Jest taki pewien specyficzny rodzaj przyjaźni. Cała jej swoistość polega na tym, że rzekomi przyjaciele zamiast pomagać i wspierać, rujnują życie. Czasem nawet usiłując uśmierzyć ból rosnący w nas. Oczywiście, my nie jesteśmy tego świadomi.
Poza zniszczeniem, potrafią sprowadzić nas na dno i co gorsza, uzależnić od siebie. Wtedy nie umiemy powiedzieć, czy coś robimy za ich sprawą, czy po prostu sami tego chcemy. Z przykrością stwierdzam, że błędy, które popełniamy są raczej sprawką owych przyjaciół. Niestety, to my ponosimy odpowiedzialność...
Bywa również, że odkrywamy złudność tego uczucia, dopiero, gdy jest już za późno... Kiedy jesteśmy już w tym bagnie, nie ma już wtedy ratunku. Mogą nas nazwać przegranymi. Ot tak, wszystko skończone. Wplątaliśmy się, weszliśmy w to do tego stopnia, że nie możemy odwrócić się i uciekać, musimy trwać... Często wbrew własnej woli.
Chyba najdziwniejszym aspektem tej chorej pseudo-przyjaźni, jest to, że naszym druhem nie musi wcale być człowiek, ani żadna istota żyjąca. Wystarczy czasem kawałek metalu... A to, możliwe, najgorszy z ewentualnych rozwiązań, najmniej trafiony towarzysz. Nieodpowiedni pobratymca.
Człowiek pełen żalu do losu bardzo łatwo się przywiązuje do każdego złagodzenia bólu i cierpienia. I w sumie ten fant sprawia, że staje się on przegranym. Uzależnia się od czegoś, co go niszczy. Teoretycznie kończy z samym sobą.
Nie ma nic gorszego od tego rodzaju nałogu. Dla tych mniej pojmujących wyjaśniam, że mam na myśli tzw. cięcie się. Prawda, choć kująca, jest taka, że jak ktoś raz w to wpadnie, niełatwo będzie mu z tym skończyć. Nie mówię, iż nie ma szans. Twierdzę i wiem, że będzie mu cholernie trudno.
Wszystko zaczyna się całkowicie niewinnie. Zazwyczaj robisz to z ciekawości, czasem dla zabawy. Są to lekkie zadrapania, które znikają po trzech, czterech dniach. Później dzieje się coś, co powoduje u Ciebie wielki ból i wówczas stajesz się zacięty, a słabe kreski przekształcają się w mocno wyryte rany, widzisz malutkie kropeczki żywo-czerwonej krwi. Teraz robisz sobie krzywdę coraz częściej, bez większego powodu, zaś Twoje blizny są dużo bardziej wyraźne. Przestają znikać. Krew zaczyna spływać Ci po rękach. Patrzysz na to z dziką satysfakcją. Aż dociera do Ciebie, co robisz, po czym zaczynasz się bać. Chcesz skończyć swoje operacje, ale nie potrafisz. Gubisz się. Twoja skóra na rękach jest już strasznie sfatygowana, przez co również cienka. Popełniasz jeden nieświadomy błąd, absolutnie niecelowy. Niechciany. Tragedia była przewidywalna, lecz nie dopuszczałeś do siebie tej myśli... Twój błąd. Jeden głupi błąd.
Ten post nie jest wymyślony skądś tam. Jest całkowicie oparty na faktach. Może to źle, ale wiem na czym polega uzależnienie się od przyjaciółki - Żyletki, towarzyszek - Nożyczek, druha - Cyrkla i kumpla - Noża. Mam wśród znajomych osoby borykające się z tym problemem i wierzcie mi to nie przelewki. Bardzo ciężko jest się od tego uwolnić.
Na zakończenie pragnę Was uprzedzić. Naprawdę nie warto sięgać po jakiegoś super przyjaciela, bo zamiast pomóc, sprowadzi Was na dno. Poza tym ulga będzie tylko chwilowa, zaś później...
Będzie jeszcze gorzej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz