sobota, 30 lipca 2011

Na zawsze w pamięci tamte chwile...


http://img811.imageshack.us/img811/6526/beztytuu1cn.png
(c) Eidoriana ; zdjęcie ; zdjęcie ; stocks

Poczułam potrzebę pokazania Wam moich nigdy nieopublikowanych postów. Tych, pisanych ze łzami w oczach, z żalem do losu i ludzi, z nienawiścią... z nieszczęśliwą miłością. Długo zastanawiałam się z jakiej okazji mogłabym je dodać. I, jak na idiotkę przystało, musiałam sobie znaleźć powód. Niby dlaczego miałabym zachowywać się normalnie. Ja muszę sobie utrudniać życie. Tak jakby nie było już dostatecznie trudne. Nim zacznę przedstawię Wam owe teksty. To od nich wszystko się zaczęło. Nigdy nieopublikowane.
Teraz, gdy już przeczytaliście... Widzicie, czujecie, rozumiecie, jak kiedyś go kochałam, jak bardzo silna była moja pierwsza prawdziwa miłość. Jak ciężko było mi się pozbierać... Czułam się nikim. W tej chwili to nieistotne, było minęło. Przeszłość. Jeśli chcielibyście wczuć się jeszcze mocnej, to zapraszam do obejrzenia mojego filmiku o nim. Nasza historia. Tak, sądzę, że jesteście gotowi. Zaczynamy więc.
Czytając moje wyżalenia, doszłam do wniosku, że chciałabym zobaczyć te oczy, za które kiedyś oddałabym życie, te usta tak bliskie skradnięcia pierwszego mego pocałunku, tę twarz, niegdyś codziennie widzianą. Nagle zapragnęłam sprawdzić, jak zmieniła się osoba, darzona ongiś tak wielkim uczuciem. Z tego powodu zaczęłam swoje poszukiwania aktualnych zdjęć Bartka. 
Weszłam do jego profilu na nk, oczywiście, zdjęć brak, następnie sprawdziłam u jego znajomych, czy aby na pewno nie ma konta na facebooku. Niestety, klęska. Wpadłam na pomysł przeszukania jego kolegów z nowej klasy, bo w końcu ludzie robią przyjaciołom zdjęcia. Jeden - nic, drugi - nic, trzeci - nic, dupa. Został mi ostatni, Piotrek, były sztandarzysta. Spróbowałam. O, album w szkole! Nie ma. No, naturalnie. Ok, są jeszcze jakieś z wycieczek. Przeglądam, przeglądam i jest! Ale kurczę, i tak nie widzę twarzy. Tyle z mojej radości. Nieważne. Kiedy już miałam się poddać, w mojej głowie zapaliła się lampka. Sprawdzę grupowe zdjęcie jego teraźniejszej klasy! Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Na pierwszy rzut oka nie było go tam, przekraczałam barierę załamania nerwowego i wtem ujrzałam go. Nie. Nie wierzę. To nie może być on. Nie może, ale jest. Jezu, to on. Przez bite pół godziny wpatrywałam się w tę fotografię. 
Po otrząśnięciu się z szoku, napisałam do Angeliki, pytając, kiedy ostatnio widziała Bartka i jak bardzo zmienił się od przez ten rok. Gdy opisała mi nowy wygląd naszego kolegi, gula w gardle, która pojawiła się przy zobaczeniu fotki, zaczęła mi bardziej przeszkadzać, a na całym ciele poczułam dreszcze. Nie wiem, jak to jest, ale on zawsze tak na mnie działał. Jakiś SMS i ja wariowałam, śmiałam się, miałam ciarki, w środku wszystko wibrowało, płakałam. Różne miałam reakcje na jego czyny, gesty, słowa, jednak wszystkie były niesamowicie żywe i nieprzewidywalne. Cudowne, choć nie zawsze pozytywne.
Ledwo zasnęłam tamtej nocy. Byłam roztrzęsiona. Moje zachowanie znów mnie rozczarowało, lecz nie ono najbardziej mnie zasmuciło. Na zdjęciu widniały dwie ładne dziewczyny. Naprawdę ładne. Reszta była raczej przeciętna. I jak pomyślałam, że one... że on mógł się w któreś z nich zakochać... to moje głupie serce sprawiło, że poczułam zazdrość. Nie powinnam. Nie. Jeśli tak będę postępować, to ja Wam mówię, skończę w psychiatryku. 
Jeśli pierwszą miłość pamiętamy całe życie, to zaprawdę powiadam Wam zwariuję. Nie mogę zrozumieć, dlaczego on tak na mnie działa. I to w dalszym ciągu, mimo iż nie widziałam go od tak dawna. Cóż, kochałam go, nawet bardzo. To normalne, że nie wszystko się zatarło. Ale i tak mogłabym nie przeżywać tego tak mocno... Ech, jestem zbyt emocjonalna, uczuciowa. Może kiedyś przejdzie mi tak dokładnie. Chyba wreszcie musi.


