(c) |
Cicho. Cichutko. Otrzyj łzy. Wszystko w porządku. Nie jesteś sam. No, już nie płacz. Raz, dwa, uśmiech na twarz! No, już dobrze. Cichutko.
Skostniałe kończyny, zamarznięte palce. Dreszcze panujące nad ciałem. Gęsia skórka. Spowolnione ruchy. Pulsujący ból w skroniach rozprzestrzeniający się z prędkością światła. Ciężki oddech. Opuszczone kąciki ust. Przygryzane wargi. Zgaszony wzrok. I tylko jedna, cicha łza – kłębowisko żalu, strachu i cierpienia.
Tłum ludzi na pokaz. Towarzysze w niedoli na moment. Krótkometrażowi pocieszyciele. Bohaterowie jednej sceny. Kompani sekundowi. Wielcy przyjaciele… zamaskowani, z nożami w dłoniach… rozdzierają wnętrzności od tyłu. W gromadzie dwulicowych radości i zakłamanych smutków zniknęła miłość. Gdzie szczerość?
Ach. Ten szum… i dudnienie. Gdzieś w środku, we wnętrzu. Pęka wiara, kruszy się powolnie nadzieja. Miłość złamana, zagubiona. To serce walczy z samotnością. Ono umiera. Toczy przegraną z góry bitwę z batalią sztucznych uczuć, chwilowych wartości i związków na pozór. Au, to nie do zniesienia. Dźwięk osłabia, ból pozbawia życia.
Jest dobrze, nie martw się. Wszyscy są obok, widzisz? Nie bój się. Cichutko, już w porządku. Dalej, wytrzyj oczy i uśmiech proszę.
Myśli rozsadzają czaszkę. Wbijają się w zakamarki duszy, tnąc bez uprzedzenia jej delikatną postać. Gorąco. Zimno. Nie, już dość. Proszę.
Co jest?
Nie chcę przyjaźni na niby, odejdźcie. To koniec.