Styczeń...
Początek tego roku był trudny. (1) Musiałam pogodzić się z ostateczną utratą An. Nie mnie oceniać czy jej wybór był słuszny. Wolała innych ludzi, mnie zostawiła. O ile wiem teraz, że dobrze się stało, o tyle wtedy... bolało. (2) Na dodatek Terapeuta milczał. Po tym jak go potraktowałam, wcale mu się nie dziwię. Szkoda że nie było go przy mnie, gdy najbardziej go potrzebowałam. Ale będę zwykłą egoistką, jeśli nie powiem, że to ja zawiniłam. Kochał mnie. Dla mnie będzie zawsze przyjacielem... i tylko przyjacielem. No, ale tak zupełnie to sama nie zostałam. (3) Były ze mną dwie kochane dziewczyny z klasy. Pomidorek i Płaczuś bardzo mnie wspierały. Dzięki nim odnalazłam nadzieję, że w tej cholernej szkole mogę czuć się zupełnie nieźle. Wspólne oglądanie moich ulubionych bajek Disney'a, płacz pod naszą ścianą płaczu, mini-imprezy po powrocie z gimnazjum, a także ukochane zajęcia artystyczne z równie ukochanym Panem-Panem-Panem. To dawało mi wiarę, że będzie lepiej. (4) Najbardziej wykańczały mnie wspomnienia... z Kolegą-Obsesją w roli głównej. Napisałam do niego kilka anonimowych maili. Nie mam pojęcia po co. Nie odpisał. Chwała Bogu. (5) Zaczęły się też jakieś działania związane z projektem edukacyjnym. Wraz z moją kochaną grupą (Płaczuś, Panna Godzilla i Animowany) łaziliśmy sobie do kościółków. Ach, to czasy, kiedy to Panna Godzilla jeszcze mnie lubiła...
Luty...
Nadal przeżywałam utratę An. Chociaż wiedziałam już, że nic się nie zmieni. (6) Pogodziłam się z Terapeutą. Już od wielu lat się przyjaźniliśmy, więc ciężko byłoby mi zaakceptować jego decyzję o zerwaniu ze mną kontaktu. On chyba też w jakiś sposób jest ode mnie uzależniony. (7) Poznałam Beztroską.
Marzec...
Hm, projekt poza nerwami przyniósł też kilka pozytywów... (8) Nie zaliczam do nich powolnego rozdzielania się Płaczusia i Pomidorka. Wagarów z Panną Godzillą również nie uważam za plus. Cóż, nie miałam na to wpływu... Starałam się zapobiegać. Nic z tego.
Kwiecień...
Hm, dużo się działo. (9) Zaczęło się od ucieczki z Onetu. Pamiętacie, jaki najazd na blogspota zrobiliśmy? :) (10) Mój kontakt z Terapeutą był bardzo chory. Niby przyjaźń, a tak naprawdę unikanie rozmów i spotkań. Nie złożył mi nawet życzeń z okazji urodzin. Myślałam, że czas pogodzić się z utratą kolejnej bliskiej osoby. Na szczęście w ostateczności uznał, że chcę dalej się ze mną przyjaźnić. I starał się. (11) Napisał do mnie na facebook'u Kolega-Obsesja. Nasze kilku-razowe rozmowy przyprawiały mnie o dreszcze i przyśpieszone bicie serca. Zwłaszcza, że mijało dwulecie. Nie wiem, czy brakowało mu znajomych, czy znów chciał się mną zabawić. Na dodatek te cholerne sny... w których... znów był mi bliski. Beztroska, bawiąc się w psychoanalityka, uznała, że on zupełnie o mnie nie zapomniał. Miejmy nadzieję, że się myliła. Potem przestał się odzywać. Niech tak pozostanie. (12) Skończył się projekt. Mimo niezliczonych bluźnierstw w stronę naszej mentorki (pani od religii) oraz samego projektu, żałowałam, że przygoda z wielokulturową Łodzią dobiegła końca. Bałam się, że moje relacje z członkami ekipy się zmienią, a przywiązałam się do nich. Cóż, miałam rację. Nie sądziłam jednak, że to z Animowanym będę miała najlepszy kontakt, natomiast Panna Godzilla zacznie mnie obrażać. Życie zmiennym jest.
Maj...
Kolega-Obsesja przestał pisać. Sny się nie skończyły. (13) Postanowiłam być z Wami szczera i napisałam o zdarzeniu, które poprzedziło rozstanie z An. O ostatnim i chyba najpiękniejszym wspomnieniu z nią. (14) A potem stała się rzecz straszna! Ktoś z mojej klasy wparował na mój blog. I zamarłam. I myślałam, że mój świat się skończył. I uciekłam. Z adresu, który towarzyszył mi długi czas i który szczególnie ukochałam, bo ze wszystkich najlepiej mnie określał... (14) Drogi Płaczusia i Pomidorka rozeszły się, a ja nie potrafiłam temu zapobiec. (15) A za sprawą Animowanego nieco pewniej poczułam się w swojej klasie. Już nie w szkole, w klasie. Chociaż z drugiej strony... niektórym nie w smak było, że zaczęliśmy się ze sobą zadawać. Trudno.
