poniedziałek, 10 listopada 2014

wyznanie

     Hej, Mamo,
     trochę słabo, że mówię to w ten sposób. Przepraszam. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałam Ci to powiedzieć. Opleść Twoją dłoń swoimi dłońmi i patrząc Ci w oczy o wszystkim porozmawiać. Wszystko wytłumaczyć. Setki razy siadałam przy Tobie z myślą tak, dzisiaj to zrobię. To wydawało się takie proste. Lecz kiedy już byłam blisko Ciebie, kiedy chciałam zacząć mówić, w moim gardle rosła ogromna gula, a z oczu zaczynały płynąć łzy. I nie mogłam, Mamo, nie potrafiłam. Teraz - gdy to piszę - również płaczę. Trochę ze wstydu, trochę z bezsilności i w końcu... dlatego że boję się, że Cię zawiodę. Ale o tym za chwilę.
     Ja już nie wiem, czy Ty się domyślasz, czy nie. Ale tak, Mamo, jestem biseksualna. I więcej - mam dziewczynę. I jestem cholernie szczęśliwa, wiesz? Choć w tej chwili nie potrafię powstrzymać łez, jestem szczęśliwsza niż kiedykolwiek wcześniej. Wiesz, Mamo, to nie jest historia o księciu na białym koniu... nie pragnęłam tego, nie o tym marzyłam, nigdy nawet tego nie chciałam, ale prawda jest taka, że właśnie teraz czuję się dobrze. Teraz wiem, że wszystko jest dobrze. Nie jestem w stanie opisać Ci tego, co dzieje się w moim sercu. Po prostu... jestem szczęśliwa, Mamo, naprawdę szczęśliwa. Po raz pierwszy w życiu czuję, że mogę komuś zaufać. Wielokrotnie byłam już zakochana. Uwielbiałam moich kolegów. Serio. Próbowałam być z nimi, ale za każdym razem... tylko czekałam na moment, w którym wszystko się zepsuje, gdy zostanę zraniona. I teraz po raz pierwszy rzeczywiście nie boję się swojego uczucia. Chcę w nim trwać, nawet jeśli za jakiś czas wszystko się rozpadnie. Nie wiem, może dorosłam. A może trafiłam na wartą tego osobę.
Mamo, gdy uświadomiłam sobie, że podobają mi się kobiety, myślałam, że mi przejdzie. Wiesz, dojrzewanie, nadmierne podniecenie, takie bzdury. Poza tym od zawsze zakochiwałam się w chłopakach. Nigdy w żadnej dziewczynie. Ale minęły już 4 lata. W międzyczasie zakochałam się w Angelice (tak, tak, przegrana życia, wiem). Przeczytałam miliony artykułów. Szukałam odpowiedzi na pytanie jestem lesbijką? i nie umiałam nic znaleźć. Czekałam. Potem odważyłam się porozmawiać z Agą. Musiałam z kimś o tym pogadać. Tak bardzo się wtedy bałam, że ona się wystraszy. Pomyśli, że jestem dziwna, zboczona i wcale nie traktuję jej jak przyjaciółkę. Ale ona to zaakceptowała. Zdziwiła się, ale ze spokojem wróciła do normalności. A ja wtedy uświadomiłam sobie, że jest okej, a ja nie jestem wybrykiem natury. Dalej nie wiedziałam, czym jestem, ale wiedziałam już, że to nic złego. Potem zakochałam się w Kubie i myślałam, że to koniec. Ale moje uczucie nie przeszkadzało mi w odwracaniu się za pięknymi dziewczynami. Zaczęłam czytać, oglądać i szukać coraz więcej. Robiłam mnóstwo testów. Powiedziałam Kubie. I kilku innym osobom. Rok później (jej, jej, to już 2014!) Kuba wyszedł z szafy przede mną. I choć nie było to dla mnie duże zaskoczenie, to niewątpliwie był spory ból. Ostatnia deska ratunku, ostatnia szansa normalności legła mi w gruzach. Ale okazało się, że ktoś mnie rozumie. Że mam, z kim o tym pogadać. Chyba tego potrzebowałam bardziej niż miłości życia. Kuba powiedział, że pomoże mi znaleźć, zrozumieć siebie. Nie wiem, czy chciał, żebym wybrała. Ale ja zrozumiałam, że to niemożliwe, że to zwyczajnie sprzeczne z moją naturą. I pogodziłam się (powiedzmy!) ze sobą. Zarejestrowałam się na portalu queer.pl, to facebook dla osób lgbt. Tam poznałam Berenikę. I Malwinę. I wiele innych ciekawych osób. Rozmowy z nimi, dużo mnie nauczyły. I utwierdziły w moich domysłach, co do siebie. Musiałam się pogodzić z tym, kim jestem.
Trudno być biseksualnym. Jesteś rozdarty. Jedną nogą stoisz w świecie hetero, a drugą w homo. Kobiet bi nie akceptuje wiele lesbijek, a liczna część heteroseksualnych facetów widzi szansę trójkąta w związku z biseksualistką. Wielu ludzi podważa istnienie trzeciej orientacji, część uważa, że jest to krok ku homoseksualności. Nie mają racji. Wiem, że niezależnie od tego, jaki związek stworzę, jak potoczy się moje życie, zawsze będą podobały mi się obie płcie.
To takie proste, takie normalne. Geje, lesbijki. Uwielbiam ich. A przy tym traktuję ich tak zwyczajnie. Tak właśnie powinno być. Orientacja seksualna to coś naturalnego. A jednak, gdy mam Ci powiedzieć, że jestem osobą biseksualną, czuję się, jakbym mówiła o zbrodni przeciwko światu. Widzisz, Mamo... nie jestem idealnym dzieckiem. Nie jestem nawet dobrym dzieckiem. A Ty zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Chciałabym temu sprostać. Ale coraz częściej nie potrafię. Rzadko coś mi wychodzi. Czasem odnoszę wrażenie, że w niczym nie jestem dobra, a Tobie sprawiam tylko ból i zawód. Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo źle się z tym czuję. Chciałabym, żebyś była ze mnie dumna. Chciałabym, żebyś mogła mówić ludziom z uśmiechem na twarzy to moja córka, żebyś nie musiała się za mnie wstydzić. I gdybym była idealnym dzieckiem... gdyby wszystko mi wychodziło... wtedy może łatwiej byłoby mi uwierzyć, że to, że akurat ja jestem dziewczyną, która ma dziewczynę, nie jest wcale złe. Ale ponieważ jestem, jaka jestem... no cóż, chciałabym nie zawieść Twoich oczekiwań chociaż pod tym kątem. Nie będę jednak udawać. Nie chcę Cię okłamywać, ukrywać połowy swojego życia. Nie tak chcę żyć, Mamo. Mam nadzieję, że to rozumiesz.
     Myślę, że to widać. I podejrzewam, że Ty już od jakiegoś czasu wiesz. Ale wiem też, że powinnam Ci to wprost powiedzieć. Przyjmijmy, że jako pisarka (od siedmiu boleści, ale wciąż!) właśnie Ci to mówię. Inaczej nie dam rady. Pamiętaj, że tak naprawdę nic się nie zmieniło. Tylko w końcu jestem z Tobą całkiem szczera. Mam nadzieję, że zrozumiesz. Kocham Cię, Mamusiu.
Twoja córka,
Ada.

czwartek, 18 września 2014

A może by tak obudzić marzenia?

Kiedy człowiek już jest święcie przekonany, że wyrósł z wszelkich ckliwości, nagle pojawiasz się Ty. I patrzysz swoimi niebieskimi cudownymi oczami i uśmiechasz się tym przeuroczym uśmiechem i poruszasz się tak, że robi mi się gorąco. Jesteś pełna nieświadomości swojej władzy nade mną. Ty, która zbudziłaś uczucia ze snu. Bardzo twardego snu. 
we are the lovers, 
if you don’t believe me,
then just look into my eyes, 

'cause the heart never lies
Dobrze mi z Tobą. Zabawnie, przyjemnie bezpiecznie. A potem idziemy razem, trzymając się za ręce, mijamy... nieraz zdziwione, czasem zgorszone twarze przechodniów. Nie widzę ich prawie, patrzę na nasze splecione dłonie. I uśmiecham się do Ciebie. Nie sądzę, nie myślę, nie analizuję. Gówno mnie obchodzi, co będzie dalej, co ludzie pomyślą, czy się uda. Podążam za pragnieniem. Chcę być z Tobą. Tu i teraz. 
I choć dookoła nie jest dobrze. I choć świat mnie przeraża. I choć boję się przyszłości...
Tu i teraz jestem szczęśliwa.

sobota, 16 sierpnia 2014

✗ Patrzę w pustkę, czuję pustkę

kołysanka tak trochę
Za oknami ciemność okryła świat swoim płaszczem. Czuję chłód nocy na skostniałych stopach... i te dreszcze na plecach też chyba z zimna. Próbuję się uspokoić kojącym dźwiękiem melodii, którą serwuje mi youtube, ale nie mogę. W geście rezygnacji i przypuszczalnie wstydu patrzę na swoje dłonie. Ładny lakier, lubię go. Cały czas drżę. Nie lubię uczucia wyschniętych łez na polikach. Ale jak się jest kretynką, to nie można narzekać. W garncu mojego umysłu kotłuje się od nieprzezwyciężonych, przykrych myśli. Znam wielu zdolnych ludzi. Nie należę do nich. Znam wielu mądrych ludzi. Nie należę do nich. Znam wielu dobrych ludzi. Nie należę do nich. Dlaczego? Dlaczego są tacy, co potrafią poruszać słowem, głosem, ruchem dłoni, ciała... dlaczego niektórym wchłanianie nazwisk, dat i faktów, cyfr i wzorów, tekstów najróżniejszych i zasad przychodzi z łatwością... i w końcu dlaczego człowiek potrafi poświęcić swoje szczęście dla szczęścia bliskiej osoby, a ja nie? A ja jestem sobą, egoistyczną, sukowatą, głupią i bezwartościową? Nic nie znaczę. I nigdy nic nie będę znaczyć, biorąc pod uwagę moje ambitne plany na jakże świetlaną przyszłość. Niemal słyszę kpiący głos siebie samej... Wydanie bestsellera? Proszę cię! Przecież ty tego badziewia nie napiszesz, taka jesteś leniwa. A nawet jeśli, nikt tego nie wyda. I nikt nie przeczyta. Fajne studia? Hahaha, najpierw zdaj maturę na porządnym poziomie. A nie, sorry, jesteś na humanie, w dodatku nie poświęcasz nauce nawet minuty. I co ty chcesz na tych studiach osiągnąć? Ocknij się, dziewczynko, nie masz już ośmiu lat. Rodziny nie założysz, bo - czekaj, jak to szło - 'będę mieszkać z przyjaciółmi w wielkim domu i będę chodzić po klubach, szukając miłości na jedną noc'. Po pierwsze twoi przyjaciele, mimo iż oddani, będą mieli cię już na tyle dosyć, że na pewno wybiorą swoje rodziny, a nie twoje wspaniałe towarzystwo. A po drugie, myszko moja, kto cię będzie chciał nawet na ten jeden raz? Zresztą, i tak się boisz. Naoglądałaś się programów o chorobach i ręczę głową, że nie zdecydujesz się na żaden przypadkowy seks. Ale oszukuj się dalej. Co tam jeszcze... Aaa, tak w razie gdyby ci się plany pozmieniały i gdybyś jednak chciała stworzyć z kimś swój bajkowy związek... pamiętaj, nie jesteś księżniczką z Disneya. Księcia nie znajdziesz, bo fajni faceci albo są gejami, albo są zajęci, albo robisz z nich swoich kumpli i wiesz o tym doskonale. Oczywiście, mogłabyś każdego ranka budzić się u boku subtelnej, pięknej niewiasty, ale bądźmy szczerzy, nie masz na to jaj. To teraz powiedz mi, dziewuszko, z czego ta twoja biedna mama ma być dumna? No, odpowiedz mi, do kurwy nędzy! Te myśli miażdżą mi czaszkę. Skamlę z bólu. Wciąż drżę. Ale jestem spokojna. Już nic nie czuję. Jedynie dziwną pustkę. Chciałabym, żeby mnie ktoś teraz przytulił. W sumie wiem nawet kto. I, co gorsza, chciałabym, żeby ta osoba rzuciła mnie na łóżko, pozbawiła mnie jakichkolwiek myśli, doprowadziła do braku tchu. Lecz teraz to i tak nie ma znaczenia. Ona jest daleko i nic tego nie zmieni, a jeśli byłaby tuż obok nie pozwoliłabym jej się do siebie zbliżyć. Bardzo ostre kolce ma róża obrastająca moje serce. 
A ja... nie chcę skrzywdzić tak niewinnej duszy jak ona... Tej jednej złej rzeczy, której pragnę całą sobą, nie zrobię.
Tak dla odmiany.
Może tli się we mnie odrobina dobra? A może to tylko naiwność i zwykła głupota.
Patrzę w pustkę, czuję pustkę.
Nieważne. Dobranoc.

sobota, 9 sierpnia 2014

✗ Krótka historia o mieście

właściwie słucham Mozarta, 
ale jak chcesz
Opowiem Wam pewną historię. Historię miasta, w którym strach przezwyciężył miłość. To będzie opowieść-ostrzeżenie. Nie pozwólcie, by Wasze miasta spotkała podobna tragedia.
W wielkim mieście zapanowała szarość. Po długim okresie zagłady, druzgoczącego huraganu, mieszkańcy wreszcie doznali spokoju. Pojawiła się w nich nadzieja. Iskrzyła się i iskrzyła, a gdy buchnęła jasnym płomieniem, rozjaśniła okna wszystkich domów. Było radośnie. Stan ten trwał. Gdy nagle nastąpiła ulewa. Wielka burza emocji. I wyciszenie. Kompletne. Całkowity brak uczuć. Miasto pogrążyło się w brudnej szarości... Nic nieznaczącej, pustej, ogarniającej cały miejski organizm. Cisza. I nuda. Twarze bez wyrazu, oczy bez blasku. Dobijająca beznamiętność. Pustka.
Do niedawna zanoszenie się płaczem było czymś codziennym. Każdy dzień wypełniała rozpacz i strach. Bezsilność, gniew, słabość. Potem chwilowe szczęście. Teraz... zniknęło wszystko. Słońce świeciło słabym blaskiem, rozjaśniając ciemniejsze odcienie szarości, tworząc z nich... jaśniejsze odcienie szarości? Szarość, szarość, wszędzie szarość.
Aż dnia pewnego zupełnie znikąd pojawiła się tęcza*. Była piękna. Taka spokojna, ale i radosna. Pełna życia. Pełna ciepła. Pełna kolorowych uczuć. Pełna, kompletna, wypełniała pustkę miasta. Uzupełniała dziury. Tworzyła serce miasta na nowo. Mieszkańcy jednak nie znali tych wszystkich emocji. Nie ufali tęczy. Bali się jej. Przynosiła tyle nowości, tyle nieznanych odczuć... Postanowili rozwiązać problem. Tęcza ufnie otulała ich swoimi ramiona, po których oni wspięli się i... przecięli ją na pół. Upadła, zniknęła. Ale szarości też już nie było. Nastąpił mrok. Przerażająca czerń pochłonęła całe miasto. Umarło. Pokochało tęczę i umarło wraz z nią.
Widzieliście kiedyś człowieka bez uczuć?
Widzieliście kiedyś człowieka bez uczuć, który pokochał?
Widzieliście kiedyś człowieka bez uczuć, który pokochał, ale bał się miłości i zdusił ją w sobie?
Widzieliście kiedyś opustoszałe, powojenne ruiny miasta?


... widzę codziennie.

