czwartek, 30 czerwca 2011

Zaprzedałam duszę diabłu...


http://img17.imageshack.us/img17/1791/obrazekcudaczek.png    Wiesz, chyba odkryłam odpowiedź na dręczące nas oboje pytanie. Przeglądając pamiątki, czytając słowa napisane w owym czasie i zwyczajnie wspominając, znalazłam przyczynę naszych kłopotów. Odszukałam powód swoich nieszczęść. Prawdopodobnie, bo głowy za to nie daję, jestem prawie pewna, lecz trzeba wszystko jeszcze przemyśleć. Niemniej mogę być z siebie dumna, ponieważ w końcu na coś wpadłam, wreszcie coś mi się udało, a biorąc pod uwagę, że ostatnio nic mi nie wychodzi, to mam przyczynę do radości. 
    Moja teza może budzić kontrowersje, wątpliwości. Nie dziwi mnie to. Sama ledwo w nią wierzę, jednakże dowody są niepodważalne. Mogę się mylić, jednak jeśli mam rację, to nie wróży to nic dobrego. Wręcz przeciwnie, ponieważ twierdzę, że nie ucieszy Cię fakt, że najbardziej możliwym z powodów, jakie mogą być sprawcą naszych niepowodzeń, jest osoba obdarzona przez Ciebie szczerą nienawiścią, a moja pierwsza, niezbyt szczęśliwa miłość. Bartek. Cóż, najwidoczniej nie jeden raz zagości on w moim życiu. 
    Zapewne nie możesz pojąć co ma Bartek do mojej wyimaginowanej, ubzduranej miłości do Ciebie, nieprawdaż? Otóż przyznaję, na pierwszy rzut oka nie ma najmniejszego powiązania między tymi sprawami. Jeżeli spojrzeć na to ciut głębiej można dopatrzeć się sensu a nawet logiki. Z przerażeniem wyobrażam, co pomyślisz na mój wniosek. Co prawda to tylko teoria, ale mogę się okazać nieomylna, a jeśli tak będzie to... mamy przechlapane. 
    Nie owijam już w bawełnę i krótko oznajmiam, że rozwiązanie brzmi banalnie, czyli w dalszym ciągu kocham Bartka. Nadal nie rozumiesz, prawda? Zakładając, że pałam uczuciem do pana Be, mam prawo chcieć widywać się z Tobą jak najczęściej, ponieważ biadolisz o nim nieustannie, nie pozwalasz mi o nim zapomnieć, zarzucasz mu czyny, których się nie dopuścił, sprawiając, że zaczynam go bronić. Widząc Cię, pamiętam te wszystkie chwile we trójkę, jak rozmawiałam o Tobie z nim lub z Tobą o nim, jak pocieszałeś mnie po jego zdradzie. Jak jestem Ci za to wdzięczna, jak bardzo Cię za to kocham. 
    Pobijesz mnie za to wyznanie, choć nie uderzysz dziewczyny i choć nie czytasz mojego bloga, ale kiedy tak sobie myślę o Bartku, wspominam piękne momenty spędzone z nim, czytam o uczuciach, jakie we mnie budził i jakie na mnie wywierał, to wydaje mi się, że za nim tęsknię. I to dość mocno. 
   Oglądałam mój filmik, analizowałam nieopublikowane wpisy... Jej, bardzo go kochałam. Uważasz, że przez rok mi przeszło? Tak doszczętnie? Nie, raczej nie. To było za silne uczucie, wybacz. Uczucie, które mnie zabijało. W dużym stopniu się ulotniło, ale odrobina została...
   Najbardziej boli mnie to, że znów przeze mnie cierpisz, ale tym razem kocham Cię inaczej. Bardziej. Trwalej. Oczywiście, nie wiecznie. Chociaż kto wie, różnie w życiu bywa. A zwłaszcza w moim życiu.
    Nie bierz tego tak całkiem poważnie. Nie warto. Za często ostatnimi czasy popełniam błędy, by móc wierzyć mi na słowo. W teorie i tezy już w ogóle lepiej nie wierzyć.
    Odżywam. Jest lepiej. Niedługo wyzdrowieje. Fizycznie. Odżywam - psychicznie i fizycznie. 
    Kocham Was.
Oddałam duszę szatanowi. Oddałam siebie.
Swoją osobowość.
Przy okazji straciłam radość z życia,
Optymizm,
Szczęście.
W zamian chciałam miłość,
Zdradę wnet dostałam...
Smutek na zawsze przywołałam. 

poniedziałek, 20 czerwca 2011

A siebie samą ciągle pytam o jedno

  Kocham Cię? W poszukiwaniu odpowiedzi analizuję wszystkie swoje odczucia w stosunku do Ciebie. Z uwagą śledzę nic nieznaczące zachowania, nieistotne z pozoru myśli, zastanawiam się dokładnie nad każdym poczynionym ruchem. 
http://www.picshot.pl/pthumbs/large/33582/mi%C5%82o%C5%9B%C4%87.png    Trapi mnie jedno podstawowe pytanie. Kocham Cię? Nie wiem. Nie umiem sprecyzować... A ta informacja na pewno sprawiłaby mi niemałą ulgę. 
    Dobra przyjrzyjmy się niepodważalnym faktom. Uwielbiam Twoje towarzystwo, godzinami mogę wpatrywać się w Twe piękne, blado-lazurowe oczy, kiedy się widzimy, czuję się najszczęśliwszą osobą na naszej wielkiej planecie, tłumie szarej masy szukam znajomych rys, koleżanki mają serdecznie dość mojego pieprzenia na Twój temat. Kto jak kto, ale Ty wiesz, że nie przeklinam. Niemniej uważam, że akurat w tym przypadku wymyślanie innego określenia byłoby najzwyklejszym błędem. Wracając jednak do mojej wyliczanki. Śnisz mi się nad wyraz często, słyszę wtem czułe wyznania, odwdzięczam się, oczywiście, tym samym. Budzę się rozpromieniona, a potem ze smutkiem uświadamiam sobie, że to był tylko sen. 
    Przytoczone argumenty mogą świadczyć o tym, że chyba Cię kocham. Z drugiej zaś strony jesteśmy przyjaciółmi, to normalne, że lubię z Tobą przebywać, cieszę się, gdy Cię widzę, kiedy gdzieś się razem wybraliśmy, jestem szczęśliwa i radosna. Jako osoba, obdarzona przeze mnie przyjaźnią, masz również prawo być dla mnie bardzo ważny. Moich snów nie można brać jako wyznacznik uczuć, bowiem pojawiają się w nich, w sytuacjach zarezerwowanych raczej dla bliskich, ludzie, z którymi nie utrzymuję nawet najmniejszych kontaktów. Opowiadanie wszystkim dokoła o Tobie? Cóż, zawsze mówię dużo o istotnych dla mnie osobistościach. Miłość do niebieskich oczu, objawia się zawsze gdy widzę jakiekolwiek oczy tej barwy. 
    Czasem myślę, że mam tylko obsesję na Twoim punkcie. Zresztą takie rozwiązanie wiele by wyjaśniało. O znacznej większości swoich fiksacji gadam bardzo dużo i bez przerwy. Nie potrafię spokojnie funkcjonować, jeśli nie otrzymuję rzeczy, która stała się moją manią. Jestem od niej uzależniona. W Twoim przypadku tak właśnie jest. Stąd zapewne moje wątpliwości. 
    A może naprawdę Cię kocham? Ale czyż nie jestem przypadkiem za młoda na miłość? Czy w wieku czternastu lat mogę znać takie silne uczucie. Nie. Nie w pełni, przynajmniej. 
    Ewentualnie mogę być w Tobie zakochana, bo na miłość przyjdzie jeszcze czas, ale czy rzeczywiście mogę? Jesteśmy przyjaciółmi, mieliśmy tego znów nie zepsuć... Raz o mały włos wszystko byśmy zrujnowali. Nie powinnam teraz próbować, bo nie wiadomo, czy drugą próbę nasza więź przetrwa. 
      No, ale co ja poradzę, że ewidentnie czuję coś więcej? Wiem. Pewnie po raz kolejny założę maskę i będę tak idealnie udawać. Jak ja lubię bawić się w aktorkę, bo w końcu ja nie kłamię... tylko gram.

