poniedziałek, 20 lutego 2012

Zwątpienie, obawy...

     W głowie, jak i wszystkim dookoła powtarzam hasła: będę pisarką, otworzę zakład fotograficzny, moja książka będzie bestsellerem, zbuduję wielki, piękny dom, kupię sobie cztery psy, nie będę miała męża (bo mnie zdradzi), nie będę miała dzieci (bo są denerwujące), będę spełnioną, dobrą, dumną, piękną kobietą. Tak sobie mówię. Tak mówię ludziom. Wierzę w to. Staram się w to wierzyć.
     Bywają chwile zwątpienia. Nie znoszę ich. Bo co jeśli...
 - nie zostanę pisarką, moja książka stanie się badziewiem, a innych nie napiszę, ponieważ stwierdzę, że już nie będzie sensu?
 - nie otworzę zakłady fotograficznego, bo nie będzie mnie na to stać, ani nie będę miała predyspozycji?
 - nie zbuduję domu, bowiem nie będę miała ku temu funduszy?
 - nie kupię psów, ponieważ nie będę miała ich, za co utrzymać?
 - rzeczywiście nie będę miała męża, przecież nikt nie pokocha kogoś takiego jak ja?
 - naprawdę nie będę miała dzieci, jako że okaże się, że nie mogę ich mieć?
 - nie będę spełnioną, dobrą, dumną, piękną kobietą, tylko jednym wielkim nieudacznikiem?
     Kiedy się nad tym zastanawiam, kiedy wątpię, tak strasznie boję się, że faktycznie będę ofiarą losu, nigdy niczego nie osiągnę i tak ogólnie to dobrze będzie jak sobie strzelę w łeb.
Wtedy płaczę, proszę, albowiem nie chcę, żeby tak się stało. Nie pozwolę...
     Potem się modlę. Panie, proszę, daj mi:
 - wiarę, bo z Tobą wszystko mi się uda,
 - nadzieję, bo gdy zacznie się walić ona utrzyma mnie przy życiu,
 - miłość, bo z nią można pokonać największe problemy,
 - odwagę, bym nie stchórzyła w najgorszym momencie,
 - siłę, bym mogła ciągle walczyć o swoje szczęście.
     Bo to w końcu o szczęście tu chodzi, właśnie szczęścia pragnę.

Marzenia się spełniają 
Tylko mocno, mocno, mocno w nie wierz 
Ściskaj kciuki co sił, oczy zamknij też... 

sobota, 18 lutego 2012

Widziałeś upadek przyjaciela?


Zastanawiałeś się kiedyś, co byś zrobił, gdyby przyjaciel zaczął rujnować sobie życie? Pewnie starałbyś się ze wszystkich sił wyciągać go z bagna, do którego usilnie chce wejść. Nie pozwoliłbyś, aby uczynił coś, co wpłynęłoby negatywnie na jego przyszłość.
Powiedz mi, a co jeśli nie możesz zrobić nic, bo ten przyjaciel odseparował Cię od siebie? I mimo to usiłujesz zapobiegać, tłumaczysz, powtarzasz, prosisz, wylewasz łzy. Do niego, niestety, nic nie trafia.
Nie wiesz, co począć. Poddajesz się. Możesz już tylko patrzeć, jak powoli zaprzepaszcza wszystko, co kiedyś się dla niego liczyło, co dla Was miało wielkie znaczenie.
Serce się kraje na widok bliskiej osoby, która pie*doli sobie życie. Najgorsza jest ta niemoc, ta bezsilność, fakt, że nie możesz nijak temu zapobiec.
Wyobraź sobie, że z boku przyglądasz się, jak Twoja przyjaciółka zmienia się nie do poznania. Zaczęła inaczej się ubierać, czym powoduje niezadowolenie nauczycieli, nagle słucha innej muzyki, obie te rzeczy ogłaszając co i rusz całemu światu, w celu udowodnienia swojej wyjątkowości, przestała przejmować się swoim zdrowiem, obniżyła się w nauce - czego dowodem są cztery zagrożenia, zostawiła Cię dla dziewczyny, której fałsz wyczuwa na odległość każdy z Twojej klasy i - jakby tego wszystkiego było mało - straciła dziewictwo w wieku niespełna piętnastu lat z chłopakiem (osiemnastolatkiem) poznanym przez internet, a ich znajomość liczyła sobie wówczas około trzech miesięcy. Fajnie, nie? Zajebiście.
Powiedz mi teraz - jak się z tym czujesz?

piątek, 10 lutego 2012

Chore pomysły prześladują moje myśli


http://img69.imageshack.us/img69/9588/cccj.png     Przeraża mnie praca mego umysłu. Myśli plątające się w mojej czaszce zeszły na złą drogę. Boję się dalszych efektów realizacji planów zrodzonych w pogrążonej w ciężkiej chorobie głowie. Logika i rozwaga przegrały zaciętą walkę z jakimś demonem, który opętał mą osobę. Co on jeszcze zrobi? Do czego mnie zmusi? Nie chcę nawet o tym myśleć. Ogarnia mnie lęk na samo wyobrażenie tego, co może się zdarzyć za jego sprawą. Najstraszniejsze jest to, że w głębi serca pragnę, aby to szatańskie stworzenie dalej kazało mi działać tak nierozważnie, głupio, szaleńczo. Skrycie chcę, żeby ta sytuacja rozwijała się coraz ciekawiej i trwała jak najdłużej.
     Nie mogę się nadziwić. Ja nie postępuję pochopnie. Wylewnie - owszem, ale wtedy, gdy będzie to uznane za stosowne. A tu... ledwo pomyślałam i już siedziałam przy komputerze, pisząc ten przeklęty mail, zastanawiając się przy tym jak odpowiednio zwrócić jego uwagę i jednocześnie nie pozwolić na odkrycie swojej tożsamości. Po kliknięciu w przycisk wyślij uświadomiłam sobie, co w ogóle robię. Ale wówczas było już za późno na jakiekolwiek czynności zapobiegające temu zdarzeniu... Boże, co ja zrobiłam?!
     Nie, nie żałuję. Najważniejsze, że odpowiedziałam sobie na pytanie, które dręczyło mnie od dłuższego czasu, a które on zadał mi dużo, dużo wcześniej. I wreszcie umiałam szczerze i bez problemu znaleźć na nie odpowiedź. Sądzę, że to się liczy. To mnie usprawiedliwia. Może właśnie tego potrzebowałam? Może jedynie to powstrzymywało mnie od całkowitego uwolnienia się od niej? To w końcu on pierwszy zasugerował, że istnieje świat bez niej. Nie kto inny, ale on pierwszy nas podzielił. Może zasługiwał na odpowiedź. Może musiał ją otrzymać.
  - Ada, umiałabyś żyć bez Angeliki? - zapytał Bartek, a ja ledwo utrzymałam się na nogach. O co on mnie pyta?
  - Yyy, no, jasne. Przecież jakbym jej nie znała... - Nim zdążyłam zebrać myśli, przerwał mi, mówiąc:
  - Ale ją znasz. Co gdybyście miały się rozstać, jak wyglądałoby twoje życie bez niej? - Patrzyłam zaszokowana w jego oczy, nie znajdując odpowiedzi. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam... Bez Angeliki? My jesteśmy jednym. Od dawna. Nie wyobrażałam sobie naszego rozstania. Moje życie bez Angeliki... absurd.
     Niekoniecznie.
 _
NIE DLA ACTA!
NIE CENZURZE INTERNETU!
Nie dajmy odebrać nam wolności słowa!
Nie pozwólmy na kontrolę wszelkich naszych poczynań!
Nie gódźmy się na ukrywanie przed nami ważnych działań!
NARODZIE KOCHANY, INTERNAUCI, WALCZMY! 2.