Czerwiec...
(16) Wróciłam do Was jako ktoś inny i zacierający ślady. Ale wróciłam. (17) Pojawiły się różne spekulacje na temat mój i Animowanego. Bałam się, że przez głupich ludzi stracę osobę, z którą naprawdę świetnie mi się gada i spędza czas. Panna Godzilla nie szczędziła gorzkich słów odnoście naszego domniemanego związku. A ja się bałam... bałam się cholernie, że zostanę w tej szkole znów sama. (18) Zwłaszcza, że moja Gu vel Bratnia Dusza jako tegoroczna trzecioklasistka miała zaraz ukończyć gimnazjum. Ten fakt też bardzo przeżywałam. (19) Jakby tego było mało Pewien Człowiek zaczął mi powoli mieszać w głowie...
Lipiec...
Wakacje, znowu są wakacje! (20) Czarno je widziałam. Zamknęłam się w blogowym świecie. Niemal z nikim się nie spotykałam. Nic. Zero. Źle mi było, źle ze mną było. Beztroska działała, co miało skutek dopiero w sierpniu. (21) Miałam koszmarny sen! Śniło mi się, że... moja mama umarła. Nigdy więcej takich snów!
Sierpień...
Zaczęłam odżywać. (22) Beztroska zrobiła mi parę wycieczek po Zgierzu i Łodzi, poznała mnie ze swoimi znajomymi. (23) Z Animowanym wdaliśmy się w różne SMS-owo/facebook'owe dyskusje. Dowiedzieliśmy się przy okazji, że jesteśmy tak samo zryci. Planowaliśmy zniszczenie świata lub ewentualne wspólne samobójstwo przed końcem wakacji. Nie wyszło. Ale pisanie w trakcie burzy o smrodzie psa i romantyczności zapamiętam na długo! :D (24) Czytałam Harry'ego Pottera! (25) Ostatecznie pogodziłam się z Terapeutą. Zaczęły się nasze ćpalnicze spotkania, na których nie wiadomo czemu jest dużo bliskości... i śmiania się z owej bliskości.
Wrzesień...
(26) Aaa, zaczęła się szkoła. Aaa, zaczęła się trzecia klasa! (27) Ku swemu szczęściu przekonałam się, że jednak mam z kim siedzieć na lekcjach i że mam z kim gadać w tym pieprzonym gimnazjum. (28) Co prawda plany, wspólnego uczenia się z Animowanym i Płaczusiem nie wyszły, ale i tak czułam się dobrze i szczęśliwie. (29) A i Gu oswoiła się z liceum i poznała fajnych ludzi.
Październik...
Dzielnie chodziłam do szkoły. Nadal raczej w dobrym humorze. Może mnie psychicznie wykańczano, ale ogólnie byłam radosna i silna. (30) Mój spór z Lady Świnką (moją wychowawczynią) zniknął. (31) Przybyło mi różnych urazów. Ciągle coś mnie bolało. Tak się właśnie kończyły bitwy na matmie z Animowanym. (32) Martwiłam się tylko wciąż płaczącym Płaczusiem i tym, że nie chciała mi nic powiedzieć...
Listopad...
(33) Płaczuś trafiła do szpitala. Połknęła jakieś tabletki w szkolnej toalecie i zabrało ją pogotowie. Chyba nie muszę mówić jak to przeżyłam... zwłaszcza, że miałam rozmowę z dyrektorką i wychowawczynią, która (jakby nie mogła sobie darować) spytała mnie o definicję przyjaźni, czym trafiła w mój czuły punkt. Nadal się trzęsę, gdy przypominam sobie... nie, już dość. Nie chcę... (34) Pożar! Tak, miałam pożar. Co prawda nikt i nic (przynajmniej w naszym mieszkaniu) nie ucierpiało, ale wybuchł pożar tuż przy mojej kamienicy. Brr, znów się trzęsę. (35) I jeszcze pogłębiające się chore uczucie do Pewnego Człowieka... (36) A jakby tego było mało Animowany rozwalił mi oprawki okularów. Tak na miłą końcówkę listopada.
Grudzień...