Za kilka dni mój pamiętnik skończy dwa lata. Tak już dwie wiosny jestem z Wami. Choć wiele się zmieniało, ze mną łącznie, to ja cały czas piszę dla Was. Mam nadzieję, że spotkamy się na jubileuszu ;)
http://img810.imageshack.us/img810/4877/urodyine.png


czwartek, 21 lipca 2011

Wyjątkowa więź


http://img684.imageshack.us/img684/638/p1120425copy.pngKiedyś myślałam, że wiem czym jest przyjaźń. Jak bardzo się myliłam, przyszło mi się dowiedzieć dobry rok temu. Uważałam, że ludzie uprzejmi dla mnie, spędzający ze mną więcej czasu niż inni, osoby, które rozmawiały ze mną na wszelakie tematy, to przyjaciele. Później przekonałam się, iż prawda jest zupełnie inna. W ów okresie szukałam lepszych przymiotników określających tę więź. I znów wydawało mi się, że znalazłam, odkryłam je. Figa z makiem.
Uważałam, że przyjaźń to pomoc w chwilach trudnych, pocieszenie w smutnych, uśmiech w wesołych, szczera radość, gdy coś się osiągnie, szczerość bezwarunkowa. W pewnym sensie miałam trochę racji. 
Zapytana o definicje słowa przyjaźń odpowiem powyższym zdaniem, lecz w sercu odpowiem Nie wiem. Zbyt wiele przykrości ze strony postaci obdarzonych tym mianem mnie spotkało, za wielu poległo w byciu przyjacielem... w sumie na starcie. 
Nie zapomnę czasów, gdy pewną gromadkę osób brałam za swoich druhów - tych na zawsze. W tym momencie nie potrafiłabym określić kto ze mną zostanie do końca. Podam... jedną, dwie osoby? Może. Pewnie te słowa zabolałyby moich bliskich, niestety, jestem już nieufna. Nie, nieufna to złe określenie. Ufam wszystkim dookoła, oczywiście wbrew zdrowemu rozsądkowi. Teraz do różnych rzeczy podchodzę z większą rezerwą. Nie łatwo do końca mnie do siebie przekonać. Zawiodłam się za dużo razy...
A tak serio, to nie o tym miałam pisać. Chciałam opowiedzieć, że jednak prawdziwa przyjaźń istnieje oraz mam kogoś, kogo nazwać tak mogę. Karish. Aga. Agnieszka. Wiem, że w życiu ciągle coś się zmienia, szkoły, prace, mieszkania, a także towarzystwo. Ale są przedmioty niezmienne. I mocno wierzę, że do tych trwałych i stałych będzie należała więź, która nas łączy... bo to nadzwyczajna więź. Prawdziwe braterstwo... czy raczej siostrzeństwo dusz. Kocham Cię, Agusiu.
Ostatnio trochę pobyłam z Karishką. Ku swemu wielkiemu szczęściu. Wyśmiałam się, lecz też wypłakałam. Pomogło, jest ze mną ciągle lepiej i lepiej. Zgłupiałam na punkcie W.I.T.C.H. i choć wiem, że czasy świetności tego serialu minęły, to teraz wydaje mi się szczególnie fajny. Serio. Znalazłam stare karteczki i narysowałam kochaną Irminkę. Wyszła niesamowicie ładnie, sama jestem z siebie dumna! Oprawię ją w antyramę i powieszę w pokoju! Naprawdę. Taa, też się siebie boję. Poza tym meblowanie trwa. Trochę to już męczące, ale trzeba ścierpieć. No, i jestem prze-szczęśliwa dwoma piątkami i komentarzem "Ślicznie :)" pod zdjęciami na naszej klasie od Marka! Dobra już, dobra. Ogarniam się. Teraz jeszcze... kilka obrazków z Witchem xdd.
http://img339.imageshack.us/img339/6624/irmineczka.png http://img43.imageshack.us/img43/6056/corneliauczennica.png
http://img855.imageshack.us/img855/8200/williwszystkie.png http://img809.imageshack.us/img809/3762/haylin.png
http://img846.imageshack.us/img846/200/willipies.png http://img163.imageshack.us/img163/8558/witchnabasenie.png
http://img198.imageshack.us/img198/9779/irminka.png http://img811.imageshack.us/img811/2121/irmaihaylinrock.png





