piątek, 31 grudnia 2010
Czas podsumowań
Od jutra jesteśmy o rok starsi, choć nie wszyscy dojrzalsi. Pewnie to dziwne zważywszy na to, że czas upływa w każdej sekundzie, ale ludzie, jak żaden inny gatunek zwierząt udowadniają, że są dziwni. Ale dziwny, to też nienormalny. A jak brzmi moja i Marka filozofia "wszyscy jesteśmy nienormalni, a ci, co uważają się na normalnych są głupi!" Oczywiście, nie obraźcie się. Chodzi o to, że dla każdego co innego jest normalne, codzienne. To co dla kogoś jest wprost niewyobrażalne, dla mnie może być na porządku dziennym i odwrotnie. A teraz wracam do tematu. Z racji iż uważam ten rok za najbardziej bogaty w doświadczenia, chciałabym go podsumować. Zaczynajmy.
Najpierw, żeby później się pocieszyć, złe rzeczy, które przeszłam, przeżyłam.
Negatywy:
§ kryzys finansowy
§ okulary
§ fałszywa przyjaźń
§ zdrada
§ babcia w szpitalu
§ śmierć dziadka
§ 6 pał w ciągu jednego semestru
§ wykrycie nadciśnienia u mamy
§ najniższa średnia w moim życiu
§ urwane kontakty z kolegami z klasy
§ prawie wpadnięcie w anemie
§ decyzja o przeprowadzce
§ kłótnia z prawdziwym przyjacielem
§ krzywdy wyrządzone innym
§ 23 blizny na mojej ręce
Pozytywy:
§ zdobyte doświadczenie
§ pierwsza miłość
§ związane z nią wspaniałe przygody
§ odkrycie prawdziwych przyjaciół
§ najwyższa średnia na świadectwie
§ odkrycie moich dwóch talentów
§ ofiarna pomoc przyjaciela
§ adoracja dwóch chłopaków
§ szczerość w przyjaźni
§ kochany telefon
§ lepszy kontakt z tatą
§ porządek w pokoju
§ cudowne przeżycia
§ spotkanie się z Agnieszką
§ poznanie Kasi
§ dobry (chyba) wybór gimnazjum
§ Wy, moi drodzy czytelnicy
No. Tego. Właśnie. ;)
sobota, 25 grudnia 2010
I o co ten krzyk?!
Jeszcze tylko jutro i znów powie ktoś 'święta, święta i po świętach'. Rutynowo. Tak jest co roku. Lubię te rodzinne święta, nawet zaczęłam odczuwać tą cudowną moc, ale... No, właśnie. Ale. Czy gdyby to było prawdziwe, magiczne Boże Narodzenie, to czy spędzałabym je na pisaniu jakiejś głupiej notki?! Wątpię i Wy chyba też. Kolacja wigilijna odbyła się w przyjemnej atmosferze, wcześniej byłam u taty... nie sądziłam, że mogę się u niego tak dobrze czuć. A mimo to, gdy pomyślę, że jutro ma przyjść i jeść ze mną grzybową, to pojawia się moje zniechęcenie do świata, najchętniej bym się rozchorowała od razu. Zawsze tak mam. Jedzenie... jak zwykle, chyba nigdy nie zjem przepisowych dwunastu potraw. Nie lubię jeść... Odkąd pamiętam byłam niejadkiem. Nie pojadłam dużo, ale to co przełknęłam należało do raczej smacznych rzeczy. Choinka lśniła cały czas. Po kolacji psy dostały swoje prezenty - piłeczki do zjedzenia. Następnie wręczyłam mamie i babci ich prezenty i przeszłam do odpakowania swoich. Dostałam trzy... dobra, to pominę, yyy, książkę "Świat według psa. Opowieść jamnika Bolka", maskarę, błyszczyk i moje ukochane czekoladowe kuleczki. Skromnie. Ucieszyłam się oraz nieźle zaskoczyłam, choć nie ukrywam, że trochę rozczarowana również byłam. Niby mama powiedziała mi wprost, że nie dostanę aparatu, aczkolwiek... zawsze pozostaje ta naiwna, złudna nadzieja. Później śpiewałyśmy trochę kolęd. Oglądałyśmy filmy i bajki. Koniec. Nie liczyłam w sumie na nic więcej. Nie wiem czemu, ale jestem w melancholijnym nastroju. Może to dlatego, że te święta to pierwsze święta z bliznami... Tak, ten rok był wyjątkowo bogaty w doświadczenia... Jedne z najszczęśliwszych, acz i te okropne, których normalni ludzie nie chcą pamiętać, a ja pielęgnuję, twierdząc, że pomagają mi pisać książkę, czyli wczuwać się w sytuacje mojej bohaterki. Jestem pewna, iż roku 2010 nie zapomnę nigdy. Za dużo się wydarzyło. Ale o tym napiszę, gdy będę podsumować ten roczek.
Kochany Panie Mikołaju,
my tak czekamy każdej zimy,
dlaczego zawsze Pan przychodzi
do nas, gdy śpimy?
Czy to już musi tak pozostać?
Czy to jest w księgach zapisane?
Ja od prezentu bym wolała
spotkanie z Panem.
[...]
Kochany Panie Mikołaju,
dziewczynka z bardzo smutną minką
pyta mnie o to, czy Pan znajdzie
prezent pod choinką?
Czy ktoś o Panu nie zapomni?
I Panu smutno będzie potem.
Dzieci chcą Panu dać w prezencie
serca szczerozłote.
czwartek, 23 grudnia 2010
Już jutro Gwiazdka!
Jutro mamy Wigilię, jak ten czas szybko leci... Jeszcze pamiętam, jak pierwszy dzień szłam do szkoły, a już minęły cztery miesiące. Mimo iż codziennie odliczałam godziny do przerwy świątecznej, to nie zauważyłam, kiedy właściwie przeszło tyle czasu. Życie przemija w zastraszająco szybkim tempie. Może dlatego nie czuję nadchodzących wielkimi krokami świąt Bożego Narodzenia. Mam wrażenie, że do Gwiazdki jeszcze masa czasu, a tymczasem to jutro. Obudzę się rano, spojrzę na ekran telefonu, a tam pojawi się data: 24.12.10. W ogóle nie odczuwam tej magicznej atmosfery. Niby choinka świeci się tuż obok mnie, miga fioletowymi lampkami, niby kupiłyśmy ogromną ilość jedzenia, niby na półce leży opłatek, niby posprzątałam cały swój pokój, niby przeżyłam szkolną wigilię i niby słyszę szepty mojej mamy i babci, zwiastujące prezenty. Ale i tak, gdybym nie posiadała kalendarza, dałabym sobie głowę uciąć, że jutro jest najzwyklejszy w świecie dzień. Nie wiem, czemu tak jest. Święta - to, co kiedyś było dla mnie tak wspaniałe - straciły dla mnie swoją magię i czar, możliwe, że przywykłam do wielkiego, czarnego worka prezentów, przyniesionego prze grubego brodacza, a może dlatego, że te rodzinne święta powinny być obchodzone w licznym gronie, nie tak jak w moim przypadku - trzyosobowym. Muszę poprosić mamę, żebyśmy obejrzały Disneyowskie, choć nie tylko, bajki o Bożym Narodzeniu. "Mickey: Bajkowe Święta", "Opowieść Wigilijna", "Expres polarny", i wiele, wiele innych, cudownych opowieści, oglądanych przeze mnie, jako małą dziewczynkę, wierzącą w te historie, niczym w prawdę przenajświętszą. Tak, to były moje święta. Takie, jakie być powinny, radosne i rodzinne. Brakuje mi ich. Mam nadzieję, że kiedyś znowu będę mogła nakryć do stołu więcej niż tylko cztery miejsca. Na pewno, musi tak być, po prostu musi, wierzę w to.
Do naszych serc, do wszystkich serc uśpionych
Dziś zabrzmiał dzwon, już człowiek obudzony.
Bo nadszedł czas i dziecię się zrodziło.
A razem z Nim, maleńka przyszła miłość.
Maleńka miłość w żłobie śpi,
Maleńka Miłość przy Matce Świętej.
Dziś cała ziemia i niebo lśni
dla tej Miłości maleńkiej.
Porzućmy zło, przestańmy złem się bawić.
I czystą łzą spróbujmy serce zbawić.
Już nadszedł czas, już dziecię się zbudziło
A razem z Nim, maleńka przyszła miłość.