____________
*post z dedykacją, tak myślę.

piątek, 1 sierpnia 2014

✗ Jesteś najważniejsza

ta piosenka tu pasuje, 
ale chyba mam ciarki
Hej. Właściwie dziwnie się czuję, że piszę to tutaj. Gdyby wszystko było normalnie, powiedziałabym Ci to osobiście, ale gdyby wszystko było normalnie, w ogóle nie musiałabym tego pisać. Wiesz, nawet nie wiem, od czego zacząć. Coś jest nie tak. Coś się dzieje, a ja nie wiem co i jak z tym walczyć. Tak czuję. Oddaliłyśmy się od siebie. Próbuję Cię gonić, próbuję być blisko, lecz odnoszę wrażenie, że im szybciej biegnę, tym szybciej się oddalasz. Może to tylko moja paranoja, może znów sobie coś ubzdurałam, może szukam problemów na siłę. Ale prawda jest taka, że czuję się odsunięta. Nie mówię Ci tego, bo nie chcę sprawiać Ci przykrości, a i żal mi czasu, który spędzamy razem, na jakiekolwiek smutki, bo jest go tak mało. Cieszę się, że masz co robić, że masz tylu wspaniałych znajomych i w ogóle. Ale nieważne jak bardzo mnie to cieszy, gdy zwyczajnie mi Cię brakuje. I gdy od ponad tygodnia czekam, by móc powiedzieć Ci o czymś ważnym, a nie wiadomo, czy w najbliższym czasie się doczekam, zaczynam mieć wątpliwości, że zależy Ci na tym, żeby dowiedzieć się, co u mnie. I może rzeczywiście Ci nie zależy. Dlatego już przestałam zawalać Cię wiadomościami o moim życiu, tylko wspominam o jakichś ważniejszych sprawach, resztę pomijam. Nie chcę Cię nudzić, męczyć. Może masz już dosyć mojego egoizmu. I tak długo wytrzymywałaś ciągłe rozmowy o mnie. Teraz próbuję wyciągać z Ciebie informacje, co się dzieje u Ciebie. Ale Ty mało mi mówisz. Czasem wspomnisz, gdzie byłaś, czasem nic nie mówisz, wysyłasz mi rzeczy z tumblra, a ja udaję, że tak jest dobrze. I próbuję się angażować w to, co mi wysyłasz. Choć coraz trudniej mi to robić. Raz, że jest tego coraz więcej, a ja nie daję rady obejrzeć wszystkiego, żeby wiedzieć o czym do mnie mówisz, a dwa... wiem, że jest to dla Ciebie ważne i że jest to część Twojego życia, ale naprawdę czasem chciałabym się dowiedzieć, jak się czujesz, a nie czy ktoś kogoś przytulił. I nie zrozum mnie źle, ja nie mam pretensji, że mi to wysyłasz. Naprawdę cieszę się, że dzielisz się ze mną swoimi emocjami, nawet gdy tyczą się aktorów czy postaci. Każde Twoje uczucie jest dla mnie ważne. Tylko... gdy gadamy już tylko o tym, zaczynam się zastanawiać czy mamy jeszcze jakieś inne tematy... a to nie są fajne myśli. I jeśli mam być już całkiem szczera, zastanawiam się czy może to, że mnie od siebie odsuwasz, nie jest spowodowane przez moją orientację. Ja wiem, kochasz gejów i tak dalej. I wiem też, że na początku nie miałaś z tym żadnych problemów. Ale teraz, gdy zaczęłam czuć się ze sobą pewniej i gdy otwarcie mówię o dziewczynach, które mi się podobają... może Cię to przerosło? I boisz się, że jak mi o tym powiesz, wyjdziesz na hipokrytkę? Może nie powinnam Ci mówić, że mi się podobasz. Tylko ja nie to miałam na myśli. Chciałam, żebyś uwierzyła w końcu, ile jesteś warta. Aga, ja nigdy bym... nie zrobiła czegoś, co w jakikolwiek sposób mogłoby źle wpłynąć na naszą przyjaźń. Uwierz mi. Jesteś piękną, mądrą i niezwykłą dziewczyną. Ale jesteś też moją najlepszą przyjaciółką i to jest dla mnie najważniejsze. Jesteś dla mnie skarbem, czymś, czego nie umiem wyrazić słowami i... i to jak bardzo Cię kocham, jak bardzo Cię cenię i jak bardzo mi na Tobie zależy jest niewyobrażalne i myślę, że tylko ci, którzy zaznali prawdziwej przyjaźni, mogą wiedzieć o czym mówię. Wiem, że nie jestem ideałem. Wiem, że cholernie dużo mi do tego ideału brakuje. I wiesz, że czasem nienawidzę się za to jak beznadziejną osobą jestem. Beznadziejną i sukowatą na dodatek. Ale zabiłabym dla Ciebie i za Ciebie umarła, więc proszę Cię, powiedz mi chociaż, co jest nie tak. Bo może i na to zasłużyłam... ale nie chcę czuć się jak gówno. A tak się czuję, gdy moja najlepsza przyjaciółka zapytana 'kiedy się spotkamy' nie odpowiada i unika odpowiedzi, jakby to było najgorsze, co może ją spotkać. A gdy się spotykamy jest przecież normalnie. Tak jak kiedyś. Tak jakby Ci na mnie zależało. Tak jakbyś dalej mnie kochała. Proszę... niech tak będzie zawsze. Nie umiem żyć bez Ciebie, nie chcę nawet. Przepraszam, rozkleiłam się. To wszystko... trochę mnie przeraża. Bo w sumie nigdy nie przypuszczałam, że będę się tak czuć względem Ciebie. Chciałam... chciałam Cię prosić, żebyś... cokolwiek myślisz i cokolwiek czujesz... była ze mną szczera, nawet jeśli ma mnie to zaboleć. Wiele przeszłam i przejdę kolejne cierpienia, ale nie chcę zmagać się z kłamstwem, fałszywymi nadziejami i obłudnymi obietnicami. To dla mnie za wiele. Uszanuję wszystko, co powiesz, bo tak jak mówiłam - jesteś dla mnie najważniejsza. Jeśli Cię zraniłam, przepraszam... po prostu... musiałam już to z siebie wyrzucić.
Kocham Cię... bardzo.