http://www.picshot.pl/pthumbs/large/33583/001.png    Jestem chora. Który to już raz z kolei? Panią Pe szlag trafia, tak sądzę. Ostatnio powiedziała, że jeśli nie zacznę od następnego roku chodzić normalnie do szkoły, to chyba zrzeknie się wychowawstwa, stwierdzając, że jest nieskuteczna. Gdyby nie fakt, że w drugiej klasie muszę, po prostu muszę mieć czerwony pasek na świadectwie, to chyba bym nie chodziła wyłącznie po to, żeby przestała być naszą wychowawczynią. Ciekawe skąd u mnie tyle zła? Zresztą, nieważne. 
    Wiecie, postanowiłam dać Wam dzisiaj odrobinę grafiki, bo ostatnio trochę ten punkt zaniedbałam. Nie chcę rozciągać postu, więc macie w linku

piątek, 17 czerwca 2011

Czasem potrzebujemy zmian


http://www.picshot.pl/pfiles/33264/oo1.gif    Nareszcie koniec tej męczarni, w końcu wystawienie ocen, doczekałam się upragnionej wolności. Z błogością dociera do mnie fakt, że zostało już tylko sześć dni, które spędzę w szkolnych murach. Sądzę, że po zakończeniu roku zabaluję. Może nie tak dosłownie, ale kurde, zrobię coś (jeszcze nie określiłam co dokładnie) szalonego. Muszę, albowiem należy mi się. I kropka. 
    Jeżeli miałabym być szczera, to nie jestem pewna, czemu właściwie piszę ten post. Od ostatniego minęły zaledwie cztery dni. Choć w sumie mam pewne podejrzenia. Zapewne doszłam do wniosku, że należą Wam się wyjaśnienia i mam zamiar rozjaśnić Wasze splątane, zbłąkane myśli, no i możliwe, iż chcę przeprosić, że tak mieszam. 
http://www.picshot.pl/pfiles/33265/oo2.gif    Otóż wiem, że mam skłonności do nazbyt częstych zmian, ale co ja poradzę... Czasem po prostu coś mnie dusi i muszę wykonać kilka przekształceń... żeby móc znów normalnie zaczerpnąć powietrza. Inaczej czuję, jak z mojego ciała ulatnia się dusza. Czy raczej z duszy uciekają uczucia. 
    Rozpal był adresem, który wymyśliłam sobie ot tak. Decyzja została podjęta w minutę, nie więcej. Zadziałałam również od razu. Nie minęło pięć minut i mój wcześniejszy adres missadula, przemienił się na rozpal. W przypadku sercowynielad zastanawianie też nie trwało długo. Jest jednak spora różnica. Te słowa mnie odzwierciedlają. Opisują idealnie stan w moim wnętrzu. Pasują do mnie.
    Każdy potrzebuje zmian. Czasem po prostu trzeba. Wybaczcie mi więc, że tak cholernie mieszam... Jestem niezdecydowana. Zapraszam Was do mnie, a potem zmieniam adres. Przepraszam, ale naprawdę nie mogłam czekać. To było silniejsze. Musiałam.

http://www.picshot.pl/pfiles/33266/oo3.gif    Byłam dziś z Agusią w Galerii. Mogłyśmy pogadać, pośmiać się. WRESZCIE. Nie powiedziałam jej jeszcze wszystkiego, ponieważ sama nie do końca wiem, co pragnę jej wyjawić. Mam mętlik w głowie i sercu. Bałagan. Burdel. Bajzel. Jak kto woli. Ale przejdzie. Będzie lepiej. Uda mi się to ogarnąć, a wtedy się wygadam, wyżalę i będzie dobrze.
   Chyba tęsknię za Markiem. Nie powinnam. Nieważne. Napiszę jeszcze niebawem. Tak sądzę. Taką mam nadzieję. 
   Przebaczcie mi ten nieład. Ten harmider. Sodomę i gomorę. Przepraszam. Nie mogę zebrać myśli. Będzie dobrze, poprawię się, obiecuję. Za wiele spada mi na głowę. Pomimo tego, cieszę się. Powolutku, żółwim tempem jakoś się układa. I to bardzo dobrze. Dziękuję. Dobranoc. Dziękuję, że macie do mnie cierpliwość. Proszę o więcej. Poprawię się.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Jezu, jest fajnie!


http://img13.imageshack.us/img13/9366/p1110363.png   Pewnie znowu cieszę się na zapas, ale uważam, że jest coraz lepiej. Może patrzę przez mgłę, czy tam różowe okulary, może przeceniam ostatnie wydarzenia, niemniej myślę, że jakoś się układa. Powiem więcej, sądzę, że jest serio fajnie. Nieidealnie, niewspaniale, niecudownie, ale na pewno dobrze. Nawet sprawy, sprawiające wrażenie okropnych, w tej chwili są całkiem znośne. I w ogóle ludzie potrzebni mi do normalnego funkcjonowania tak, jakby wrócili.
    Właściwie zostały cztery dni do wystawienia ocen. Właściwie szkoła się skończyła. Właściwie egzaminy z francuskiego wypadły nie najgorzej. Właściwie średnia 4,3 jest raczej satysfakcjonująca... Właściwie mam prawo przestać przejmować się nauką. Właściwie to znakomita wiadomość. Bo właściwie to miałam szczerze dość szkolnych murów, chorobliwego stresu, nauczycielek i nauczycieli patrzących na mnie z góry, a nawet tych ludzi z mojej klasy, choć naprawdę ich lubię. 
    Chcę wrócić do mojego serialowego życia. Albo przynajmniej odzyskać jego cząstkę. Wiem, że w wakacje mi się uda. Dziwi Was moja pewność? Już wyjaśniam: otóż będzie Marek, Angelika, Wójcik, Klapiak, może Zosia, Nati, Aga znajdzie w końcu dla mnie czas, Kasia, o Kasi nie mówię, bo jest zawsze, ale ci inni na powrót pojawią się w moim scenariuszu. Przynajmniej mam taką nadzieję. Ten czas wolny musi być fajny, albowiem czas szkolny był beznadziejny. Zazwyczaj oba należały do udanych. No, okey. Miałam nie narzekać. Już milknę. 
    Marek. Marek. Marek. Uwielbiam to imię. Uwielbiam pewnego posiadacza tego imienia. Był. Choć nie musiał. Był. Dla mnie. Specjalnie. Jej. Dobra, ale zacznę od początku. Idę sobie z babcią i z psami na spacerku, widzę mamę wychodzącą z Biedronki w towarzystwie Marka i jego mamy. Podeszłam do nich, ale niestety, nie pogadałam zbytnio, bo właśnie wsiadali do auta. Wracamy sobie do domku, a mama mówi: I wcale mama Marka cię nie lubi. 
 - No, wiem, ale ja się... no, jej boję. 
 - Absolutnie nie masz powodu. Jest bardzo sympatyczna.
 - No, ale ja wiem, tylko...
 - I właśnie cię lubi. Uważa, że bardzo podskoczyłaś w nauce, jesteś miła i gdy Marek był przygnębiony nową szkołą, to po spotkaniach z Tobą wracał szczęśliwszy i pogodniejszy. 
    A moją całkowicie normalną reakcją była niesamowita euforia i kompletne ogłupienie. I jak tu ma się człowiek odkochać? Za cholerę. 
    Drugą sprawą, która powoduje u mnie zawroty głowy, rzecz jasna ze szczęścia to... to że był dziś w autobusie. Spóźnił się do szkoły, bo my miałyśmy egzamin. ON TAM BYŁ! Dla mnie. No, i może trochę dla Angeliki. Ale był. Dla mnie. Marek. Marek. Marek. 
    Wiem, jestem głupia. Cóż, taka się urodziłam.
    Praktycznie już się wypowiedziałam. Cieszę się. Naprawdę jest fajnie. Zatęskniłam za szczęściem. Takim "ot tak". Witaj, Szczęście, dawno Cię tu nie było. Miło, że jesteś. Nie odchodź już więcej. Kocham Cię, Szczęście.