środa, 31 lipca 2013

✗ SAMOZNISZCZENIE MUROWANE

tak piękne, tak cudownie
...pościel jeszcze pachnie...
   Kiedyś się zniszczę. Doprowadzę do autodestrukcji. Wykończę się doszczętnie. Masochistyczne usposobienie wpędzi mnie do grobu lub do psychiatryka. Zresztą, co za różnica?
   Nie powinnam się oszukiwać. Nie powinnam myśleć o Tobie w innych kategoriach niż rzeczywiste. Nie powinnam wyobrażać sobie nie wiadomo czego, a już szczególnie TEGO, co sobie wyobrażam. Ale ja nie mogę przecież inaczej. Muszę sprawiać sobie niepotrzebny ból, oczami wyobraźni widząc to, czego nie ma i nie będzie.
   Jesteś daleko, milczysz, traktujesz mnie oschle - źle, bo potrzebuję Cię w każdej chwili, chcę żebyś był przy mnie. Jesteś blisko, nadajesz ze mną bez końca i to ze sporym ciepłem - nadal źle, bo przez to w mojej głowie rodzą się niestworzone wizje, które po krótkim przypływie ekstazy wywołują u mnie stan depresji i melancholii. Krótkotrwały, bo zaraz znów jesteś obecny w rzeczywistym świecie, ale jednak.
   W moich fantazjach wszystko jest niezwykle realne. Niemal czuję Twoje dłonie błądzące po moim ciele oraz usta szukające moich warg. Sama poznaję każdy centymetr Twego ciała... delikatnie - koniuszkami palców powoli kreśląc długie i zawiłe linie - lub całkiem zachłannie - nasycając się Twoją bliskością na wszelkie sposoby. Ale to wszystko na niby, to wszystko jest zwykłą iluzją stworzoną przez mój spragniony Ciebie umysł i wielką brednią zakochanego serca. 
   I te moje piękne wyobrażenia paczą mi psychikę. Jesteś tak blisko, ufasz mi, wytrzymujesz moje towarzystwo, lubisz mnie. A wciąż jesteś tak daleko. I tak już pozostanie... ta perspektywa jest chyba najgorsza. No, ale jesteś genialnym przyjacielem. To też jest dobre. Wspaniałe.
   Tylko ta cholerna świadomość, że nie mogę rzucić Ci się w ramiona na powitanie, że nie mogę przytulać Cię, kiedy tylko zechcę i że nie mogę Cię pocałować, trochę mi doskwiera.
~ * ~
Stara Adusia wróciła, znów narzeka na nieszczęśliwą miłość, witaj dziecino!

poniedziałek, 22 lipca 2013

✗ PROGRES WAKACYJNY

Dzień dobry. Chciałabym się odnieść do ostatniego postu. Nic się nie zmienia. Tylko korzystam z wakacji, unikając siedzenia w domu. Tak jest wygodniej. Mniej łez, mniej destrukcyjnych myśli. Mam nadzieję, że w końcu coś się zmieni. Ale w to wątpię. Tamta notka była objawem mojej rosnącej słabości i okropnej bezsilności. Czasem trzeba powiedzieć to, co zwykle wolimy przemilczeć...
   Zeszłoroczne wakacje wprawiły mnie w stan depresji. Byłam wówczas nazbyt aktywnym blogerem. Siedziałam tutaj (konkretnie, o ile dobrze pamiętam, na zacieramslady) całymi dniami, mając nadzieję, że ktoś wyrwie mnie z żałosnego letargu, do którego sama doprowadziłam. Lipiec wspominam jako miesiąc męczarni i kompletnego doła psychicznego. Nie było nikogo. A ja tak bardzo potrzebuję ludzi. W sierpniu nieco się poprawiło, ale nie wspominam tych wakacji dobrze.
   Uznałam, że - choćby się waliło i paliło - nie mogę dopuścić, abym w tym roku cudowne, wolne od szkoły dni spędziła w samotności, gapiąc się w ekran komputera i prosząc Boga o cud. Zaczęłam działać. 
playlista Lady Pank
   I na 25 dni wakacji 16 spędziłam w towarzystwie. Postęp, prawda? Czuję, że żyję i nie zauważam faktu, że czas mija. Co zauważyliście pewnie... wciąż nie powiedziałam słowa na temat wyników egzaminu gimnazjalnego, ocen na świadectwie ukończenia szkoły oraz tego, czy dostałam się do upragnionego liceum. Pewne rzeczy do mnie nie dotarły. 
   Chcecie to wiedzieć? Wynik egzaminu - 135 punktów. Średnia z ocen 4,55. Dostałam się. Mogło być lepiej. Ale wyniki, zważywszy na całoroczne nic nie robienie i opierdalanie się, są zadowalające. No i dostałam się jako 9. Nie ma powodów do zmartwień. Tylko... do mnie wciąż nie dotarło, że od września idę do nowej szkoły. No cóż.
   Nie wiem, co mnie czeka w przyszłości. Na razie nie chcę o tym myśleć. Na razie nie chcę myśleć o niczym. Mam wakacje. Mam wakacje. Mam wakacje. I będę z nich korzystać. Nic mi ich zepsuje.
   Żaden niszczący mi rodzinę facet, żaden strach przed nową szkołą, żadne irracjonalne uczucie. NIC MI NIE ZNISZCZY TYCH WAKACJI. 
   Wierzę w to. Ostatkiem swych sił, ale wierzę.


środa, 10 lipca 2013

...błagam was, zlitujcie się i zabijcie mnie...

   To nie jest tak, że ja nie staram się zaakceptować aktualnego stanu rzeczy. To nie jest tak, że nie próbuję pogodzić się z niedogodnościami. To nie jest tak, że uwzięłam się na tego człowieka i przestałam być tolerancyjna. To nie jest tak, że zaczęłam przesadzać i dramatyzować. TO NIE TAK, DO CHOLERY.
   Rozmawiam. Śmieję się. Jem. Śpię. Żartuję. Bawię się. Śpiewam. Tańczę. Spaceruję. Piszę. Maluję paznokcie. Rozwijam się. Próbuję nowych rzeczy. Jeżdżę na rowerze. Wychodzę z psami. Kupuję ubrania, kosmetyki. Siedzę na facebooku. Oglądam seriale, anime, filmy. Słucham muzyki. Spotykam się ze znajomymi. Egzystuję dość normalnie. A w między czasie... płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę, płaczę. I PŁACZĘ.
   W chwili obecnej czuję się całkiem wyprana z emocji. W chwili obecnej potrafię ślepo gapić się w ekran laptopa i udawać, że mnie to nie dotyczy, że mnie to nie obchodzi. W chwili obecnej moich myśli nie opuszcza makabryczna chęć śmierci. W chwili obecnej w moim sercu tkwi żal, gorycz, ból i poczucie zdrady. W chwili obecnej nie potrafię poradzić sobie z życiem. Chcę zniknąć. Chcę to skończyć. TERAZ.
   Nie chcę się zabijać. Mam wielką wolę życia. Tylko nie wiem, czy jest sens ciągnąć coś, co straciło znaczenie. Tak, czuję się nic nie warta. Czuję się słaba. Czuję się niepotrzebna. Czuję się niekochana. Czuję się... ZBĘDNA. 
   Straciłam swoją oazę. Straciłam swój spokój. Straciłam to, co zawsze dawało mi siłę. Moja rodzina już nie istnieje. To małe, rozbite, lecz kochające coś już zniknęło. Więc może ja też powinnam zniknąć? Nie chcę słuchać kłótni, nie chcę widzieć łez, nie chcę słyszeć wzajemnych oskarżeń, nie chcę wyciągać starych przewinień, nie chcę myśleć o braku rodziny. NIE CHCĘ, NIE MAM OCHOTY.
   Dlaczego jedna osoba potrafi zniszczyć świat kilku? Dlaczego samym pojawieniem się zburzyła spokój i przegnała radość moją, mojej babci i, jakby nie patrzeć, mojej mamy też. Choć ona podobno jest szczęśliwa. Podobno. Szczęście otoczone bólem bliskich. I WŁASNYM.
   On Cię nie szanuje. On Cię wykorzystuje. On się czuję tu najważniejszy. On jest tak stereotypowym facetem, jak stereotypowym facetem być można. On się rozpanoszył. On myśli, że może mną rządzić. On uważa się za pana i władcę. On nic nie robi, żeby Ci pomóc. On nic nie wnosi do tego domu. On nie bierze pod uwagę potrzeb innych. On jest egoistą. On jest narcyzem. On niszczy mi wszystko. On nie potrafi się zmienić. On zepsuł harmonię i ład w moim życiu. On nie jest wart Twojej miłości. On pije. On znika na noc. On całymi dniami, tuż po pracy, siedzi przy komputerze i oczekuje obsługi. On na Ciebie nie zasłużył. OTWÓRZ OCZY, MAMO.
   Nigdy nikogo nie nienawidziłam. To się zmieniło. Dziwnie się z tym czuję. Nie chciałam tego. Nie tak miało być. JEST ŹLE.
   Szukam pomocy. Krzyczę. Ale już nie mam siły. Już mam dosyć. DOŚĆ.
   Z każdym dniem jest gorzej...