiem, że we mnie, nie? Od tego czasu, towarzyszyłam mu prawie non-stop. I wiecie co? Nie było mi źle, brakowało mi tylko Angeliki, która nie wiadomo dlaczego, nie zbliżała się do mnie na krok. W piątek zaczęło się piekło. Cały dzień przepłakałam. Angelika wykrzyknęła zdanie, które dźwięczeć w mej głowie będzie do końca życia - "Ale ja już nie mam przyjaciółki" Później działy się rzeczy, których nie zapomnę, aczkolwiek bardzo bym chciała... Angelika i ja płakałyśmy, Bartek postanowił zerwać ze mną wszystkie kontakty, Marek uważał, że jestem bezczelna... Później jakoś pogodziłam się z Angeliką, Bartek stwierdził, że jednak nie zrobi tego co zamierzał, a Marka i tak miałam gdzieś. Później (wczoraj) była moja 'impreza urodzinowa'. Byliśmy w Manu. Na początku było fajnie, potem się zwaliło i z dziesięć razy płakałam... ale spoko. Na koniec Bartek wyjaśnił Markowi swoją historię, a ten wywnioskował, że jesteśmy nienormalni... Postanowił zerwać przyjaźń ze mną. Do domu wracałam z Bartkiem i na koniec się przytuliliśmy, co dało mi nadzieję, na dobre zakończenie tego cholernego koszmaru. No i tym sposobem dotarłam do dzisiejszego dnia. Zaczął się dość niemiło, ale dobra... Marek powiedział mi, że: jestem bezczelna, zołza, wredna, zmieniam przyjaciół jak rękawiczki, itd. Szczerze? Wcale mnie zdanie tego idioty nie obchodziło. Reszta dnia była wyjątkowo fajna. Spacerowałam z Bartkiem po parku, siedzieliśmy na ławce, można rzec, że przytuleni... i w sumie było mi na serio dobrze. Czułam się, jakby wszystkie złe rzeczy były już za mną. Niestety, Bartek musiał mi mój błogi spokój i radość zrujnować. Ok. 19 napisał mi, że wraca do NICH (nie pytajcie) i że zapomni o wszystkim co do mnie czuje, bo to nie ma sensu, jeśli ja nie odwzajemniam jego uczuć. Długo starałam się mu nie napisać "kocham cię", ale nie wytrzymałam i w końcu mu to napisałam. Reakcja nie była zadowalająca, ponieważ odpisał "Sorry, jutro pogadamy", a niestety jutro idziemy na wycieczkę całodniową, a on nie idzie... Mam dość, ale powiem szczerze, że dobrze jest gdzieś przelać uczucia... a teraz pa, bo już późno!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz