Sądzę, że pierwsze, co zrobić powinnam, to gorąco przeprosić za nieinformowanie i nieodpowiadanie. Musiałam uporządkować swoje myśli... uczucia. Przepraszam.
Ostatnio doszłam do wniosku, że ludzie potrzebni do normalnego funkcjonowania zaczęli rozwalać mi życie. Nie licząc Gu, reszta po prostu zburzyła spokój, o który modlę się od dawna. Zniszczyli pozostałości po dniach, które nazywałam szczęśliwymi. Krótko mówiąc: spowodowali mój stan krytyczny.
Powoli odbudowuję piramidę tak dokładnie przez nich zdemolowaną. Z każdą cegłą mam więcej siły. Odrodziłam się niczym feniks z popiołów. Powstaję, podnoszę się z samego dna rozpaczy. Dni nie przynoszą samego żalu, teraz ciągają za sobą nadzieję. Podają mi ją na tacy, a ja z wdzięcznością uśmiecham się do losu. Świat postanowił dać mi odpocząć, za co niezmiernie mu dziękuję.
Smutek - oczywiście - nie opuścił mnie. Nadal przykro mi, gdy widzę, bądź przypominam sobie An, która w zupełności mnie olewa, ale zaczynam przyjmować ten fakt do wiadomości i godzić się z nim. W dalszym ciągu źle się czuję, wiedząc, że zepsułam uczucie, jakie łączyło mnie z M, jednak zaczynam rozumieć, że to nie była moja wina. Ciągle tęsknię za B, do czego wreszcie się przyznaję, lecz myślę, iż uda mi się wyleczyć z tej miłości.
Odzyskuję radość istnienia. Wywalczyłam średnią 4,13 i choć żadne to znowu osiągnięcie cieszę się, że tego dokonałam. Znalazłam osoby, które naprawdę mnie lubią, z którymi wolniutko się zaprzyjaźniam. Wiecie, że boję się mówić o przyjaźni, ponieważ ciągle okazuje się, że mylę się w ocenie ludzi. Widzę za to, że mogę mieć nadzieję, że mam na kogo liczyć. I tym postaciom bardzo dziękuję, bo w chwili obecnej przytrzymują mnie przy życiu, a to, na szczęście, zdecydowanie się poprawia. Szkoda, że musiałam ponieść tyle strat, żeby zobaczyć, że mam wokół siebie dużo bardziej wartościowych ludzi. Trudno, stało się. Oby teraz było lepiej.
W Sylwestra widziałam B. Mocno wpłynęło to na moją psychikę. Otrząsnę się. Obiecuję. An zmienia się w dziewczynę, której nie chcę znać, w kogoś, kto sili się na oryginalność i co gorsza, strasznie to widać... Nie wiem, co chce osiągnąć. Nie odzywam się, poddałam się już. Ile można walczyć o przyjaźń kogoś, kto zranił tyle razy? Nie warto, chyba. M? Nie rozmawiamy ze sobą od... a bo ja wiem? Cóż, coś się kończy, coś zaczyna, nie? Na razie są ze mną dwie dzieweczki, a dzięki nim odbijam się od dna. No i Gu. Ale Gu jest zawsze. I za to ją kocham.
To wszystko, dzięki, że jesteście! ♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz