poniedziałek, 21 grudnia 2009

Nie pozwól sobie na chwile słabości

Przepraszam,za nie dostosowanie się do Waszych kandydatów na tytuł. Niestety, moja wena rządzi się sama. Zmieniłam styl notek. Jak skończę pisać ten post,wstawię źródło pikseli pod link Tortury-Czekoladowe. Tymczasem przechodzę do tematu.

Przed końcem roku, kiedy przeżywałam pewne załamanie nerwowe, odczułam, że niezależnie od wszystkiego, trzeba być silnym, nawet jeśli nie dajemy już rady. Może ci się życie walić, ale za nic nie wolno się nikomu wyżalić, bo z pewnością ci nie pomoże.Przyznam, iż trochę mnie to zasmuciło. Było mi źle, wydawało by się, że ktośkolwiek powinien mi współczuć. Naprawdę, w moim życiu nie było (inie jest) lekko. Miałam nadzieje, że ludzie, którzy zdawali sobie zt ego sprawę, będą przy mnie, albo chociaż od czasu do czasu powiedzą głupie: „Jesteś silna, dasz radę”. To wbrew stereotypom, daje dużo. Podtrzymuje na duchu. Niestety, nie doczekałam się ni jednego takiego zdania. Trudno -pomyślałam. - Muszę sobie sama radzić. Jakoś to będzie. Pocieszałam sama siebie. Nawet to coś daje. Gdy było już troszkę lepiej miałam ogromną nadzieje, że tak pozostanie, znów stało się coś co mnie podłamało. Nigdy nie cierpiałam z powodu miłości. Nigdy. Fakt, faktem,że jakoś nigdy na to nie pozwoliłam. Nie będę teraz wypisywać jak to się stało, gdyż nie o to chodzi. Po prostu... W tym roku, bardzo niedawno, poczułam mocny ból, spowodowany czymś związanym z zakochaniem. To też było dla mnie ciężkie. Nie miałam zamiaru poddawać się, ale chciałam by ktoś mnie wtedy pocieszył. Owszem, udało się.Jednak gdy pragnęłam chwili spokoju, żeby nikt a nikt, nic ode mnie nie potrzebował... Cóż... nie udało się. Czemu ja mam pocieszać,pomagać, a inni tego dla mnie nie mogą zrobić? Czemu zawsze mam być uśmiechniętą, uprzejmą koleżanką z klasy? Czemu moi koledzy mogą mieć zły dzień i nie odzywać się do nikogo, a ja nie? Odpowie mi ktoś? Nie... No, właśnie. Nie rozumiem, dlaczego to ja jestem, zawsze tą,która ma być w wspaniałym humorze i pocieszać wszystkich pesymistów.Wiem, jestem optymistką, ale nawet największym optymistom zdarza sięzły dzień! Proszę Was, zrozumcie, że nie tylko Wy macie problemy. Nie tylko u Was rodzicie się kłócą, czy rozwodzą, nie tylko Wy dostajecie złe oceny, nie macie pieniędzy, czy chłopaka/dziewczyny.Każdy czasem narzeka, ale nie warto robić to codziennie. A jeśli Ty robisz to codziennie, to zapytaj może czasem osoby, która Cię zawsze wysłuchuje, czy ona ma coś do powiedzenia. Może i ona ma jakieś problemy, którymi chciałaby się z kimś podzielić. Bo kto wie... Może możesz jej pomóc?

To są moje myśli, które od dłuższego czasu w sobie kryłam. Post był napisany... w złości. Taką ma barwę. Każdy, kto przeczyta, poczuje, że nie pisałam go z uśmiechem na ustach. Byłam zła na ludzi, którzy nie chcieli okazać wsparcia. Którzy mogli, ale nie pocieszyli mnie. Teraz już mnie to nie obchodzi. Mam to głęboko gdzieś.Oby ich nikt nigdy nie zawiódł. Jeśli zaś się tak stanie, poczują dokładnie to co ja. Trudno, będzie to ich broszka. Ja im nie pomogę.Nie jestem aż tak głupia.

Jeżeli ktoś zrozumiał me poglądy,bardzo cieszy mnie fakt, że nie jestem sama na tym świecie. Mam dość dziwnie ułożony mózg, więc post nie może być normalny. No, bo co jest normalne, jeśli stworzył je ktoś nienormalny? Cóż... To tyle.

Moja przyjaciółka ma chandrę. Pomóżcie mi ją z niej wyleczyć. Wejdźcie na jej blog, i odwiedzajcie ją. Jest naprawdę cudowną osóbką. Zrobicie to dla mnie, prawda?



piątek, 4 grudnia 2009

Internetowa przyjaźń

Opowiem o czymś co zdarza się dość rzadko, ale się zdarza - o internetowej, prawdziwej przyjaźni.

Od pewnego czasu wymyślam nowe tytuły na posty. Na posty, warte przeczytania. I któregoś dnia wpadłam na pomysł zadania prostego pytania. 
"Czy internetowa przyjaźń może być prawdziwa i trwała?"
Osobiście uważam, że tak. Mam przyjaciółkę, której w życiu realnym nigdy nie widziałam i jestem pewna, że jest moją prawdziwą przyjaciółką. 
Jeszcze jakiś rok temu trudno było mi uwierzyć, że można polubić kogoś, kogo się nie widziało i w pełni nie zna. Polubić... Polubić to może i się da, ale pokochać, choćby po przyjacielsku... Nie. To już było raczej nie możliwe. Mimo, iż moja mama miała i ma przyjaciela poznanego przez sieć internetową, to myślałam, że mnie to nie spotka. Życie jednak płata różne figle. 
Przez moją karierę blogową przewijało się wiele osób. O kilku już nawet nie pamiętam, niektórzy chowają się w zakamarkach mojej pamięci, innych wspominam, a są też tacy, z którymi mam kontakt, i zdarza się, że codzienny. 
Jedną z osób, jakie wspominam jest Lipton. Wiem, że nie była moją przyjaciółką, bo gdyby była, to miałybyśmy z sobą kontakt, ale i tak nadal jestem jej wdzięczna. Poznałam ją, kiedy interesowały mnie głównie: sława, komentarze, i statystyka. Prowadziła bank komentarzy. Miałam zawsze najwięcej wpłacone, ok. 50 000 komentarzy. Tak, wiem, dużo. Byłam pomylona... Mniejsza o to. Lubiłam ją bardzo, pomagałam wypłacać bloggerom komentarze, rozmawiałyśmy na Gadu-Gadu. I kiedyś poprosiła mnie bym dała wypłatę blogowi o nazwie Peper-Dog. Gdy wypłaciłam autorce należyte 'komcie', ta zaczęła do mnie pisać na GG. 
Z początku, irytowało mnie to, jak bardzo chcę nawiązać ze mną kontakt. Siedziałam przy komputerze całymi dniami, a ona, jak tylko się pojawiała, pisała do mnie. To był dla mnie koszmar. Chwilę z nią popisałam, a później mówiłam, iż muszę już iść i robiłam się niewidoczna. Później jednak, okazało się iż moja natrętna koleżanka - Karish - jest całkiem ciekawą osóbką. I tak się zaczęło. Codzienne rozmowy, poznawanie się nawzajem, wspólne blogi i pasje. Z każdym wakacyjnym dniem lubiłam ją coraz bardziej. Gdy jakiś dzień nie było mnie lub jej przy komputerze dostawałam hopla. Przekonałam się, że ona czuje to samo. Zaczęłam jej opowiadać różne historie z mojego, jakże ciekawego życia. Ufałam jej. Obie sobie ufałyśmy. I tak obie doszłyśmy do wniosku, że jesteśmy przyjaciółkami, i że nie umiemy bez siebie żyć.
Teraz wiem, że mam to, czego nie mają miliardy (a może i więcej) ludzi - przyjaciółkę, na którą mogę liczyć, na której mi zależy, i którą bardzo kocham. 

Dziękuję Ci, za to, że zawsze jesteś przy mnie, za to, iż nigdy nie szczędzisz mi pocieszenia, po prostu za to że jesteś. Kocham Cię moja Agnieszko.

A teraz słówko do mojej drugiej przyjaciółki - Angeliki. Pozwoliłaś mi na ten post, więc w razie czego nie obrażaj się, za to, że poświęciłam go Karish. Ciebie też kocham ;**

poniedziałek, 30 listopada 2009

Dwie natury w jednej osobie

Na dzień dobry chcę powiedzieć Cookie., że ja się często nie maluję. Tylko od jakieś większej okazji. I dzięki, miło mi, że uważasz, że baz makijażu mi ładnie ;). No i ostatnia sprawa, a potem przechodzę do tematu. Jak dodajecie komentarz to wpisujcie swój adres bloga. Nie pamiętam jaki kto miał nick. Wybaczcie ;(.

Jak to jest? Uważasz, że już kogoś znasz od podszewki, a tu nagle okazuje się, iż ten ktoś pokazuje się od zupełnie innej strony. Gorszej strony. Ten, którego uważałaś za znanego sobie, pomaga Ci jeszcze bardziej uwierzyć, że go znasz, a tu ni stąd ni zowąd, pokazuje, jaki z niego idiota. Później znowu, skruszony wraca, robi maślane oczka i Cię przeprasza. A Ty głupia, najpierw udawałaś urażoną księżniczkę, ale potem odpuściłaś i wybaczyłaś. 
Tak, wiem. Bardzo to wszystko skomplikowane. Już tłumaczę.
W niedziele, wraz ze swoją paczką (tj. Angelika, Marek, Bartek W.) poszliśmy do kina. Umówiliśmy się na przystanku dwunastki. Przyszłam (jak zwykle) pierwsza. Po jakimś czasie, zobaczyłam jak Marek wraz ze swoim kumplem z 5 klasy wychodzi z taksówki. O nie! - pomyślałam identyfikując towarzysza mojego przyjaciela. Tylko nie on! Marek, błagam, powiedz mi, że on z nami nie jedzie. - kontynuowałam moje myślowe wyżalenia. To był chłopak, który mówił na mnie siusiumajtek. Z tym całym siusiumajtkiem to długa historia. Po pewnym czasie dotarła reszta załogi. Bartek zapytał czy wszyscy mają bilety do kina.
- TAK! - każdy każdego przekrzykiwał.
Marek natomiast szukał w swojej torbie, z jego miny nie wynikało nic dobrego. Bartek widząc to spojrzał na niego i powtórzył swoje pytanie.
Teraz ja popatrzyłam się na naszego blond towarzysza. Nie no! Marku, powiem Ci, że dziwię się, że o głowie pamiętałeś!
W dalszym ciągu przyglądałam się z nadzieję na pana zapominalskiego, ale byłam już przekonana, że poszukiwania biletu w torbie zakończą się niepowodzeniem. Spoglądając na Marka, odpowiedziałam Bartkowi na jego pytanie.
- Nie ma. 
I wróciłam wzrokiem do naszego przyjaciela. Tak, miałam racje. Zrobił się tylko jeszcze bardziej czerwony, (wszyscy byliśmy, bo było zimno) próbował udawać, że wszystko w porządku, że się pomyliłam, ale znałam go na tyle, iż wiedziałam - moja pomyłka była niemożliwa. Zadzwonił do mamy. Dobra, nie będę opisywać, tego jak go dostał, naszej podróży tramwajem, tylko dojdę od razu do części "Gorszej strony". Oglądamy sobie "ODLOT" i nagle nasz młodszy kolega położył na mojej głowie paczkę po popcornie, w której były ostatnie okruchy zawartości. Na moich umytych włosach wylądowały niezbyt przyjemne cząsteczki. Ledwo je rzuciłam. Po jakimś czasie znów czymś dostałam. Tym razem od Marka. TO BYŁ JUŻ SZCZYT WSZYSTKIEGO! Obraziłam się i nie odzywałam do nich do końca filmu. Po powrocie do domu odbyłam z moim przyjacielem taką rozmowę:

"przepraszam za moje nietaktowne i ordynarne zachowanie w kinie ~ Marek
skoro posługujesz się tak piękną mową, to jestem zmuszona wybaczyć. ~ Ja
Albowiem powiadam ci, iż jestem wielce uradowany ~ Marek
obawiam się, że w tak wdzięcznej rozmowie, szybko zabraknie mi takich wytrawnych słów. ~ Ja
(...)
a tymczasem jestem zmuszona cię opuścić. ~ Ja
dobrze przyjąłem tą niezwykle ciekawą wiadomość ~ Marek
uradowałeś mnie tą jakże niezwykłą informacją ~ Ja "
koniec.

I co ja mam o tym wszystkim myśleć? Nie wiem;(. Czy ludzie muszą tak zaskakiwać. Czy nie mogliby udawać, że nie mają wad (tak jak to często robię ja). Ach... Trudno. Trzeba się do zawodów przyzwyczaić. Zwłaszcza, że Markowi i tak wszystko (chyba) wybaczę. 

środa, 18 listopada 2009

Zmierzch - moja opinia

Na tym blogu miało pojawiać się wszystko, a na razie pojawił się tylko mój pamiętnik, moja 'piękna' grafika, króciutkie opowiadanko, i takie inne cośki. Teraz chciałabym wyrazić moja zdanie na dość znany temat.
Zmierzch.
"Zmierzch" to jak każdy wie, książka pisana przez S. Meyer oraz film reżyserstwa Catherine Hardwicke. Jest to opowieść o dziewczynie, która zakochuje się w wampirze, i z tego powodu przeżywa wiele różnych przygód. Film i książka odniosły wielki sukces. Nie dziwię się.
Przyznam szczerze i bez bicia, że nie oglądałam i nie mam zamiaru oglądać "Zmierzchu", mimo iż książka wydała mi się wyjątkowo ciekawa i całą sagę przeczytałam wok. trzy tygodnie (odejmując dni, w których nie czytałam w ogóle).Był to mój rekord prędkościowy. Naprawdę bardzo mi się podobała. Z początku, jak widziałam zajawki filmu, uważałam, że nigdy, ale to nigdy go nie obejrzę, a książki za nic nie przeczytam. Cóż... W tym postanowieniu trwałam dość długo, bo mniej więcej pół roku. Niestety moja internetowa przyjaciółka, wprost szalała na punkcie tej o to powieści. Jako przyjaciółka starałam się to zrozumieć. W końcu każdy ma inny gust. Miałam dość blogów, które w nazwie miały coś z tą historią wspólnego, a ich jak na złość pomnożyło się. Myślałam, że jest ich jakiś milion. Na każdym, prawie blogu musiał być chociażby jeden dodatek z wizerunkiem Roberta Pattinsona lub Kristen Stewart. "Ludzie czyście poszaleli?!" myślałam, nie mogąc już na te ich "mordy" patrzeć.Bez urazy dla aktorów, ale jak ktoś ma kogoś przesyt, to już nie myśli nad tym co mówi. Najpierw tylko nie lubiłam Zmierzchu, ale z czasem,gdy on wzrastał na popularności, u mnie wzrastała niechęć do niego. Zniechęci narodziła się nienawiść. Nienawiść do czegoś, czego tak naprawdę nie znałam... Teraz jest mi głupio. Nauczyłam się, że ocenianie po okładce jest na serio złe. Skoro przyswoiłam to sobie, to czemu nie oglądałam filmu, zapytacie. Dlatego, że wszyscy (znaczna większość),którzy czytali, a potem oglądali mówią, iż film jest stanowczo za krótki, i nie tak fajny jak książka. To po pierwsze. Po drugie boję się, że inna wersja zburzy historię, stworzoną przez moją własną głowę.  Po trzecie bardzo, ale to bardzo nie lubię filmowego Edwarda(czyt. Roberta Pattinsona). Tak, wiem, po tym wyznaniu spotkam się z wieloma nie miłymi komentarzami. Spoko, jakoś to przebrnę. Wybaczcie mi, ale już tak jest, że po prostu go nie lubię. Jedna anty-fanka spośród z 5 milionów fanek chyba mu nie zaszkodzi. Tak, czy inaczej filmu nie oglądałam i z powodu aktorów, nie mam ochoty oglądać, jednak uważam, że książka jest cudowna. Podobała mi się tak bardzo, iż namówiłam przyjaciółkę do przeczytania jej. No i ja przeczytałam już całą sagę, a ona jest o ile się nie mylę przy "Zaćmieniu". Hm... To wszystko na ten temat.

Nie lubię aktorów "Zmierzchu", a najbardziej R.P. ale dla Was się poświęciłam i stworzyłam nagłówek z filmowym Edwardem i Bellą. Oto on:

http://img504.imageshack.us/img504/4041/miniaturkazmierzch.png
 Kopiujesz napisz!

Cóż... już się z Wami żegnam. Do przeczytania!

wtorek, 10 listopada 2009

Wojna z Boną, teoria i wniosek

No! Wzięłam się za notkę. =] Ten post będzie wprost cudowny. =]
Czytajcie. =]
"Muszę znaleźć sobie..."  
Dziś na lekcji historii rozmawiając z Markiem na temat Bartka, Kęcika i Wiki, mój przyjaciel najpierw bardzo słodko się do mnie uśmiechał, apotem gdy Dziunia próbowała jakoś uspokoić naszą wspaniałą klasę powiedział mi tak:
- Muszę znaleźć sobie... - i pokazał na dziewczynę na moim dzienniczku.
Najpierw nie zrozumiałam, więc powtórzył. Pokiwałam głową, że skapowałam słowo"dziewczyna". Później gdy Marek zabrał na nasze życzenie Bartka, cały czas myślałam o tym co powiedział. Po lekcji kazałam mojemu, kochanemu pieskowi - Markowi - wykonywać sztuczki, a ten opowiadał mi o programie wykrywającym duchy ;).
No i to chyba wszystko.