sobota, 16 lipca 2011

W świetle fleszy


http://img837.imageshack.us/img837/846/beztytuu1nq.pngNierzadko zastanawiałam się, jak czuje się gwiazda, i oczywiście, mam na myśli sławy. Każda praca ma swoje wady i zalety. Ludzie show biznesu są rozpoznawalni, mają fanów, dobrze im płacą, cieszą się uznaniem, otrzymują nagrody. Mimo wszystko, w takim zawodzie znajdziemy też dużo negatywów. Brak życia prywatnego, paparazzi goniący za niusami, często oczerniający Bogu winnych ludzi, antyfani i ich ataki. Nie wszyscy wytrzymują presję. Zdarza się, że wpadają w depresję, nałogi, okaleczają się. A jednak osób lgnących do światła fleszy wciąż nie brakuje, powiem więcej, mnożą się coraz bardziej. Czym to jest spowodowane?
http://img683.imageshack.us/img683/9519/zdjciaytuu1.pngOd wieków w człowieku mieszkało pragnienie dążenia do popularności, przysłowiowego bycia kimś. Wszyscy chcą w czymś się wyróżnić, otrzymać ogólne poważanie, a także zazdrość (lecz to w granicach rozsądku, naturalnie). Niezwykłe jest to, że praktycznie w każdej możliwej dziedzinie życia ktoś chce zabłysnąć, wieść prym. No, ale przyznajmy, fajnie być w jakiejś sferze najlepszym.
Wróćmy jednak do wątku głównego. Jak to jest być gwiazdą? Chyba przyjemnie, bo po co ci różni ludzie pchaliby się tak na scenę? Jeżeli miałabym wyrazić swoją opinię, to wydaję mi się, że nie chciałabym stać się osobą sławną. Przynajmniej nie w roli aktorki, piosenkarki, dziennikarki, czy innej showmanki. Owszem, pragnę zaistnieć na ekranach telewizorów, ale jako znakomita i doceniona autorka wielu bestsellerowych powieści. Wówczas będę gotowa na długachne wywiady, zdjęcia w kolorowej prasie, ale na razie wolę pozostać w cieniu. W takim wypadku, po jaką cholerę, zgodziłam się na ten casting i dlaczego nie przerwałam tego całego przedsięwzięcia, zanim doszło do takich skutków? No, właśnie, dlaczego?
Ano najzwyczajniej w świecie nie pozwolili mi. Najpierw Angelika ciągnie mnie na casting, wołając No, chodź, powygłupiamy się, fajnie będzie. Później okazuje się, ku memu nieszczęściu, że przeszłam, następnie tata oświadcza, że zna właściciela owego ATV Łódź, mało tego, umawia mnie z nim na prywatną rozmowę i za darmo otrzymuję miejsce w Galerii Twarzy oraz własne, osobiste portfolio. Umarłam. Dali mi w rękę umowę i moja dusza poleciała wprost do piekła. 
Ale co tam!? W życiu wszystkiego trzeba spróbować, nie? Pełną garścią brać to, co ofiarowuje los. Zresztą, cóż takiego znów miałoby się stać? Jeśli gdzieś mnie wezmą, to chociaż zarobię. Ma to swoje mocne strony, prawda? Poza tym lubię, jak mnie fotografują. Będę miała jakieś fajne zdjęcia w końcu. Muszę być optymistką. 
Właściwie to na tym sfinalizuję swoją wypowiedź. Wspomnę jeszcze, że na razie nic szczególnego się nie dzieję, staramy się opanować chaos w nowym mieszkanku, Angela i Marek wyjechali, więc czas spędzam przy komputerze, lecz na szczęście wróciła Agnieszka, więc trochę odpoczną me oczka od ekranu laptopa. Spotykamy się w sobotę i niedzielę, śmiem zatem twierdzić, że zdobędę nowe zdjęcia na mojego floga. Gusia wróciła do blogowania i cieszy mnie to niezmiernie. 
Na koniec podaruję Wam jeszcze kilka chwil z moją fotograficzną pasją, lecz nie pozwalam jej kopiować ani rozpowszechniać.

czwartek, 7 lipca 2011

Optymistyczny plan wydarzeń


http://img836.imageshack.us/img836/3894/p1120664f.jpg    Przed zabraniem się za tę notkę, zastanawiałam się, jak połączyć chęć opowiedzenia Wam ostatnich wydarzeń, których nawiasem mówiąc, było dość sporo, w końcu pustką na blogu świeciło prawie miesiąc oraz moje rozmyślania na temat spojrzeń na świat optymistów i pesymistów. Znalazłam odpowiedź i stąd wzięła się moc do pisania. Przepraszam za nieobecność. Zbyt wiele się działo.
    Upiorny rok szkolny zakończył się wreszcie, zdałam ze średnią 4,3, co średnio mnie usatysfakcjonowało, no, ale trudno. Pozostały mi tylko dwa lata z moją kochaną wychowawczynią. To o całe dwie wiosny za dużo.
    Stała się rzecz straszna, lecz również długo wyczekiwana i poniekąd radosna. Przeprowadziłam się w końcu! Z jednej strony ulżyło mnie i całej rodzinie, z drugiej zaś trochę się martwię. Niby o połowę mniejszy czynsz na stówę poprawi mój byt, lepsza miejscówka daje szybkie możliwości przenoszenia się w wybrany rejon, a widniejsze mieszkanie pozwala zaoszczędzić na świetle, a także poprawia nastrój, to mam wątpliwości w postaci opuszczania swoich terenów. Przyjaciele mówią, że to zawsze będzie mój róg, nasz róg, itp., itd., aczkolwiek chyba sami rozumiecie moje troski... Pomimo niepokoju cieszę się. Może zacznie się nareszcie układać.
    To zadziwiające, jak niewiele potrzeba mi do pełni szczęścia. Lepsze perspektywy na przyszłość i rozmowa z moim prywatnym Terapeutą a moje samopoczucie sięga szczytu zadowolenia. Wczoraj widziałam się z Markiem. I choć tak szczerze i od serca rozmawialiśmy dość krótko, wystarczyło. Wierzę, że będzie dobrze. Kilka słów, a smutek pęka jak mydlana bańka, rozpływa się niczym lód wrzucony w ognisko. 
 - Boję się, że cię stracę. Nasz kontakt przez gimnazjum ograniczył się do minimum. A teraz są wakacje, powinniśmy nadrabiać, a tymczasem widzimy się po raz pierwszy. W drugiej klasie będzie jeszcze więcej nauki. Co jeśli tego nie przetrwamy?
 - Ada, żartujesz. Za wiele przeszliśmy, żeby to nas rozdzieliło. Musiałoby minąć tysiąclecie, żebym o tobie zapomniał, nie jakiś durny rok. 
 - Wiem, wiem, o mnie trudno zapomnieć. Ech... Wiesz, że rok temu te same słowa mówiłam do Bartka? Też mi mówił, że nie da się o mnie zapomnieć... Kilka dni później zapomniał.
 - Oj, Bartek to w ogóle była pomyłka. Nadal nie wiem, co ty w nim widziałaś...
 - Chyba raczej właśnie nie widziałam. Tak czy siak, nie żałuję. Dzięki Bartkowi, moje życie było bogatsze w doświadczenia. Jedyne czego żałuję, to że cię zraniłam.
 - Ej, nie zraniłaś. 
 - No, sam wiesz najlepiej, że nie postępowałam jak dobra przyjaciółka.
 - Nie mam do ciebie żalu. To dobrze, że coś w życiu przeżyłaś. Jeśli do tego potrzebny był Bartek, nie mam pretensji. 
 - Dziękuję.
 - Nie martw się, nie zostawię cię nigdy.
    Mój terapeuta zawsze się sprawdza. Dlatego właśnie boję się, że któregoś dnia zniknie, odejdzie i ślad po nim zaginie... Obiecał, więc mu wierzę, ale wielu ludzi obiecywało mi wiele rzeczy... Nie koniecznie dotrzymywali słowa. Ale to Marek. To mój przyjaciel. Liczę, że mnie nie opuści.
    Ta rozmowa dodała mi sił. Znalazłam przysięgę lepszego jutra. Kiedy ono dokładnie nastąpi - nie wiem, za to wiem, że wreszcie przyjdzie. W końcu mogę patrzeć na świat przez różowe okularki, oddychać przez różową słomkę i słychać wesołych piosenek w różowych słuchawkach. Ruszę przez świat w różowych trampkach i los od razu się do mnie uśmiechnie. Jeszcze tylko muszę kupić te wszystkie rzeczy. Jednak najważniejsze jest to, że zdobyłam perspektywy na dobrą przyszłość.
    Wiele osób zastanawia się, dlaczego jestem taaką optymistką. Według mnie to bardzo proste. Gdybym miała te problemy, które mam i na wszystko patrzyła oczyma pesymisty, spotkalibyśmy się na cmentarzu, a nie tutaj. Optymiści mają tyle samo problemów, co pesymiści, tylko że oni lepiej je znoszą. A ja twierdzę, że życie pozytywnie patrzących jest trudniejsze i dlatego właśnie są optymistami. Bóg wiedział, że będą mieli trudne istnienie i podarował im umiejętność widzenia plusów w najgorszych sytuacjach. Tak myślę.
    Zrobiłam dla Was taki jeden nagłóweczek. Proszę:
http://img32.imageshack.us/img32/5475/minin.png

Adrianna Karohttp://www.blogger.com/profile/074522446949427263340 2012-04-07T11:25:08.547+02:00 57.