Zbrzydło mi pisanie bloga w samotności... (37) Zaczęłam się zastanawiać nad powrotem do Was i w końcu wróciłam i jestem! (38) Nasza pani od matmy zasłabła. Dali nam zastępstwo. Płaczę. Chcę moją panią. Chcę moją matmę. Chcę się znów bić z Animowanym (za to on już chyba nie chce nic mi zepsuć...)! (39) Podsumowując cały semestr, mogę jeszcze dodać, że cały czas towarzyszą nam komentarze klasy, a nawet nauczycieli. No cóż. Tak to jest jak ludzie nie mają życia. (40) Płakałam na ostatniej wigilii klasowej. Boże, ja tych ludzi kiedyś nie lubiłam. Jak wiele się zmienia... (41) Końca świata nie było. A szkoda! (42) Mam żywą choineczkę i poczułam magię świąt. Dostałam drukarkę (taak, będzie można drukować ściągi)! (43) Prześladują mnie fantazje... (45) Mieszka z nami kolega mamy. W sumie lubię go. A rodzina większa chociaż! :) (46) ŻYJĘ, WCIĄŻ ŻYJĘ! :D
No, to jeśli ktoś wytrwał do końca, to gratuluję. Nie wiem, czy nie pomyliłam się gdzieś w numerowaniu, ani czy nie ma błędów. Nie mam siły sprawdzać. Pewnie coś pominęłam, trudno. Napisałam. Dla siebie. Spędziłam błogo ostatni dzień tego roku i jestem szczęśliwa. Życzę Wam udanego Sylwestra i wiecie, szczęścia w nowym roku!
Kocham Was! ;*
Wrzesień...
(26) Aaa, zaczęła się szkoła. Aaa, zaczęła się trzecia klasa! (27) Ku swemu szczęściu przekonałam się, że jednak mam z kim siedzieć na lekcjach i że mam z kim gadać w tym pieprzonym gimnazjum. (28) Co prawda plany, wspólnego uczenia się z Animowanym i Płaczusiem nie wyszły, ale i tak czułam się dobrze i szczęśliwie. (29) A i Gu oswoiła się z liceum i poznała fajnych ludzi.
Październik...
Dzielnie chodziłam do szkoły. Nadal raczej w dobrym humorze. Może mnie psychicznie wykańczano, ale ogólnie byłam radosna i silna. (30) Mój spór z Lady Świnką (moją wychowawczynią) zniknął. (31) Przybyło mi różnych urazów. Ciągle coś mnie bolało. Tak się właśnie kończyły bitwy na matmie z Animowanym. (32) Martwiłam się tylko wciąż płaczącym Płaczusiem i tym, że nie chciała mi nic powiedzieć...
Listopad...
(33) Płaczuś trafiła do szpitala. Połknęła jakieś tabletki w szkolnej toalecie i zabrało ją pogotowie. Chyba nie muszę mówić jak to przeżyłam... zwłaszcza, że miałam rozmowę z dyrektorką i wychowawczynią, która (jakby nie mogła sobie darować) spytała mnie o definicję przyjaźni, czym trafiła w mój czuły punkt. Nadal się trzęsę, gdy przypominam sobie... nie, już dość. Nie chcę... (34) Pożar! Tak, miałam pożar. Co prawda nikt i nic (przynajmniej w naszym mieszkaniu) nie ucierpiało, ale wybuchł pożar tuż przy mojej kamienicy. Brr, znów się trzęsę. (35) I jeszcze pogłębiające się chore uczucie do Pewnego Człowieka... (36) A jakby tego było mało Animowany rozwalił mi oprawki okularów. Tak na miłą końcówkę listopada.
Grudzień...
Zbrzydło mi pisanie bloga w samotności... (37) Zaczęłam się zastanawiać nad powrotem do Was i w końcu wróciłam i jestem! (38) Nasza pani od matmy zasłabła. Dali nam zastępstwo. Płaczę. Chcę moją panią. Chcę moją matmę. Chcę się znów bić z Animowanym (za to on już chyba nie chce nic mi zepsuć...)! (39) Podsumowując cały semestr, mogę jeszcze dodać, że cały czas towarzyszą nam komentarze klasy, a nawet nauczycieli. No cóż. Tak to jest jak ludzie nie mają życia. (40) Płakałam na ostatniej wigilii klasowej. Boże, ja tych ludzi kiedyś nie lubiłam. Jak wiele się zmienia... (41) Końca świata nie było. A szkoda! (42) Mam żywą choineczkę i poczułam magię świąt. Dostałam drukarkę (taak, będzie można drukować ściągi)! (43) Prześladują mnie fantazje... (45) Mieszka z nami kolega mamy. W sumie lubię go. A rodzina większa chociaż! :) (46) ŻYJĘ, WCIĄŻ ŻYJĘ! :D
No, to jeśli ktoś wytrwał do końca, to gratuluję. Nie wiem, czy nie pomyliłam się gdzieś w numerowaniu, ani czy nie ma błędów. Nie mam siły sprawdzać. Pewnie coś pominęłam, trudno. Napisałam. Dla siebie. Spędziłam błogo ostatni dzień tego roku i jestem szczęśliwa. Życzę Wam udanego Sylwestra i wiecie, szczęścia w nowym roku!
Kocham Was! ;*
Ale w moich również... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz