czwartek, 24 listopada 2011

Miłość z chamstwem zmieszana?

http://img256.imageshack.us/img256/794/obrazekil.png
            Kasia miała rację, stanowczo za dużo myślę, a rozmowa z nią dała mi jeszcze więcej powodów do rozmyślań. Mówiłyśmy o różnych rzeczach, ostatnim naszym tematem była moja szósta klasa… Czas pełen życiowych wrażeń i doświadczeń. Gdy nasza konwersacja stała się moim monologiem o Bartku, mnie i Angelice, miałam wrażenie, że nie informuję jej o czymś nowym – bo w sumie, co nowego można powiedzieć o jakiejś sytuacji, jeśli ludzi z nią związanych nie widziało się od półtora roku?
            Wróciłam już do domu i zastanawiałam się nad moim ówczesnym życiem. Trochę poroniona historia, trzeba przyznać. Radosna dziewczynka imieniem Ada uznała, że zakochała się w swoim przyjacielu Marku, ich wspólny przyjaciel, – w którym to zakochała się najlepsza przyjaciółka Ady, Angelika – Bartek sugerował, że ze wzajemnością, jednocześnie nie odstępując dziewczyny na krok. Ujmując to bardzo delikatnie, właśnie tak wyglądało moje istnienie.
            Marek kolegował się ze mną od pierwszej klasy, w czwartej zaczęliśmy się przyjaźnić. Niejednokrotnie wyskakiwał do mnie z tekstem „kocham cię”, ale ja niezbyt ogarnięta, jeśli chodzi o miłość, nie reagowałam w żaden sposób, więc wszystko zawsze cichło i wracało do normy. W szóstej klasie jednak stało się coś, co sprawiło, że pomyślałam o nim, jak o kimś więcej. Nie wiem właściwie, co to dokładnie było. Późniejsza „wojna z Boną” – jego nieszczęśliwą wielbicielką – podgrzała atmosferę między mną, a chłopakiem. Niestety, na próżno.
            Jakoś tak w październiku do mojego życia wstąpił Bartek, który trochę mnie wkurzał swoją obecnością, bo nie dość, że uważałam go od lat za idiotę, to jeszcze teraz przeszkadzał mi w kontaktach z Markiem. Kiedy Angelika zawiadomiła mnie, że obiektem jej westchnień jest właśnie Bartek, nieco mnie to zmartwiło, ale zaakceptowałam byt chłopaka w naszej codzienności. To, czego się bałam, było faktem, że nasz kolega wcale nie odwzajemniał uczuć mojej przyjaciółki, padały nawet podejrzenia, że zakochał się we mnie, co z jednej strony wydawało mi się niebezpieczne, z drugiej zaś bardzo mi pochlebiało i odpowiadało.
            Zachowanie Bartka podobało mi się, bo tak jednoznacznie jeszcze żaden chłopak nie zachowywał się w stosunku do mnie. Jasne, pisali mi różne ciekawe teksty typu: „Moja księżniczko, zabiłem dla Ciebie smoka” albo podchodzili do mnie pytając, cz zechce z nimi „chodzić”. Ale mnie nie bardzo ruszały ich zaloty. Choć cały czas faworyzowałam Marka, a Bartek był niemalże na straconej pozycji, to pan B stawał się mi coraz bliższy. Wobec mojej osoby był niezwykle delikatny, ostrożny i czuły. Wszyscy wokół twierdzili, że jest „zbyt odważny” w pokazywaniu swoich uczuć, a ja kleję się do niego jak lep do muchy. Mylili się. Rzeczywiście, Bartek potrafił podejść do mnie, gdy siedziałam w ławce i ot tak, przy wszystkich, pogłaskać mnie po głowie. Ale wszystko robił powoli i z umiarem, przygotowując mnie do wszelkich czułości, chroniąc od szoku. No i Marek się poddał. A Bartek wygrał. I prawdę mówiąc, uszczęśliwiło mnie to.