Maleńka miłość zbawi świat
Maleńką miłość chronimy z lękiem
Dziś ziemia drży i niebo drży
Od tej miłości maleńkiej.
niedziela, 5 grudnia 2010
W poszukiwaniu siebie...
Powinnam przeprosić... pewnie i tak, ale co z tego, skoro nie czuję się winna? Kiedy wyznajesz skruchę, musisz mieć choćby najmniejsze wyrzuty sumienia... inaczej przeprosiny nie są wartościowe. Jeśli masz być nieszczery w najpiękniejszych gestach, lepiej po prostu ich nie czyń.
Z tego powodu nie przepraszam.
Prawdę mówiąc, zastanawiam się, czy to moje blogowanie ma sens. Nie, nie chcę odchodzić, zresztą chociażbym bardzo chciała i tak nie dam rady porzucić pisania blogów. Niestety... gasnę. Gdy masz czas wszystko jest dużo prostsze, lecz kiedy ci go zabraknie, to zaczynają się schody. No bo jak pogodzić naukę z pisaniem blogów podczas gdy nie masz nawet czasu dla przyjaciół, a ci są kilkaset razy ważniejsi niż jakiś tam internetowy pamiętnik. Wiem, jestem idiotką. Skończoną idiotką... W ogóle po co ja to piszę?! Yhm.
Dobra, wracając do tematu.
Cokolwiek się stanie wiem, że z blogami się nie pożegnam. Mimo braku czasu, chęci i tych innych różnych bzdur. Pamiętam, jak ponad dwa lata temu założyłam swoją pierwszą stronę, kończącą się domeną ,,blog.onet.pl'' Tak... Nie znałam się na grafice, ani na innych tego typu rzeczach. Rozwinęłam się od tamtego czasu. Blogi zmieniły moje życie... nawet bardzo...
To właśnie tu poznałam prawdziwą i bezwarunkową przyjaźń.
Tu podejmowałam ważne decyzje.
Tu poznałam swój "talent"
Tu nauczyłam się tego, czego moi znajomi nigdy nie będą umieć.
Tu przeżywałam każdą radość i wszelki smutek.
Tu chwaliłam się osiągnięciami i żaliłam z niepowodzeń.
Tu prosiłam o rady.
Tu pokochałam książki.
Tu poznałam wspaniałych, ciekawych i utalentowanych ludzi.
Tu zmieniałam swoje życie i siebie.
Fakt faktem, że przez Onet straciłam masę czasu i swój sokoli wzrok... żałuję, ale gdybym miała przeżyć tamten fragment swojego istnienia jeszcze raz, wyglądał by idealnie tak samo.
Nie o tym chciałam mówić...
Tak czy siak.
Nie wiem, co począć z moją karierą blogową. Chcę pisać blog. Ale nie znam swego celu i zamiarów. Raz chcę prowadzić kiczowaty blog pod publikę. Nie żeby nie sprawiało mi radości czytanie dziesiątek SZCZERYCH komentarzy, acz co z tego skoro nie robię tego, o czym pragnę.
Cały czas publikuję te same posty, różniące się jedynie treścią i grafiką.
ALE TO NIE JEST TO!
Ja jestem inna...
To nie należy do mnie... owszem, są to moje własne uczucia, ale nie utożsamiam się z tym aż tak.
Jestem bardzo zmienna...
Najchętniej za każdym razem pisałabym inaczej notkę.
Albo obrałabym zupełnie inny gatunek bloga. Raz grafika, innym razem opowiadanie, jeszcze kiedy indziej pamiętnik, szabloniarnia i diabli wiedzą co jeszcze.
No, ale już tak mam. Tak wyobrażam sobie siebie.
Choć nie wiem jaka jestem, ponieważ ciągle się zmieniam, poszukuję swojego prawdziwego ja.
Znam jedynie swoje pragnienia... oczekiwania od blogosfery... i wyglądają tak.
Nic na to nie poradzę. Niestety.
Jednak wiem, że taki blog raczej nie znajdzie uznania, a ono... nie jest najważniejsze, bo jeśli masz robić coś pod publikę i dla innych, nie czerpiąc z tego żadnych przyjemności, lepiej nie rób tego wcale. Aczkolwiek buduje. Sprawia, że chcesz pisać i pracować nad blogiem.
Bez niego... Jest trudno...
Nie wiem, nie wiem, nie wiem.
Pomóżcie, bo nie mam pojęcia, co dalej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)