niedziela, 30 marca 2014

✗ Tylko mnie doceń...

łagodźmy obyczaje
Melodramatyczna potrzeba wzniecania pożarów złości i irytacji. Potrzeba? Skądże. Jedyne, czego potrzebuję, to Twój czas i zainteresowanie. Nie byłabym tak irytująca, gdybyś spojrzał na mnie inaczej. Nie poświęcasz mi zbyt dużo chwil swego życia. Ostatnio prawie w ogóle ich nie poświęcasz. Czuję, że się narzucam, ale wiesz, że jestem uparta. I nie odpuszczę tak łatwo. Jeżeli tak bardzo masz mnie dosyć, to chociaż wytłumacz mi dlaczego. Miało być lepiej, miało być jaśniej, jest do dupy. Nie chcę czuć się jak gówno. To, że nigdy nie będziemy razem, nie oznacza, że nie mamy spędzać razem czasu. Pragnę przypomnieć, jesteśmy przyjaciółmi. P r z y j a c i e l e. Jaka jest Twoja definicja przyjaźni, co? No, bo dla mnie osoba, którą nazywam swoim przyjacielem, to ktoś, z kim chcę być w każdej sytuacji. Mogę z nim rozmawiać i milczeć, siedzieć i chodzić, śmiać się i płakać, tańczyć i leżeć, oglądać filmy i snuć fantazje, jeść kilogramy śmieciowego żarcia i ćwiczyć na siłowni, pisać na facebooku i wyjść w środku nocy na spacer. Mogę z nim robić wszystko i przede wszystkim chcę to robić. Ty chcesz? Wiesz, jeśli nie, to powiedz, przestanę się dłużej oszukiwać. Najpierw nauczę się Cię nie kochać, potem spróbuję nauczyć się żyć z myślą, że nigdy Cię już nie będzie w moim życiu. Nie martw się, ja naprawdę dam sobie radę. Z wieloma rzeczami już dałam. Bądź ze mną szczery. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego traktujesz mnie tak oschle czasami. Wiesz przecież, że to mnie boli. Ranisz mnie tym, jak bardzo trzymasz mnie na dystans. A ja chcę być dla Ciebie bliska. Tak po prostu. Czasem mam wrażenie, że nic nas nigdy nie rozdzieli, że jesteśmy super-zgrani, że świetnie się dogadujemy i że jesteśmy połączeni naprawdę niezwykłą więzią. Ale czasem... czasem czuję się, jakbym zupełnie nic dla Ciebie nie znaczyła. A to niszczy mnie od środka, bo Ty znaczysz dla mnie prawie wszystko. Jest niewielka grupka osób, za które oddałabym życie. I zdajesz sobie sprawę doskonale, że należysz do niej. Wiem, że daleko mi do ideału, wiem, że potrafię być ultra-irytująca, ale staram się, chcę być przynajmniej możliwie najlepszą przyjaciółką... Próbuję. Proszę, doceń to. Proszę...

środa, 26 marca 2014

✗ Któregoś pięknego dnia...

Nie zawsze radzimy sobie z własnymi emocjami. Właściwie... zwykle sobie nie radzimy. Albo to tylko ja. Im dłużej żyję, tym bardziej nie potrafię odnieść się do życia. Coraz bardziej nie rozumiem świata, ludzi i siebie samej. Gubię się i nie odnajduję drogi powrotnej... Czasem odnoszę wrażenie, że jasny i czytelny szlak, który wyznaczyłam sobie na mapie, nigdy nie istniał. Nawet moje słowa nie są już spójne i harmonijne. Burza wszelakich uczuć wywołuje taki mindfuck, że nawet ja - osoba z darem komplikowania wszystkiego - nie pojmuję, co dzieje się wokół mnie ani co tak naprawdę czuję. Tyle radości, szczęścia, ulgi, błogości i jednoczesnego cierpienia, bólu i rozczarowania nie było jeszcze w moim życiu. Ogólnie myślę, że jest w porządku. I patrząc z szerszej perspektywy, za jakiś czas może być nawet fantastycznie! I nie, to nie jest wcale ironia. No, może taka lekka. 
Cóż, pozbyłam się największego mojego problemu - bojfrend (och, pożal się Boże) mojej Mamy zrobił dziecko jakiejś patologicznej lasce i się wyprowadził (krzyżyk na drogę!). Nikt nie niszczy mi psychiki, nikt nie wyzywa od gówniar, nikt nie krzywdzi mojej Mamy ani całej mojej rodziny. Krótko mówiąc, jestem znów cholerną szczęściarą. Odzyskałam najwspanialszą istotę na Ziemi, moja Mamusia znowu jest wśród nas! Powróciła do świata żywych. Tak, jestem z niej dumna. 
Przeżyłam już dobre siedem miesięcy w - że się tak wyrażę - nowej szkole. Mogę powiedzieć jedynie tyle, że przywykłam do zupełnie innych norm zachowania, humoru i podejścia do szkoły i życia. Moja klasa nie jest zła, ale jej poziom nie dorównuje poprzedniej. Niestety! A liceum jak to liceum. Zwykła szkoła. 
Znowu zaczęłam poddawać się samozniszczeniu. Tak, tak, miałam się nie ciąć. Spoko, staram się i od trzech miesięcy jestem grzeczna. Ale miałam problem, bo obecność powyżej wspomnianego menszczysny w moim domu doprowadzała mnie do rozpaczy, myśli samobójczych i innych równie ciekawych stanów emocjonalnych. Tak czy owak nie chcę do tego wracać i mam nadzieję, że tym razem uda mi się wytrzymać.
Miłość mojego życia okazała się jedną wielką porażką. Nie czuję się z tym jakoś tragicznie, ale gdy dowiadujesz się, że facet idealny nigdy nie będzie twój, bowiem nie pozwala mu na to orientacja seksualna (OKEJ, JA TO WIEDZIAŁAM, ALE WARTO ŻYĆ MARZENIAMI), to jednak jest to lekki wstrząs i zawód. Szkoda, mogło być fajnie! Ale nie to jest najgorsze. Najboleśniejszy dla mnie fakt dotyczy tego, że my się ciągle kłócimy. Teraz, kiery już wszystko wiem i wszystko zostało wyjaśnione, powinniśmy dogadywać się jak nigdy dotąd. A od dłuższego czasu wciąż się kłócimy. O wszystko. To jest tak potwornie dziwne, bo przecież jesteśmy tak do siebie podobni, potrafimy być dla siebie wspaniałą podporą i radością, a od jakiegoś czasu nie potrafimy się dogadać (jeszcze zanim dowiedziałam się, że jest gejem). Nie rozumiem tego i boli mnie to strasznie. Pewnie się ogarniemy. Kiedyś. A ja przestanę go kochać. Któregoś pięknego dnia. Na pewno.
Podsumowując moje losy, jest raczej na plus. Brakuje mi moich przyjaciół. Jakoś tak mało ich dla mnie. Odzyskałam za to Mamunię, spokój i fundament mojej osoby - kochający dom. A zatem sens życia powrócił. Znajdę osobę, która dla odmiany pokocha mnie. Wtedy ja, ten ktoś, a także moi przyjaciele, wszyscy odnajdziemy szczęście. Tak myślę.