            Zdarzenia kolejne były jednymi z najszczęśliwszych i najgorszych zarazem w moim życiu. Na przemian lśniłam szczęściem wymieszanym z błogością, to pogrążałam się w ciemnych mrokach smutku. To było niesamowite i cudowne. Zaskakujące. Genialne. Naprawdę. Kiedyś Wam opowiem ze szczegółami. Ale wracając do tematu. Aż nagle, przed urodzinami Angeliki, Bartek podejrzanie zaczął szukać z nią bliskości. Na początku starałam się nie zwracać na to uwagi, to w końcu mój chłopak i najlepsza przyjaciółka… Potem już przeszkadzało mi to, stroiłam fochy, przybrałam pozycję bojową, wredną. Cały czas – mimo nalegań – nie pocałowałam Bartka. No i pamiętam, jak tego dnia wybrałam się na spacer z Angeliką, lamentując wniebogłosy, że on mnie nie kocha, kocha ją! Napisałam do niego SMS`a. Od paru dni w szkole ciągle mówił, że mnie nienawidzi, więc ledwo utrzymując komórkę, wystukałam zdanie „Bartku, czy Ty naprawdę mnie nienawidzisz?”. Wróciłam do domu, nie doczekawszy się odpowiedzi. Usłyszałam dźwięk telefonu. Odczytałam nadawcę i zamarłam. Otworzyłam wiadomość, a jej treść nadal wywołuje emocje… „Nie nienawidzę Cię, ale wszystko, co czułem zniknęło.” Nawet nie płakałam. To było oczywiste. Dopiero, gdy zadzwoniłam do Angeliki, łzy popłynęły i skończyć się nie chciały.
            W następnych dniach Bartek powiedział Angelice, że ją kocha, mnie chrzcząc „Zołzą”, którą jestem do teraz. Ja wyrysowałam sobie na ręku jego inicjały, on na moim plecaku kredą napisał właśnie „ZOŁZA”. Ponieważ w tamtym czasie byłam codziennie ubrana na czarno, wykorzystał to i w rozmowie z kolegą stwierdził, że jestem „Czarną wdową po Duxie”, czyli po moim zmarłym psie – był w moim życiu od samego początku… Nie mogłam zrozumieć, co stało się z tym delikatnym, czułym chłopakiem, w którym się zakochałam… Myślał, że boję się krwi i nigdy nie byłabym w stanie zrobić sobie krzywdy, toteż udowodniłam mu, że wbrew pozorom potrafię. Zaskoczyłam go. Ale i tak nic to nie zmieniło…
            I teraz się zastanawiam… On ciągle bał się, że go nie kocham… Na dodatek nie chciałam go pocałować. Jeżeli by mu na mnie nie zależało, to po cholerę startowałby w tym „konkursie”, zwłaszcza, że teoretycznie skazany był na niepowodzenie. Po co miałby się męczyć ponad pół roku? Ale jeśli mnie kochał… to czemu aż tak mnie ranił? Znał moje słabe punkty, wiedział doskonale jak wywołać moje łzy. Byłam świadoma, że wszystko, co robi to zemsta na mnie. No, ale skoro naprawdę coś do mnie czuł – a no chyba musiał, bo, po jakiego grzyba męczył by się z tym moim chorym na umyśle sercem – to dlaczego potraktował mnie jak coś nic niewartego? Dlaczego? Nie pojmuję.