Wojna z Boną.
Zapewne niektórzy z Was kojarzą moją zmorę DAGMARĘ. Jeśli nie to zapraszam do poznania jej w notce numer dziesięć.Otóż moja kochana zmorka nazwana jest Królową Boną w skrócie Boną.Takie miłe przezwisko otrzymała, dlatego bo zachowuje się jak jakaś WIELKA KRÓLOWA, tak jakby nie wiedziała i udawała, że inni też niewiedzą, że królowe są tylko DWIE - ja i Angelika (rzecz jasna). Jak wspominałam Bona zakochana jest w moim przyjacielu - Marku. Skąd wiem,to wiem, ważne, że wiem. I od pewnego czasu prowadzę z nią pewną wojnę...
Wojna, wojna, wojna... No nie wiem, czy pojedynek, w którym wygrywam jakieś 254 do 1 można nazwać wojną xD xD xD. No ale czy to moja wina, że moje maślane oczka działają na co poniektóre osoby w tym na chłopaków? Eee... no może i trochę moja xD. Tak czy inaczej nasz bój toczy się o nie małą stawkę.! . :D Tak czy owak walka trwa! Jak już mówiłam wygrywam, no ale cóż się dziwić, skoro mam dużą przewagę, a poza tym gram raczej nieczysto. 
Po pierwsze jak można porównywać moje słodkie, maślane, śliczne, ciepłe oczka z jej wrednymi, i trudnymi do określania (kolor) oczami? Po drugie z Markiem przyjaźnię się znacznie dłużej, bo od klasy pierwszej się kolegujemy, a od klasy czwartej jak już wspomniałam przyjaźnimy. Po trzecie ja jestem (nie)normalna, a ona nie (nie mogę wyjaśnić). Po czwarte mam pomocniczkę [!]- Angelikę, która za nic nie dopuści, żeby byli razem - choć i tak nie będą ;dd. A po piąte - ja nie przegrywam ;pp. Zresztą, żeby mogła wygrać Marek mu... musiałby po... po... poprosić ją o ...chodz...dze...enie, a to się nie zdarzy. Co do mnie to ja wiele nie wymagam. Chcę tylko, tego: Marek + Dagmara = nic. ;). No... Gdybym dostała więcej, to z pewnością bym nie narzekała xD. Pewnie zastanawiacie się jak to się stało, że Bona ma ten jeden punkt... Ano to wszystko przez panią od przyrody. Mój przyjaciel nie miał pary, a musiał mieć, gdyż nie było wystarczająco dużo atlasów by mógł być sam,no i pani kazała mu iść do Dagi. ;/. Ale na szczęście to moja jedyna klęska. A punkty w tej grze JA zdobywam straszliwie łatwo. I pojąć nie mogę czemu tak się dzieje (?). Oczywiście, mi to odpowiada ;).

Teoria.
To,że jestem nieco inna, to doskonale wiecie. Więc uważam, że moja teoria nie powinna Was zdziwić swoją dziwacznością. Wymyśliłam teorię na temat AMORÓW. Tak, tak. Tych bobasów, ze strzałami, które w czasie Walentynek mają pełne rączki roboty. Tzn. nie zupełnie tych. Nie wiem ilu z Was oglądało w kreskówkach takie inne amorki... grube, z brodą i młotkiem zamiast strzały. Moje są oczywiście nieco inne. Mają ten sam wygląd co te z strzałami, ale zamiast strzał mają właśnie młotki. Teoria brzmi:,,Takie amory istnieją". Skąd ten wniosek? Ano stąd: jak nastolatek się zakochuje to zazwyczaj 'traci głowę' a jak by taki jeden amoras uderzył go takim wielgachnym młotem to chyba nikt by się nie zdziwił, że mu się w tej głowie pomieszało. A co Wy sądzicie na temat mojej teorii? xD.

Wniosek.
Nadszedł czas na najtrudniejszą część tej notki. Nadal nie jestem pewna czy chcę tu o tym napisać. No, ale jak już zaczęłam,to trzeba skończyć. Eee... No... mój wniosek... hm... Doszłam do wniosku, że jestem zakochana w Marku. Nom... i to tyle z mojego wniosku. Ktokolwiek to przeczyta będzie o tym wiedział, ale jedyną osobą, która czyta ten pamiętnik z mojej klasy jest Angelika, a ona o tym wie. A nawet jeśli przeczyta to jakimś cudem ktoś inny, to trudno... Pożyjemy zobaczymy.

Kocham Was ;** 
`Pa ;*



piątek, 16 października 2009

Adusia, Angelisia, Maruś i Bartuś - pięciogwiazdkowy serial komediowy

Hej Ludzie!
Chciałabym Wam w końcu opowiedzieć moje historie życiowe. O Boże... Tyle ich, że nie wiem, od czego zacząć... Może od początku... Czyli „pewnego, późno wrześniowego piątku...”
Więc tego feralnego piątku wraz z Angeliką poszłyśmy na zajęcia teatralne. Jak mówiłam grałyśmy tam diablice?.. O! To znaczy diablątka... Nasz przyjaciel Bartek S, miał rolę, ale z niej zrezygnował, mimo to na tą próbę akurat przyszedł. Wiki i Kęcikowa były przebrane nie jak dzieci diabła, tylko jak jego dziewczyny... Prawdziwe diablice... (blee) Bartek coś tam z nimi gadał, a potem z Markiem i ze mną (Gela się jakoś nie wtrącała). Później rozmowa przeszła na temat moich „diabelsko” ułożonych włosów (miałam je bardzo potargane). Jako że nasz przyjaciel nie lubił mnie w rozpuszczonych włosach, chciałam go podenerwować i celowo udawałam, że zaraz to zrobię. Po próbie rozpuściłam włosy. Bartek i Andrzej zabrali Dziuni butelkę i zaczęli nią rzucać. Chciałyśmy ją przechwycić, ale bez skutków. Angelika poszła sobie w stronę swojego domu, a miała mnie odprowadzić. Stała przy bramie przy szkole w odległości ok. 16 m. ode mnie. Usiadłam na murku czekając na nią. Podszedł do mnie nasz przyjaciel i przemówił do mnie swoim słodziutkim głosikiem, patrząc na mnie maślanymi oczkami: 
- Ada... Uśmiechnij się... Chcę coś sprawdzić.
- To mi zawołaj Angelikę.
- Angelika, chodź tu.
- Idź do niej. Przeproś i poproś by tu przyszła.
- Ehe...
- Bu!
W tym momencie moja przyjaciółka pognała w moją stronę, oddalając się ode mnie i Bartka w zastraszająco szybkim tempie. Wcześniej zabrałam Markowi plecak, chcąc by poszedł z nami. Nie mogłam tak, teraz go sobie po prostu zostawić. Mój towarzysz zauważając miejsce, w którym była Gela powiedział do mnie:
- Ada... Chodź, bo Angelika się oddala.
-Ale... Co z plecakiem Marka? Nie mogę go tak zostawić.
- Nic mu się nie stanie. Najwyżej jakiś piesek zrobi na niego siusiu.
- Ha ha... Ja...
- Marek! Bierz ten plecak, bo Ada ma tu kryzys!
- Ły... - To był cichy okrzyk złości.
Idziemy sobie z Bartkiem i gadamy. Mój miły towarzysz zaczął mnie rozśmieszać, aż w końcu rzekł:
- Wiesz, jak się uśmiechasz to Ci bardzo ładnie w rozpuszczonych włosach.
- E.... Dzięki. (chyba)
Poszliśmy dalej. Doszliśmy do świateł i mój przyjaciel zauważył, iż Ange do nas wraca. Zatrzymała się. Ja klękałam, by wróciła. Bartosz odwrócił się i chciał już sobie iść. Ja powiedziałam coś takiego:
- Jakie to życie niesprawiedliwe... Wszyscy przyjaciele mnie opuścili...
- Widzisz...
Nagle krzyknęłam:
- Angelika wraca!
- To ja też.
Później powiedziałam Angelice o rozmowie z jej ukochanym (Gela się w barku zakochała), a ta była o to wszystko zazdrosna.
Tego dnia już się nic nie wydarzyło.
Na wszystkich próbach było dużo śmiechu, ale żadna nie jest warta opisania.

Teraz opowiem o próbach do ślubowania pierwszaków.
Nie wiem czy Wam mówiłam, ale jestem w sztandarze. Poszłam na próbę. Byli tak: Olka (sztandarowa), Piotrek (sztandarowy), Bartek, (jako przewodniczący szkoły), pierwszaki, nauczyciele. Trójco przenajświętsza i wszyscy święci jak ja nienawidzę bycia w tym cholernym sztandarze. Moja wychowawczyni darła się na mnie, jak tylko mogła. Bartek też nie był w doskonałej sytuacji, gdyż z jego „stołka” zwaliła go niejaka Zosia J. Już prawie bym się popłakały, gdy mój przyjaciel zawołał mnie, a ja podeszłam do niego. 
- Wiem jak się czujesz.
- Skąd.
- Powinienem prowadzić apel, a go nie prowadzę.
- No tak.
- Mam ochotę zrobić jej i naszej pani zdjęcie, po czym wziąć rzutki i w nie strzelać.
- Mogę dołączyć?
- Taak!
Po tej poprawiającej humor rozmowie rozstaliśmy się.
Następne próby były już w miłej atmosferze, gdyż zmienili nam kroki, na takie, które zapamiętałam i wykonywałam bezbłędnie. Zaś Zosia zachorowała, więc Bartek wrócił na przynależne mu stanowisko. Tym sposobem wszyscy byli zadowoleni.
Jednak to nie wszystko. Ostatniego dnia prób, gdy już wszyscy byliśmy 'happy', i gdy moja wychowawczyni powiedziała, że sztandar nie będzie miał już dziś prób, poszłam na lekcje. Nadszedł czas na polski. Pani siedziała jeszcze z dziećmi, które jeszcze próby miały, więc my poszliśmy na świetlicę. Ledwo zdążyłam odłożyć plecak, a Bartuś zawołał mnie pokazując rękami niesienie sztandaru. Zdziwiłam się, ale poszłam z nim. 
- Bartek, proszę, powiedz, że żartujesz. - Mówiłam z błaganiem w oczach i w głosie.
Pokręcił przecząco głową.
- Bartek...
- Jak mus to mus.
- Chwila! Pani **** powiedziała, że nie sztandar nie ma już prób.
- Cicho!
- BARTEK!
- Cicho! - Powtórzył - Wkręcę Cię.
- Bartek, ja nie chcę.
- Ada proszę.
- Nie!
- Plosię... - I tu użył swoich maślanych oczek.
- Nie! - Odwróciłam się na pięcie.
- No Ada! Ada to nie wypada!
-Ha ha. Ciekawe, co nie wypada.
I tak oto ta historia się skończyła.

Ślubowanie i „pod rękę” z Bartkiem.
Dnia ślubowania odbyła się ostatnia próba. Ślubowanie było cholernie nudne, a sztandar wszedł poprawnie;). Byłam świadkiem jak mama Bartka mówiła mu, że za karę nie jedzie na biwak. Po ślubowaniu mój kolega się popłakał... Jako, że ma brata pierwszaka, poszli całą rodziną na pierwsze piętro. Ja z Angeliką, która też ma brata w pierwszej klasie poszłyśmy się ubrać. Pojąc nie mogłam, czemu moja przyjaciółka nie zakłada kurtki. Okazało się, że ona też ma iść na górę. Poszłyśmy obie. Gadałyśmy z Bartkiem, moi przyjaciele wyjadali maluchom żelki, a ja paluszki. Stępol wyszedł, ja też, ale czekałam na Angelikę. Ponieważ stałam obok rodziny Bartka słyszałam ich rozmowę, wywnioskowałam z niej tyle, że on i jego brat idą do domu sami. Miałam telefon Dziuni, więc wiedziałam, że pójdzie za mną w ogień. Zeszła. Kazałam jej się szybko ubierać i biec za naszym kolegą. Uciekali, ale światła ich zatrzymały. Gdy już byliśmy w czwórkę, ja tak od niechcenia spytałam czy idziemy po Dudka. Bartek spojrzał czy nie idą jego rodzice i poszli z nami. Tego się nie spodziewałam. Jak miałam już mojego psiaczka dałam go mojemu przyjacielowi, a że, mimo, iż umie on prowadzić psa, to prowadził Dusia bardzo luźno. Zdenerwowało mnie to i też trzymałam za smycz. Bartek skrócił psa, ale i tak nie puściłam smyczy. Wyglądało to tak, jakbyśmy szli pod rękę... Angelisia była na mnie zła... Ale mi wybaczyła xD. To koniec tejże pięknej historii.

„Idź sobie do Bartusia, wykorzystaj Dagmarę, a potem idź do Marka i się wyżal!”
Tego dnia na plastyce dosiadłam się z Angeliką do Beci i Angeli. Bawiliśmy się w grafików i mieliśmy wyczyścić kwiatki. Poprosiłam pana, żeby wysłał mi na maila tego kwiatka, to zrobię go w domu. W moje ślady poszła Dziunia i Beata. Po tym jak Angela skończyła pracę, podszedł do nas Bartek, by mógł wykonać swoją. Zalogował się na swój profil, po czym wziął się za czyszczenie kwiatka. Przybliżyłam się do ławki i patrzyłam, co robi, zaś Dżeli przypomniałam o pracy domowej z religii, a ta zaczęła ją robić. Komentowałam wszystko, co robił nasz przyjaciel. Gdy już wykonał swoją pracę, na tak zwane „odwal się”, zapytał się mnie czy zagram z nim w szachy, a że nie przepadam za tą grą, dałam mu propozycję, żeby zagrał sam ze sobą. Posłuchał mnie. Długo grał w tę fascynującą grę, aż ta znudzona, za dużą ilością Bartka w Bartku, zawiesiła się;). Po lekcji Angelika się na nas obraziła i napisała mi „idź...” Rzeczywiście wyżaliłam się Markowi. Jakie wielkie jest me szczęście, że Andzia nie umie się na mnie gniewać. ;)Eskulap, walc Jędrka i Dziuni, oraz pocieszanka...
W tym tygodniu, a dokładniej w poniedziałek na tańcach, nie było mojego towarzysza w powrocie do domu - Marka. Martwiłam się, że nie będę miała, z kim wracać. Wraz z Angeliką bałyśmy się, że będziemy same na tańcach. Na szczęście byłyśmy w błędzie. Bartek wyłonił się zza drzwi, zauważyłam go pobiegłam do niego. Złapałam za kaptur i przywlokłam na salę gimnastyczną. On z pretensjom do mnie powiedział:
- Zdradzony przez własną koleżankę.
Potem z Andrzejem skakali na nas z drabinek. Ledwo to przeżyłyśmy. ;).
Gdy zaczęły się zajęcia i instruktorka kazała nam ćwiczyć walca, nasi, drodzy koledzy zaczęli nas deptać (mimo iż tańczymy osobno) po nogach. Dziunia wkurzyła się i goniła Jędrka. Pani za karę kazała im razem zatańczyć...
To było BOSKIE! Bartek wyjął telefon i nagrał ich. Ja poprosiłam go, żeby wysłał mi to nagranie. Wysłał. Niestety Andrzej kazał nam je usunąć... Na tańcach mój przyjaciel powiedział mi, że my musimy być grzeczni, i że poruszam się tak cicho jak duch. Po zajęciach moja przyjaciółka była na mnie zła za Bóg wie, co. Wyszła zanim zdążyłam założyć jednego buta. Wyszłam i ja. Nie było jej... Wróciłam do moich kolegów i dostałam SMS' a od Andzi o treści: „Nienawidzę cię”
drugi SMS: „I powiedz to sobie i Bartkowi”
Wcześniej wspomniany się tym nie przejął, ale ja tak. Wyszłam ze szkoły i popłakałam się.
Nie mogłam stać na nogach. Zadzwoniłam do Angeliki z płaczem pytając, „Czemu?” Rozłączyła się. Otrzymałam kolejnego SMS' a z treścią „Dobra ciebie kocham, ale Bartka nienawidzę” Chłopcy byli już przy światłach, chciałam iść bez nich, ale dogonili mnie. Pan B. spytał czy Gela coś pisała, a ja mu na to, że mnie kocha, a jego nienawidzi. Andrzej zapytał, czy o nim zapomniała. Później między nami rozegrał się taki dialog: - Bierzesz Dudusia? - Spytał B.
- Tak, Dudka i Tinę.
- Jaką Tinę? - Powiedział Jędrek.
- Mojego drugiego psa. - Odpowiedziałam.
- Ty masz dwa psy?!
- Tak.
- A jak z nimi wychodzisz?
- Normalnie. Chyba mam dwie ręce.
- Mi by się nie chciało...
- Ale to jest pso-maniaczka. A zauważyłeś, że ja lubię maniaczki? No, bo K.... (nie wiem jak ona ma na imię) jest maniaczką...( Czegoś tam ) (...) 
- Ada, uciekaj, bo on się nakręca. - Ostrzegł mnie Andrzej.
- Ja się nie nakręcam!
- Ja się go nie boję, w razie, czego mam dwa psy do obrony.
(śmiech)
(...)
- W ogóle... Po co wy ze mną idziecie?
- Bo Bartek się zakochał.
- Wcale, że nie!
- A h a.
(...)
- Moglibyście poczekać pod bramą?
- Nie!
- Nie!
- Aha...
(...)
- Bartek, weź go! Jak będzie tu stał to nie zadzwonię!
- Klapi chodź tu, schowamy się!
Po chwili...
- Daj Dudka... - Poprosił Bartek
- Nie.
- Mnie daj. Tą Drugą.
- Tinę! Nie!
(...)
Później Dziunia napisała mi czy pokazałam Bartkowi tego esa, ja jej napisałam, że tak, ale tym się nie przejął, a ona, że załatwi tak, że się przejmie...
Potem pożegnałam się z moimi pocieszycielami i poszliśmy do domów.

„Poczekasz 15 minutek?”
To pytanie miało miejsce we wtorek. „Zapomniałam” powiedzieć mamie, i babci, że wracam o godzinę wcześniej. To samo zrobił Bartek. Pan na informatyce posadził nas znów do tego samego komputera. Ja poszłam do Bartusia, a moja Dzelka do Andrzejka ;). Z moim przyjacielem odbyłam taką oto rozmowę:
- Dosiądźcie się do chłopaków, oni z pewnością, tylko na to czekają. - Powiedział pan.
- Jak najbardziej. - Przytaknął Bartek.
- Ja nie lubię pana... - Jęknęłam udawanym bólem.
- Czemu? - Zapytał zmartwiony Bartosz.
- Bo muszę z Tobą siedzieć.
- Nie lubisz mnie? - Z maślanymi oczkami i słodkim, smutnym głosikiem.
- Lubię, ale mnie denerwujesz. - Droczyłam się z nim.
- Mogę Cię nie denerwować. - Wciąż ten głos...
Nie odpowiedziałam. 
- Co robimy? - Zapytał.
- Co chcesz? - Gramy?
- Ty grasz, ja patrzę.
Ogólnie dalsza rozmowa przebiegała miło, ale nic bardzo ważnego w niej nie było. Bartek znów grał sam ze sobą w szachy, a ja znów go komentowałam.
Po lekcji (infa, była przed ostatnia, ale nie mieliśmy ostatniej lekcji) mój kolega zwrócił się do mnie i zapytał:
- Idziemy razem?
Zdziwiłam się, i spytałam
- A co z Angeliką, no i... Jesz obiad?
- Poczekasz 15 minutek?
Ależ oczywiście, ale co z Angeliką...? - Pomyślałam.
Spojrzałam na Dziunie, a ta powiedziała złym tonem:
- Idź z nim.
- Ale chodź z nami.
- Śpieszy mi się.
- Ale bez Ciebie... - Nie skończyłam.
- Skłóciłem Was? - Zapytał Bartek.
- Nie.
Skończyło się tak, że odprowadziłam Gelę, a potem zdążyłam spotkać się z Bartkiem. Gadaliśmy, a gdy byliśmy pod moim domem prawie wepchnął mi się do domu, ale w porę zamknęłam drzwi. Później spotkaliśmy moją babcię i powiedziałam jej, że 'zapomniałam' o fakcie, iż nie mamy lekcji i, że Bartek to mój gadający cień. Odprowadziłam Bartka z psami, a potem poszłam do domu.



W kilku słowach o mojej zmorze...
Na koniec opowiem Wam jeszcze, o mojej zmorze, dziewczynie zakochanej w Marku - Dagmarze.
Strasznie mi się podlizuje, doszła do wniosku, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, kochamy się jak siostry i jak spaceruję sobie z Markiem po korytarzu sama (bez Andzi) to łazi za nami. I jeszcze jak chwaliłam się, że mam pięć psów: dwa prawdziwe, Marusia, Angelisię i podwórkowego Reksia, to mi powiedziała, że mam pięknego psa i czy bym się z nią podzieliła... No myślałam, że padnę, i że normalnie będą mnie reanimować...
KTO SŁYSZAŁ O DZIELENIU SIĘ PSEM!? KTO SŁYSZAŁ O DZIELENIU SIĘ CZŁOWIEKIEM!? Ja nie mogę... Mam jej serdecznie dość. Ale muszę pomóc Markowi i nie zostawię go z tą zmorą. ;) ;) ;).

To już wszystko.

Pozdrawiam Was,
Pa ;*.

wtorek, 29 września 2009

Szacunek do mamy

Witajcie kochani. Dziś dam długą i mam nadzieję, ciekawą notkę. A... i MarkusS prosił o dedykacje. Więc proszę. No i serdecznie zapraszam do mojej przyjaciółki na bloga ZMIJAZELA.blog.onet.pl a teraz przechodzę do notki.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>
"Mama"
Każdy wie co to słowo oznacza. Każdy (prawie) z nas wypowiada je codziennie. Jedni z miłością, drudzy z pogardą, inni z przekupstwem ( a. bo kochają mamę, b. bo ich mama wkurzyła, c. bo czegoś od mamy chcą.) Jednak ile z nas wypowiada je z szacunkiem? Mam wrażenie, że niewielu. Czasem i ja nie mówię do mamy tak jak powinnam, ale nigdy, przenigdy nie nazwę mojej mamy "moja stara". Gdyby nawet mieli mi za to dać milion złotych, nie zrobię tego. "Czemu? Za tyle forsy nie powiesz dwóch głupich słów?! Jesteś po******!" Powie większość. Jednak bądźmy z sobą szczerzy. Czy ten kto kocha swoją mamę dla pieniędzy zrobi więcej niż dla niej? Zrobię Wam test. Czy jeśli miałbyś za 100 milionów złotych wpuścić mamę do klatki z głodnymi lwami, zrobiłbyś to? Tylko szczerze. Jeśli wybrałeś tak to posłuchaj. Twoja mama jest w klatce. Ty masz swoje 10 milionów. Teraz musisz patrzeć jak ją te zwierzęta rozrywają, a Ty z zimną krwią sprzedałeś ją. Nie możesz jej pomóc. Wybrałeś. Jeśli jednak wybrałeś nie, to sprawa się zmienia. Po pierwsze masz mamę. Twoja forsa wpadła do klatki. Chwila. Lwy nie jedzą papieru. Zaczyna wiać. Kasa wylatuje przez pręty klatki. Ponad połowa z tego się rozwieje po świecie, ale część łapiecie. I z czym Ci lepiej? A tak poza tym przykładem chciałabym powiedzieć, że jestem najszczęśliwszą córką na świecie, bo nie każdemu trafia się tak wspaniała mama. Wiem. Pewnie każdy z Was mówi, że jego mama jest naaj. Nie dziwi mnie to. Ale nie o to mi chodzi. Pewnie każdy z Was kojarzy słowo "KARA". U mnie ono w sumie nie istnieje. W sumie. Moja mamusia nie każe mnie w taki sposób jak to robi większa część mam na świecie. To znaczy: za karę nie wolno Ci;
- siedzieć przy komputerze,
- oglądać telewizji,
- wyjść na podwórko,
- zjeść słodyczy,
- i tak dalej.
Moja mama raz na tydzień, czasami rzadziej, wpada w furię. To znaczy krzyczy, mówi w taki sposób, że na początku, mimo iż cały czas jej słucham, staram się jak najbardziej udawać, że mnie to nie rusza. Później zaczynam płakać. Potem godzimy się i jest w porządku. Zawsze jest po mojej stronie, pozwala mi prawie na wszystko i czasami to ja muszę pilnować się, żeby z tego nie korzystać, ale to nie jest najważniejszy powód, dla którego kocham ją nadzwyczaj. Powodem tym jest to, że uważam, że moja mama zasłużyła na 1000 razy grzeczniejsze, mądrzejsze, lepsze, ładniejsze dziecko niż jestem nim ja. Powinno ono chodzić jak w zegarku, mieć średnia co najmniej 5,5 i wyglądać jak model. A nie być takie jak ja. Co z tego, że mam wzorowe zachowanie, nie sprawiam problemów wychowawczych ani jej, ani szkole, skoro moja mama musi jednak co te 10 dni na mnie nawrzeszczeć? Co z tego, że mam średnią 5,0 skoro to i tak za mało, żeby mieć nagrodę prymusa? Co z tego, że jestem chrześcijanką [(...)mądrzejsze, lepsze...] skoro od 5 miesięcy nie byłam w kościele (chodź chciałam)? Co z tego, że mówią mi, że jestem ładna, skoro jakoś nic z tego mi nie przyszło? Pytam CO Z TEGO? Nic. Właśnie, jedno, wielkie nic. Na prawdę nie wiem, czemu, gdy mówię mamie, że na nią nie zasłużyłam mówi mi, że plotę bzdury. Cóż... kocha mnie. Ja też ją kocham, gdybym umiała, chciałabym zmienić jej życie tak, aby było lepsze, chociaż wiem, że, żeby tak się stało musiałabym się nie urodzić, a moja mama nie poznać mojego taty... Nie mogę, nie potrafię jej tego wynagrodzić. Chociaż chciałabym być tak grzeczna, tak mądra, tak dobra, tak piękna. Nie umiem. Nie... Przepraszam Cię mamo, że nie jestem taka doskonała. Przepraszam... próbuję, ale nie umiem. Urody nie zmienię, ale resztę na pewno by się dało, ale ja nie potrafię. Jestem na to zbyt słaba. Ech...
Cóż, muszę pogodzić się, że nawet moja mama nie może urodzić ideału. Mam nadzieję, że wszystkie dzieci, które nie szanują swoich rodziców, zostaną porządnie ukarane i zaczną ich w końcu szanować i kochać tak jak na to zasługują. To wszystko na ten temat. 
>>>>>>>>>>>>>>>>>>
"W szkole"
A jaj jupi jej.
Dostałam w tym tygodniu 3 piątki. Dwie z matematyki i jedną z polskiego! Jako jedyna z klasy! Nawet nasza encyklopedia miała 2! La la la la la la la!
Ominął nas sprawdzian z przyrody bo bili u nas harcerze. A na przerwach dużo się dzieje. Co do zabaw, to może nie tak wiele, ale dużo rozmów. To z Angeliką, to z Markiem i szczerze powiedziawszy w tym tygodniu spędziłam z nim więcej czasu niż z moją przyjaciółką. Przedwczoraj np. Po odprowadzeniu Geli spacerowałam z psem koło szkoły, to niby przypadkiem, ale był w tym z pewnością jakiś kruczek. Pragnę zaznaczyć, że chłopcy wychodzili później niż my. Chodzę sobie, chodzę i widzę chłopaków. Idę w ich stronę. Bartek S, Marek, Dominik, Kamil i chyba Michał lub ktoś inny szli całą bandą. Duduś wystraszył się gdy wszyscy na raz 'rzucili' się na niego, by go pogłaskać. Był tak wystraszony, że kazałam im zostawić Dusia w spokoju, a gdy Bartek powiedział do mnie "Dobra to ja idę" (został jako jedyny ze mną, gdy kazałam reszcie iść, ale powiedział to, kiedy byli z 4 metry od nas) Odpowiedziałam mu wkurzona "No ja, k.... też." Ten musiał zrobić z tego aferę, że kurczę Ada zabluźniła. Wiedziałam, że nikt poza Markiem się tym jakoś nie przejmie. Zaś mój przyjaciel się na mnie 'obrazi'. Tak też było. Pomyślałam sobie, że skoro mnie nie lubi, to nie muszę na niego czekać i czym prędzej poszłam w stronę domu. Jednak po chwili gdy żegnał się z kolegami, którzy szli w inną stronę, zwolniłam. Nie do swojego tępa, lecz, że tak powiem do tępa żółwiowego. Za mną, oczywiście rozległo się wołanie "Ada! poczekaj, wiesz, że to były żarty. Proszę, stój!"Cóż... zatrzymałam się. Z resztą wolniej niż szłam, można już było tylko do tyłu. I tak by mnie dogonił. Chyba nawet tego chciałam. Powiedziałam mu coś w stylu "Skoro mnie nie lubisz, to po co mam z Tobą iść?" Zaczął się tłumaczyć, przepraszać i takie tam. Nawet nie zauważyłam kiedy zmieniliśmy temat. Marek zaczął gadać z moim psem. To znaczy pytał go o różne rzeczy, i kazał mu odpowiadać przekręceniem głowy w prawą lub w lewą stronę. Odpowiadał bezbłędnie. No... pomylił się, ale jeden jedyny raz. A gdy mój przyjaciel spytał się go czy spotkają się jutro, Dudek zaczął kręcić w obie strony głową tak jakby mówił "nie wiem", a że miał w pysku ziemię, a my z Markiem przychyliliśmy się do niego wpadł nam piasek do oczu. To znaczy do jednego. Dokładniej lewego. Co było w tym najlepszego? To że Markowi zawsze śpieszy się do domu, a tam stał ze mną na rogu duklanie godzinę i dziewięć minut. Byłam trochę przybita, bo tańce miały być w godzinach, w których są zbiórki harcerzy i mój przyjaciel by z nich nie zrezygnował, ale ten 'spacerek' poprawił mi humor. Wczoraj też nie brakowało mi przeżyć. W tam tym roku szkolnym poznałyśmy kolegę z przedszkola brata Andzi. W tym roku oboje poszli do pierwszej klasy. Czasami przychodzi do nas na górę. Tak było wczoraj. Kiedy czekałyśmy na zajęcia teatralne, razem z Markiem przyszedł do nas. Najzabawniejsze w tym było to, że się do mnie 'przykleił'. Jak mnie złapał to nie chciał pościć. No, ale dobra. Jak mu się wyrwałam, zaczął mnie gonić, a ja zaczęłam wrzeszczeć do Angeliki i Marka, żeby go zabrali. Jakoś im się udało i zniknął mi z oczu. Mój przyjaciel idąc do mnie mówił, żebym uciekała, ale poszłam tylko do okna na holu. Przyszedł do mnie i czymś tam rozmawialiśmy, a potem odeszłam, bo chciałam iść do Andzi. W połowie hola, Marek złapał mnie od tyłu, ale nie tak normalnie za ramiona, żeby mnie zatrzymać. Tylko za talię, jakby chciał mnie przytulic. Nie zatrzymałam się, mając nadzieję, iż moja przyjaciółka, zobaczy nas i powie mi czy nie zemdlałam. Nie udało się. Z tego co mi mówiła, widziała tylko, że byliśmy "podejrzanie blisko". Później próba się odbyła i wszyscy z Markiem na czele śmiali się z mojej fryzury. (Będę diablątkiem i muszę być potargana).
To już wszystko co dzieje się w szkole. Dodam jeszcze, że czytam 32 roz. Przed Świtem.
Pozdrawiam. 


wtorek, 22 września 2009

Na rajdzie

Witajcie kochani, chciałam Wam powiedzieć, że u mnie wiele się dzieje. Wiele! ba! Wiele to mało powiedziane. Sama nie wiem od czego zacząć. Może od początku? Więc tak...
>>>>>>>>>>>>>>>>>>
We wtorek na drugiej lekcji moja przyjaciółka Angelika opowiedziała mi swój sen. Śnił jej się nasz wspólny kolega. Szli sobie razem za rączkę. On ją odprowadzał. Gdy byli już przy domu Gelki* pocałował ją w policzek. Później zamyśliła się nad czymś, a ja pomachałam ręką przed jej twarzą, a ona mi mówi tak: ,,Chyba się zakochałam''. Niby nic, ale pobudziło mnie to do działania. Szybko wyjęłam kartkę i napisałam na niej ,,Angelika się w Tobie zakochała. Adula:*" Spojrzałam na moją przyjaciółkę, a ta kiwnęła tylko głową na znak, że mam wolną rękę. Skoro tak... Po lekcji poprosiłam mojego przyjaciela (Marka) o dostarczenie kartki Bartkowi (bo tak miał na imię chłopak, w którym Andzia była rzekomo zakochana). Moją wiadomość przeznaczoną tylko dla niego widziała cała nasza i równoległa klasa. Przez wszystkie przerwy słychać było jedno tylko pytanie (Angelika to prawda?) i coraz to gorętsze ploty. A to, że chodzą z sobą, a to, że mają się na oku od czwartej klasy, a to jeszcze, że byli z sobą w łóżku... Bartek na ostatniej przerwie zażądał wyjaśnień. Opowiedziałam mu wszystko tak jak było. Niestety teraz to nawet ja już niczego nie rozumiałam. Moja przyjaciółka wygadywała takie rzeczy, że miałam wrażenie, iż rzeczywiście się zakochała. Następnego dnia mój mąż (Angelika) (xD) napisała do Bartosza list. Oczywiście pojawiły się oskarżenia, że miłosny. Było w nim zawarte wyjaśnienie całej sytuacji i przeprosiny. Jednak to nie tak miało się to zakończyć. Nasz kolega zaczął ignorować Angelikę, a ta stała się smutna. 'Plułam sobie w twarz' gdy powiedziała mi, że nic już nie będzie takie same. Na przerwie przed informatyką próbowałam wybłagać u Bartka jego rozmowę z Gelą jednak na próżno. Przez całą informatykę płakałam - bezdźwięcznie, by nikt lecą mi z oczu łzy. Byłam załamana. Nie mogłam wybaczyć sobie, że zliczyłam przyjaźń. On znał ją dłużej niż ja. To on zasługiwał na tą przyjaźń, nie ja - myślałam. Angelika próbowała mnie pocieszać - bez skutków. Na kolejnej przerwie 'mój mąż' powiedział[a] mi, że smutna jest przez kogoś innego. Nie przez to co zrobiłam. Prze chłopaka, który 'pomógł' mi tą plotkę rozpuścić. To właśnie on dodawał od siebie te teksty o łóżku. Była smutna, bo to była już przesada. Gdy ona mi wyjaśniała to, nad nami stanął Bartek i spytał czy zostawię ich samych. Wiedziałam, że muszę, ale nie byłam zbytnio chętna. Po jakiś 5 minutach podeszłam do nich z powrotem. Okazało się, że Angelika nie chcę mówić i pisali sobie na kartkach. Tak jak na Gadu-Gadu (xD). Wszystko sobie wyjaśnili, a potem przyjaźń została prawie nienaruszona. 
 Następnego dnia nasz plotkarz dostał list, na temat tego, że nikogo nie interesuję co jeszcze wymyśli. Poza tym on i jeszcze dwóch naszych kolegów (Marek i taki inny Bartek) zapisali się na tańce. Zgroza. Co jak co, ale tańca towarzyskiego nie wyobrażam sobie w parze, z którymś z nich. Dobra... Pożyjemy, zobaczymy! 
W piątek (wczoraj) był rajd. Normalnie na rajdy nie chodzę, ale jeden raz w ciągu sześciu lat, chyba nic mi nie zrobi. Zresztą... Andzia tak ładnie prosiła. Nawet mi czekoladę kupiła xD. Więc poszłam. Nie było źle. Sądzę nawet, że lepiej bawiłam się ja niż Gela. Czemu? Bo chociaż na samym rajdzie nie działo się nic wartego mojej uwagi, to prze czas tej nieszczęsnej wycieczki zamiast gadać z nią gadałam z Bartkiem W. To było coś niesamowitego! Było tak jakbyśmy nigdy nie przestali się przyjaźnić, w ten sposób co w młodszych klasach. To było miłe. Tęskniłam trochę, za tym "moim" Bartkiem. Poprawka "naszym". Moim i Angeliki. Jednak ona nie była chyba bardzo szczęśliwa z powodu tego powrotu. Ja tam bawiłam się wyśmienicie. Fotki z Rajdu:
http://img7.imageshack.us/img7/3139/58283310.png http://img24.imageshack.us/img24/7240/96226538.png
http://img24.imageshack.us/img24/8460/37494454.png http://img43.imageshack.us/img43/4084/10036675.png
http://img195.imageshack.us/img195/8692/11143084.png http://img23.imageshack.us/img23/5479/59064092.png
http://img35.imageshack.us/img35/8845/14837044.png http://img35.imageshack.us/img35/9707/18879848.png
http://img7.imageshack.us/img7/3899/98851827.png
                           

A tak poza szkołą to czytam 16 rozdział Przed Świtem. A muszę czytać (lektura do szkoły) Szatana z siódmej klasy. Może mi się uda xD. 
Papa:*



* Gelka - Dżelka (Andżelika - skrót Dżelika, Angelika - skrót Gelika.)
Wyjaśnienie: Angelika; jest moją najlepszą przyjaciółką, będę ją nazywać Angelika, Andzia, Gelka, Gela, Zocha, mój mąż, Żmijka, Żelka.
Bartek, w którym Angelika się 'zakochała'; jest naszym dobrym przyjacielem, w szkole mówiąc do Andzi nazywam go często encyklopedia. Tu też będę. Mogę też tak: Bartek S, Stępel.
Marek; nasz przyjaciel. Był moim przyjacielem wcześniej niż jego przyjaciel, ten opisany nad nim, Bartek. Ponoć jest we mnie zakochany. Pisać będę o nim po prostu Marek.
"Taki inny Bartek"; jest moim przyjacielem najdłużej z tych opisanych powyżej. Od klasy trzeciej, gdy zaczął bawić się głownie z chłopakami więzi między mną, Gelą, a nim prawie zniknęły, jednak na szczęście PRAWIE. Nazywać będę go tak: Bartek W, Pindol, Okularnik.
Plotkarz; innymi słowy Andrzej. Chłopak, który dziewczyny zmienia niczym rękawiczki. Jedyną z naszej klasy, która była taka mądra, że z nim nie chodziła, byłam ja. Też jest moim przyjacielem, chodź nie zawsze się tak zachowuje. Plotkarz, Andrzej. 



sobota, 19 września 2009

Miesiąc

Dziś króciutka notka. Chcę Wam tylko powiedzieć, że jestem tu już miesiąc. Fajnie mi tu. Z tej okazji zmieniłam szablon. Jak Wam się podoba? Mnie bardzo. Jutro, mam nadzieję pojawi się coś konkretniejszego. Dostałam już ok. 4-8 ocen, w tym: piątkę z polskiego, czwórkę plus i minus z matematyki i piątkę z angielskiego i z tego najbardziej się cieszę, bo pan powiedział, że jest to jedna z najlepszych prac z całej szkoły! <jupi> Nie mogę w to uwierzyć, bo zrobiłam ją na tak zwane 'odwal się'. Poza tym mój dziesięcioletni przyjaciel może już się ze mną kontaktować i już nawet dwie noce u mnie spał. Mój drugi - prawdopodobnie zakochany we mnie - przyjaciel, powiedział przez przypadek, że mnie nie lubi i jak się na niego 'obraziłam' to całą przerwę za mną chodził i się tłumaczył, że źle zrozumiał moje pytanie - a pytałam o to czy nie lubi ze mną siedzieć (zostaliśmy do tego zmuszeni przez siostrę zakonną) a on zrozumiał: czy nie lubi religii. No i jeszcze odwiedziła ten blog Paul4 i nawet skomentowała go ;). Odnowiłam też trochę działy. Powiększyłam informacje na mój temat, odświeżyłam spis rozdziałów mojego opowiadania, dodałam nową osobę do linków, zrobiłam dział zareklamuj, dodałam szablon do starych szablonów i zmieniłam tytuły postów na blogu. Coś jeszcze? Postanowiłam iż będę robić szablony na Szablonistego, ale sama i kiedy najdzie mnie taka ochota, kiedy powrócę jeszcze nie wiem, jednak z pewnością do tego dojdzie. Mam też już wenę na notkę urodzinową na Maly-Dudus. I podam adres MissAdula na większości moich pozostałych blogów. No... i podam go chyba też na Naszej-Klasie... Chodź tego się troszkę boję. Cóż... Najwyżej będą się ze mnie śmiać, ale nie będę udawać kogoś kim nie jestem! A! Dziś od jakiś...hmm... czterech miesięcy jak nie więcej widziałam Pudla! I to na dodatek dużego! Nawet mam o tym opis "Pudel, Pudel! Jak ja dawno nie widziałam Pudla!" No i jeszcze jestem na 19 rozdziale "Zaćmienia". To już chyba wszystko.

środa, 9 września 2009

Czyżbyś czuł coś do mnie?

Wybaczcie mi nieobecność, ale przyznaję, że nie spodziewałam się, że w szóstej klasie nie będę miała nie tyle czasu co chęci do pisania blogów. Postanowiłam, że z Maly' ego-Dudus' ia nie zrezygnuję, ale zawieszę na czas nieokreślony (być może nawet do wakacji) Szablonisty' ego zawieszę chyba na zawsze, a co najmniej na dłuższy czas, Doda-Oryginal będzie zawieszony raczej na Amen, a w każdym bądź razie jest niedostępny, Disney-City też będzie niedostępny, a na Adoption-Bokser będę jak zwykle - rzadko. To wszystko. Opowiem Wam, co się u mnie dzieję.

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

W szkole dużo się dzieję, a i poza nią też mi wrażeń nie brakuję.
W szkole:
Zmienili nam panią od plastyki (bo odeszła na emeryturę) na pana, który w tym roku uczy aż trzech przedmiotów: plastyki, muzyki i informatyki. Cieszy mnie to, bo bardzo go lubię. Od Angielskiego miała być pani, której bardzo nie lubię, a tym czasem jest jakiś pan Marek, który prowadzi ciekawie lekcje. Na chwilę przed końcem lekcji dzieli nas na dwie grupy. I bawimy się w jakąś grę. Np. w pierwszą lekcję bawiliśmy się w wisielca po angielsku. Będę chodzić na zajęcia taneczne prowadzone przez jakiegoś pana z "Jaka to melodia". Już nie mogę się doczekać, chodź mówiąc szczerze, trochę się boję. Przeprowadzali ankietę na temat "Na jakie zajęcia pozalekcyjne chciałbym/łabym chodzić" wybrałam aż osiem. Jak dobrze, że była anonimowa ;). Poza 'lekcyjnymi' sprawami w szkole dzieję się też wiele innych ciekawych rzeczy. Mój kolega, a właściwie przyjaciel poinformował mnie, że nasz wspólny przyjaciel mnie kocha... Nie wiem czy to prawda, ale fajnie wiedzieć xD. Jednak trudno mi powiedzieć co na ten temat myślę. Za tym że to prawda są te fakty:
a.) gdy pani kazała mu osiąść w rzędzie, w którym siedziałam ja, dokładnie ławce przede mną, przywitaliśmy się takim dialogiem:
- Witam w rzędzie pod oknem. 
- Właśnie dlatego tu usiadłem. No dla Ciebie.
- Eee. - To było bardziej do siebie samej niż do niego - Aha, dobra.
- Żartowałem. - To nie było zbyt przekonywujące.
- Hm...
Ten dialog miał miejsce w... Czwartek, a w piątek dla odmiany, był 'zły' i powiedział do mojego kolegi, którego akurat 'dusił', że musi się na kimś po wyzywać, to ja na to, żeby po wyżywał się na mnie - wiedziałam, że mnie nic nie zrobi. Skrzyżowałam ręce na znak tego, że się go nie boję. Nawet nie zauważyłam kiedy, zajęłam się czymś innym, a raczej patrzyłam już na kogoś innego, tymczasem mój przyjaciel był za mną i złapał mnie za szyję gestem przytulenia, po czym odsunął się ode mnie ze słowami "Już się na Tobie wyżyłem." Byłam w głębokim szoku. Poza tym zostałam przewodnicząca klasy, i 'zawisłam' na tablicy ogłoszeń jako sztandarzystka. No i pokłóciłam się z najlepszą przyjaciółką, bo przez to, że moja mama zapomniała, że mam o jedną dłużej lekcje i przez to, że ja zapomniałam wyłączyć telefon przed lekcją, zadzwonił i pani mi go zabrała. No i moja przyjaciółka stwierdziła, że 'piękny' przykład daję jako przewodnicząca i się pokłóciłyśmy. Dziś dostałam od niej SMS tej treści: "Ty piekna ja tak dalej nie moge zgada?" Tłumacząc moim językiem "Kochanie, już nie mogę dłużej się z Tobą kłócić, zgoda?" No to zgoda ;).
W domu:
W poniedziałek (ostatni dzień wakacji) poznałam się z moim kolegą. Wiem, że dziwnie to brzmi, ale chodzi mi o to, że mój kolega, z którym nic mnie nie łączyło poza tym, że znałam go z widzenia, a jego tata był przyjacielem z dzieciństwa mojej mamy, jest teraz moim przyjacielem. Tzn. dla mnie. On chcę być kimś więcej i to mnie trochę przeraża. Niby nic w tym złego, ale on ma dziesięć lat, a ja dwanaście. W sumie mnie to nie przeszkadza i sama mu to mówiłam. Jednak na myśli miałam dwudziesto-ośmiolatkę spotykającą się z dwudziesto-sześciolatkiem. Jest miły, wesoły, na swój sposób ładny, śmieszny, umie mnie rozśmieszyć i z tego co wiem ma powodzenie u dziewczyn ;). Nie tylko w jego wieku ;))). Jednak ja jestem jak to już mu tłumaczyłam nienormalna, bo wyjątkowa. Gdy mnie przytula nie mówię, żeby przestał czy jak to on tego oczekiwał, żeby się odwalił. Cóż... może powinnam, jednak nie potrafię. Czemu? Dlatego, że znam jego rodzinną sytuacje, a właściwie mam podobną. Wiem co czuje, i jest mi przykro, że nie mogę mu pomóc. Przez to nie potrafię, powiedzieć, żeby mnie zostawił. Jest u mnie dzień w dzień. No... już nie. Dlatego, że moja mama nie chciała wczoraj iść do jego taty, bo chciała spędzić, ze mną trochę czasu, i jego tata obraził się na moją mamę i zabronił mu kontaktu ze mną. To jest tak głupie, że aż śmieszne...;/. Cóż... Mówi się trudno. Ciekawe kiedy zatęsknią xD. Co tam jeszcze... Dowiedziałam się, że moja przyjaciółka Karish znalazła sobie w gimnazjum przyjaciółkę, i bardzo mnie to cieszy. I ten... Czytam dziesiąty rozdział "Zaćmienia". <jupi>
To już wszystko.

sobota, 29 sierpnia 2009

Taka sobie jestem

Witaj, drogi Czytelniku. Jeśli planujesz to przeczytać, to albo jesteś dociekliwą, wnikliwą osobą, albo najzwyczajniej bardzo Ci się nudzi. Cokolwiek Cię przywiało, usiądź i słuchaj, zapraszam.
     Pewnie mogłabym zdradzić, ileż mam lat, jak mi na imię, skąd się wzięłam. Tylko sam przyznaj, interesuje Cię to? Przy odrobinie szczęścia i uwagi można to wyczytać w moich postach. A to chyba one przede wszystkim przykuły Twoją uwagę, skoro dotarłeś aż do opisu autorki. Nie martw się, wbrew pozorom, które wywołałam tym ciut oschłym wstępem, opowiem Ci o sobie. Powiem, kim jestem. Dowiesz się, jak funkcjonują moje zmysły.
     Oczy są zwierciadłem duszy, a takowe lustra zawsze mnie fascynowały, dlatego od nich rozpocznę swój wywód. Ciemne, hebanowe tęczówki, choć wyuczone częstym graniem, ukazują za każdym razem najprawdziwsze emocje, całe moje wnętrze, prawdę, z której się składam. Patrzą na świat z nadzieją pokładaną niemal we wszystkim, ze spokojem i cierpliwością wierząc, że to, co najlepsze wciąż przede mną, z dziecięcą lub też naiwną ufnością i wiarą w ludzi, przez którą niejednokrotnie upadałam, ze szczerym optymizmem budzącym wszechobecny szacunek i podziw, z pewnym dystansem połączonym z olbrzymią wrażliwością trochę utrudniającą życie, z rozwagą zadziwiającą starszych i szaleństwem przerażającym strachliwych, z niezrozumieniem niektórych spraw oraz z ciekawością wszelkich zjawisk. Dostrzegają piękno w środowisku, w ludziach, we wszystkim, co mnie otacza. Mają obsesje na punkcie innych oczu, w niebieskie mogłyby wpatrywać się godzinami.
Garbaty, nienawidzony długi czas nos od najmłodszych lat żywił sympatię ku podobnież nieprzyjemnej woni psa, a i nie wzdrygał się czując odorki innych zwierząt. Chętnie chwytał zapach lasów, parków, także morza był mu bliski. Najbardziej jednak odpowiednim zawsze był aromat domu, czyli połączenie ludzkich, psich, kwiatowych, żywieniowych woni. Z tych ostatnich upodobał sobie szczególnie uzależniający zapach czekolady. Jeżeli podsuwamy mu sztuczne pachnidło musi ono zawierać dużo orzeźwienia, odrobinę słodyczy i dodatek specjalny. Wtedy łatwo zachwycimy ten nosek. Lubi pochylać się nad kubkiem z ciepłą herbatą.
     Usta w intensywnym truskawkowym kolorze, – mimo iż małe i wąskie – nie mają ani mało do powiedzenia, ani wąskiej umiejętności mowy. Trzeba niemniej przyznać, że nie mają zwyczaju przekrzykiwać kogokolwiek, wychylać się przed szereg, na siłę starać się być najważniejszymi, uznanymi. Niechętnie słuchane wolą milczeć, jeśli za to ktoś już poświęci im uwagę, potrafią się rozgadać, dyskutować, bronić swego zdania, nawet, gdy nie jest ono słuszne. Bardzo lubią opowiadać, czasem ubarwiają pewne historie, potrafią kłamać w żywe oczy i robią to bez skrupułów, o ile są pewne, że nikogo tym nie krzywdzą. Bywa, że z roztrzepania powiedzą coś, czego nie powinny i później bardzo żałują. Zraniły nie raz. Konwersacje są ich ukochanym sportem, gadulstwo mają wpisane w geny, nauczyły się na szczęście trzymania języka za zębami lub gryzienia go w ostatniej chwili. Á propos języka – najczulszym smakiem dla niego jest słodkość czekolady, kocha też domowe obiady. Głos jest ponoć melodyjny i przyjemny w odbiorze, tak czy siak ja tego nie odczuwam.
     Uszy mam normalne, niewyróżniające się niczym, w każdym tkwi jeden kolczyk. Umieją nie słyszeć krzyków i rozkazów, natomiast konspiracyjne szepty rozpoznają natychmiast. Bardzo uważnie przysłuchują się słowom, doskonale je zapamiętują, więc trzeba uważać, bo cokolwiek się powie, zostanie w pamięci. Wsłuchują się w harmonijne dźwięki muzyki, zwłaszcza ojczystej – gatunku nie wybrały, wszędzie, bowiem można znaleźć perełkę. Lubią jak melodyjne głosy czytają płynnie opowiadania na polskim. Czują się bezpieczne i zrelaksowane, kiedy spokojny głos mamy mówi kocham cię, dobranoc, tudzież dasz radę. Boją się kłótni i podniesionych głosów, uciekają na odgłos bzyczenia przeróżnych owadów. Inne szepty natury rozluźniają i odprężają.
     Dłonie (wreszcie z długimi paznokciami!) są szczupłe, mają wymiarowe palce i skłonności do siania zniszczenia - czego w dzieciństwie się nie dotknęły, było zepsute. Na szczęście zdołały trochę to zwalczyć i nauczyły się tworzyć. Okazało się, że posiadają zdolności manualne, dobry refleks, są sprawne i dokładne. Nie znoszą niczego układać, przez co jestem bałaganiarą, ale jeśli już się do składania albo sprzątania wezmą, robią to dokładnie i perfekcyjnie. Szybko piszą SMS i wiadomości gadu-gadu. Chętnie zbierają bibeloty, lecz już mniej chętnie je czyszczą. Na półeczce ułożyły dużą kolekcję słoni, chociaż znajdują się tam również psy, aniołki, inne. Lubią nowe materiały, co owocuje pełną szafą ubrań. Z przyjemnością mdleją, przytrzymując fascynujące książki każdej kategorii. Przepadają za eksperymentowaniem z kosmetykami, artykułami papierniczymi. Uwielbiają paprać się w kleistych, ciągnących się, mokrych konsystencjach – popularnie zwanych glutami.
     Umysł w przypadku mojej osoby to bardzo dziwne stworzenie. Niby się postarał, bo obdarzył mnie inteligencją, niezłą pamięcią, roztropnością, zdolnością logicznego myślenia, lecz nie pozbawił przy tym chorej wyobraźni, niezbyt trzeźwej nadziei, psychicznych zachowań, nieprzytomnej wiary. Rozum zabawił się mną, tworząc z kontrastów i sprzeczności. Skomplikował mnie do granic możliwości. A serce za to płaci.
     Właśnie, serce. Ono jest chyba najbardziej niezwykłą częścią mojego organizmu. Jest niesamowicie wrażliwe i delikatne, przy czym sprawia wrażenie niewzruszonego i spokojnego. Choć stara się skrywać swoje uczucia, ma bardzo emocjonalną naturę, co utrudnia mu to zadanie. Niejednokrotnie zostało zranione, przebite ostrzem nienawiści, zdrady i kłamstwa, jednak nie lubi chować urazy, chętnie wybacza, lecz nigdy nie zapomina. Stało się przyczyną wielu smutków, zarówno moich jak i innych nieszczęśników, którzy trafili na mnie na swojej drodze. Jest bardzo artystyczne. Z przyjemnością oddaje się cierpieniu, jeśli wie, że dzięki niemu dostąpi natchnienia. Jednym słowem można je opisać jako romantyczne. Miłość jest dla niego sacrum, może być destrukcyjna, a zarazem za najpiękniejsze uczucie uważa to nieszczęśliwe, niosące ból.  Ot, takie dziwne serduszko.
     Czy czujesz się usatysfakcjonowany tymi informacjami? Mam nadzieję. Dziękuję za uwagę, mój drogi Czytelniku.
Adrianna Karo

środa, 19 sierpnia 2009

Powitanie

Wszyscy bredzą, że początki są trudne. Jak dla kogo. Według mnie nie ma w nich nic skomplikowanego. Ten blog to nie taki... pierwszy lepszy pamiętnik. Przedstawia on wszystko, co kocham. Jest częścią mnie. To mój mały świat.

A jak każdy świat ma swoje zasady i proszę o przestrzeganie ich.

Cóż, witam na mojej planecie!