poniedziałek, 14 listopada 2011

Naiwna naiwność


http://www.picshot.pl/pthumbs/large/51776/piesek.png
  „Jest twoim przyjacielem, partnerem, obrońcą, twoim psem. Jesteś jego życiem, miłością, przewodnikiem. Będzie twój, wierny i oddany do ostatniego uderzenia serca. Winien mu jesteś zasłużyć na to oddanie.”
- Anonim

      Piesku przywiązany do drzewa w ciemnym lesie, on nie wróci. Nie przyjdzie po Ciebie, żeby znów poczuć Twoją sierść między palcami, nie dotkniesz go swoim ciepłym językiem w geście uwielbienia. Nie ucieszy się na Twój widok, choćbyś się zerwał i pobiegł do niego. Mały, Twoja radość jest absurdalna, nawet, jeśli jesteś najsłodszym psiakiem na świecie, on już Cię nie chce i nie zechce. Zrozum to, proszę.
      Dni, w których uważał, że jesteś wyjątkowy, piękny, mądry już dawno przeminęły. Dlaczego ciągle żywisz nadzieję, że się pomylił, że zmieni zdanie? To bez sensu. Może nawet kiedyś Cię kochał, ale to już przeszłość, Najsłodszy. Pogódź się z tym!
      Lecz Ty i tak myślisz, że coś się wydarzy, coś się zmieni… Nie widzisz, że sam się oszukujesz, krzywdzisz? Jesteś taki naiwny, Piesku. Pozwól się komuś oswoić… Nie on jeden jest przecież na świecie. Tylko nie chcesz nikogo innego, prawda, Kochany?
      Pragniesz, aby pan, któremu oddałeś swoje serce, wrócił, bo choć potraktował Cię jak niepotrzebną zabawkę, Ty zwyczajnie go kochasz. Prawdziwa miłość jest bezgraniczna. Nie można się jej ot, tak pozbyć. Rozumiem Cię, mój Mały.
      Przykro mi, gdy patrzę w te Twoje smutne, pełne nadziei oczka. Chciałabym Ci pomóc, ale nie ma lekarstwa na miłość. Gdybym mogła, pokochałabym Ciebie, Piesku. Wiem, że jesteś tego wart.

edit: to wcale nie jest o psie albo raczej - szukajcie drugiego dna

piątek, 4 listopada 2011

Kiedy sprzątałam, wszedłeś ubłocony

Chciałabym powiedzieć, że Cię nienawidzę, albo że nie grasz w moim życiu żadnej roli. Myślałam nawet, że tak jest. Ale nie potrafię Go kochać. Sądziłam, że po prostu jest moim przyjacielem i nie jestem jeszcze gotowa, by był kimś więcej. Ale kiedy zobaczyłam na facebooku 'xxx jest w związku z xxx' poczułam tak przejmujący żal w sercu, że nie byłam w stanie zrobić cokolwiek. Zachciało mi się płakać... Czemu Ty się pojawiłeś w moim życiu? Cały czas byłeś tylko kolegą z klasy. A nagle stałeś się moim pierwszym chłopakiem, moją pierwszą miłością. Po cholerę Ci to było. Mnie tym bardziej. Wszystko mi niszczysz. Gdy już jakoś wszystko sobie poskładam, wtem zjawiasz się Ty i rozwalasz moje klocki. Kiedy sprzątam, wchodzisz w ubłoconych buciorach, skaczesz, biegasz po domu. Dlaczego?! Już i tak odebrałeś mi wiele. Chyba wystarczy. Zostaw mnie w spokoju. Proszę. 

Wypie*dalać z mego życia!

http://data.whicdn.com/images/17582802/tumblr_ltvtmfp5Cf1qcih18o1_500_large.jpg

Tak, jestem wredną suką, zołzą, ku*wą, jeb*ną dz*wką, itd. Ale też mam uczucia. Wyzwijcie mnie, wjedźcie na mnie, kurna, przyp*erdolcie mi, wyślijcie mnie do diabła, ale cholera, bądźcie szczerzy! Po ch*ja mi wasze słodkie kłamstwa. Mam już dość tego pieprzenia, jak wszyscy mnie lubicie, kochacie, rozumiecie. Gówno prawda! Myślicie tylko o sobie, kiedy jestem potrzebna, to może i jestem kochana, lecz gdy nie przydaję się do niczego, to, po jakiego grzyba się ze mną zadawać!? Nie ma sensu. To, że nie radzę sobie z życiem, też już nikogo nie obchodzi. Pieprzeni egoiści! Tak, ku*wa, od dziś też będę egoistką. A nienawidźcie mnie jeszcze bardziej, ja pie*dolę taką przyjaźń, mam was w dupie! Za plecami mi tyłek obrabiacie, choć w oczy szczerze nic nie powiecie! Łatwiej tak, no nie? Po cholerę się męczyć i trudzić. Holender, wystarczyłaby rozmowa. Ale po diabła. Lepiej się wyżalić komuś i zarzucać mi nieczułość. Tak! Mówiłam, że jestem zołzą! I całą masą innych bluźnierstw. Trzeba było słuchać. A w sumie, po co ze mną w ogóle ze mną pokazywać, po co utrzymywać kontakt? Najprościej jest zostawić mnie samą sobie, bo mnie nie są potrzebni przyjaciele. A wiecie, co? Rzeczywiście, nie są. Takimi przyjaciółmi to wy się wypchajcie, ku*wa. Co z tego, że mój piękny dom rozpadł się, że zrównał się z piachem. Ch*j was to obchodzi, nie? Bo tak najłatwiej.
M.: Myślisz, że mnie jest miło, gdy dowiaduję się, że uważasz, że jestem oschła? Jestem. Niewątpliwie. Tylko łaskawie mnie o takich spostrzeżeniach informuj, kotku. Bo bez urazy, ale nie lubię słuchać takich rzeczy od osób postronnych. Ja wiem, zraniłam Cię okrutnie, nie zasłużyłam na takie poświęcenie z Twej strony. Tak, jestem zła. Jak zawsze. Mogłeś przywyknąć, pan B. Cię ostrzegał, żebyś się do mnie nie zbliżał. Trzeba było posłuchać. A nie mi dupę zawracać. Teraz się jej wyżalasz, a ja tylko słucham, jaka to ze mnie suka. Ano, widzisz, jak fajnie - jak byłam mała chciałam być psem i jestem! Zajebiście wręcz.
A.: Ciągle patrzę na Ciebie i na nią, jesteście tak dobrane, że łoo. Obie mnie nie słuchacie, olewacie i ogólnie mówiąc macie w dupie. A szkoda. Bo Ty dla mnie jesteś cholernie ważna. Za bardzo nawet. I nie mam nic przeciwko waszej przyjaźni. Jeśli te wasze ciągle fochy nazwać można przyjaźnią. Ha, ha. Dobre. Wracając do tematu. Okej, gadajcie, śmiejcie się i właźcie sobie w dupę, ale od czasu do czasu poświęć chwilę swojej przyjaciółce, która już niejednokrotnie pokazała Ci, że Cię kocha. Ale wiesz, co...? Może lepiej miej mnie gdzieś, może szybciej się od Ciebie uwolnię. Tylko proszę - zapomnij o mnie. To mi trochę ułatwi.
W.: Ładnie to tak kraść przyjaciół? Brzydko, bardzo brzydko, słonko.
B.: Jeśli chodzi o Ciebie, niewiele Ci mogę zarzucić. Układasz sobie życie. Nie widujemy się. Tak, już do tego przywykłam. Tylko tak zajebiście bardzo wku*wia mnie to, że Tobie się udaje. Właśnie teraz odzywa się ta egoistyczna część mojej natury. No, bo to jest tak strasznie niesprawiedliwe, że Ty, który wyrządziłeś mi w życiu taką krzywdę i ogólny rozp*erdol, tak doskonale radzisz sobie i funkcjonujesz sobie szczęśliwie, a ja się coraz bardziej pogrążam i wyjść na prostą, z której to mnie zrzuciłeś, nie mogę. To chore. Może gdyby Cię nie było, wszystko byłoby normalnie, jak dawniej. A może staram się tylko siebie pocieszyć. A może... Zresztą, nieważne i tak już nic się nie zmieni...
Co, do cholery jasnej, ze mną nie tak? Gdzie podziali się ludzi, których uważałam za przyjaciół? Gdzie zniknęli ci, których miałam za dobrych znajomych? Gdzie są te szczęśliwe, beztroskie chwile? Gdzie ta radosna dziewczyna, niegdyś opowiadająca, jakie jej życie jest piękne? Gdzie tamci ch*je, co to wszystko rozj*ebali? Czemu zostałam sama z tym wielkim bałaganem? Cholera, dlaczego?!
Gdyby nie moja silna wola, właśnie chwyciłabym nożyczki i... Ale będę silna i tego nie zrobię. Tylko coraz trudniej jest mi walczyć z tym czymś, co każe mi to zrobić... Ale dam radę.
Dobranoc.