piątek, 23 grudnia 2011

A gdybym była...

Patrzę w monitor. W drugim pokoju rozbrzmiewa jakaś głupawa melodyjka z radia. Odwracam głowę, na parapecie stoi malutka choinka ubrana w łańcuchy i bombki mojego wykonania. Uśmiecham się. Znów wbijam wzrok w komputer.
A gdybym była kimś innym? pytam sama siebie. Ależ kim mogłabym być? I czy gdybym była… to co by to zmieniło?
Moi kochani przyjaciele, tak do Was mówię, odpowiedzcie mi. Czy gdybym była lizusowatą kujonką, szanowalibyście mój cel – dobre oceny ponad wszystko? A gdybym zmieniła się w klasowego nieuka, zaczęła wagarować, wdała w kłótnię ze szkołą, prawem – zostalibyście ze mną? Gdybym oświadczyła, że jestem biseksualna albo po prostu lesbijką, czy zaakceptowalibyście moją orientacje seksualną? A może uznalibyście, że mi się pokiełbasiło? Gdybym stwierdziła, że kocham szatana i oddaje mu się cała, nadal uważalibyście mnie za osobę godną utrzymania znajomości? A gdybym zechciała zamienić się w pannę lekkich obyczajów, zmienilibyście stosunek do mnie? Lub, dla odmiany, postanowiłabym pójść do zakonu, zamknąć się za murami klasztoru bez Was, czy tęsknilibyście za mną i pamiętalibyście o tej zabawowej, śmiesznej dziewczynie? Gdyby zamknęli mnie w poprawczaku za usiłowanie zabójstwa, skreślilibyście mnie z listy kontaktów? Czy gdybym stała różową wyznawczynią Barbie umazanej zbyt dużą ilością makijażu, nie wstydzilibyście się pokazać ze mną na mieście? Albo gdybym przesadnie ozdobiła ciało tatuażami, ubrała się w przerażające w kroju, czarne ciuchy, chcielibyście widzieć mnie przy swoim boku?
Czy zawsze, mimo wszystko, bylibyście moimi przyjaciółmi? A może coś by Was jednak złamało? Zaakceptowalibyście moją odmienność obojętne jak wysoki poziom by przybrała? Balibyście się to zrobić, wahalibyście się? Przyjaciele, powiedzcie mi szczerze. Jest Boże Narodzenie - czas miłosierdzia, wybaczę Wam. To może być jedyna okazja. Nie bójcie się, będę wyrozumiała.

À propos z okazji Świąt Bożonarodzeniowych pragnę Wam wszystkim życzyć wszystkiego dobrego, zdrowia, szczęścia, miłości, przyjaciół, pieniędzy, spełnienia i tego, czego sobie tylko życzycie.
http://www.picshot.pl/pfiles/55521/01.png http://www.picshot.pl/pfiles/55522/02.png
http://www.picshot.pl/pfiles/55523/03.png http://www.picshot.pl/pfiles/55524/04.png
http://www.picshot.pl/pfiles/55525/05.png http://www.picshot.pl/pfiles/55526/06.png
http://www.picshot.pl/pfiles/55527/07.png http://www.picshot.pl/pfiles/55528/08.png
http://www.picshot.pl/pfiles/55529/09.png http://www.picshot.pl/pfiles/55530/10.png

Zadaniem tej notki absolutnie nie było obrażenie poglądów kogoś, więc jeśli tak się stało z całego serca przepraszam. Chodziło o wiarygodne pokazanie ludzkiej próżności, oceniania po wyglądzie oraz tych innych wad człowieka, które sprawiają, że trudno znaleźć kogoś naprawdę wartościowego.


\

wtorek, 13 grudnia 2011

Zapomnijmy o sobie

          Miśka, miałam taką głupią nadzieję, że może uda nam się to wszystko zreperować, ale sama widzisz, kiedy na moment nasza sytuacja wróciła do normy – inni zaczęli mnie nienawidzić. Cóż. Próbowałam. Przykro mi, nie wytrzymuję dłużej.
         Coraz więcej osób podchodzi do mnie i grzecznie pyta, czy się pokłóciłyśmy, czy mnie nie wkurza to, co się dzieje... a ja uśmiecham się i radośnie mówię, że wszystko jest w najlepszym porządku. Myślę, że tak jest łatwiej.
Tumblr_lt6hm9vu7u1qgjpd7_large         Zapomnijmy o sobie, Miśka. Zostało półtora roku i się rozstaniemy w ogóle... Na razie zamarzmy wspólne wspomnienia i pozwólmy sobie odejść... Tzn. ja pozwolę odejść Tobie, bo widzę, że zepsułyśmy tę przyjaźń.
                 Żegnaj, Kochana...

czwartek, 1 grudnia 2011

Kotku, bądź szczęśliwa!

Jadę dziś z mamą Realowskim autobusem (tak, wiem, niezwykle fascynujące, ale posłuchajcie), wyglądam przez okno jak mam w zwyczaju. Mijamy akurat park i kościół, ‘od których to wszystko się zaczęło’. Przed oczami błyska mi piękne wspomnienie, wywołuje ono uśmiech na mojej twarzy, niestety ów szybko znika, a w oczach pojawia się żal. Natychmiast zalewa mnie fala myśli. I stąd właśnie ta notka.
http://img32.imageshack.us/img32/9462/25481262.pngMówię o sobie „optymistka pełna wiary w lepsze jutro”, ale czy rzeczywiście jestem pozytywnie nastawiona do świata. Niby tak – ludzie ciągle dziwią się, jakim cudem wszędzie widzę nadzieję i szczęście. Prawda jest taka, że chociaż naprawdę mam duszę optymisty, to pisząc do Was, wylewam smutki, lamentuję wniebogłosy, użalam się nad swym losem, ogólnie mówiąc widzę wszystko w czarny barwach. Jasne, miewam momenty wesołe i przepełnione radością. Z reguły jednak narzekam.
No i kiedy tak sobie jechałam, doszłam do wniosku, że popełniam błąd, niewybaczalny błąd. Powinnam zapomnieć o przeszłości. Szkołę niebawem zmienię, zostało trochę ponad półtora roku, uwolnię się od pewnych osób, jeżeli zaś chodzi o naukę – tak tragicznie znowu nie jest. Francuski, cóż, tak w gruncie rzeczy to cieszę się, że właśnie tego języka się uczę, bo brzmi wspaniale i przecież całe życie chciałam poznać język miłości. Uznałam także, że nie muszę przejmować się kimś, z kim los mnie rozdzieli za jakiś czas, gdyż, jak powszechnie wiadomo, fałszywa przyjaźń tak czy siak musi się skończyć. Co będzie z mym męskim przyjacielem, pojęcia nie mam, ale tak właściwie przeżyję niezależnie od tego, czy on w moim życiu pozostanie, czy też nie. A Bartek…? Fantastyczne wspomnienia, pouczające doświadczenie, epizod, który w pamięci utkwi na zawsze, jednakże trzeba żyć teraźniejszością!
W rzeczywistości tylko bytując, a żyjąc w świecie marzeń, wspomnień, uciekając przed nudną dzisiejszością, możemy przegapić genialną przyszłość. Wydaję mi się, że wszystkim nieszczęśnikom narzekającym na swój los nie o to chodzi, prawda?
W moim przypadku na pewno.

czwartek, 24 listopada 2011

Miłość z chamstwem zmieszana?

http://img256.imageshack.us/img256/794/obrazekil.png
            Kasia miała rację, stanowczo za dużo myślę, a rozmowa z nią dała mi jeszcze więcej powodów do rozmyślań. Mówiłyśmy o różnych rzeczach, ostatnim naszym tematem była moja szósta klasa… Czas pełen życiowych wrażeń i doświadczeń. Gdy nasza konwersacja stała się moim monologiem o Bartku, mnie i Angelice, miałam wrażenie, że nie informuję jej o czymś nowym – bo w sumie, co nowego można powiedzieć o jakiejś sytuacji, jeśli ludzi z nią związanych nie widziało się od półtora roku?
            Wróciłam już do domu i zastanawiałam się nad moim ówczesnym życiem. Trochę poroniona historia, trzeba przyznać. Radosna dziewczynka imieniem Ada uznała, że zakochała się w swoim przyjacielu Marku, ich wspólny przyjaciel, – w którym to zakochała się najlepsza przyjaciółka Ady, Angelika – Bartek sugerował, że ze wzajemnością, jednocześnie nie odstępując dziewczyny na krok. Ujmując to bardzo delikatnie, właśnie tak wyglądało moje istnienie.
            Marek kolegował się ze mną od pierwszej klasy, w czwartej zaczęliśmy się przyjaźnić. Niejednokrotnie wyskakiwał do mnie z tekstem „kocham cię”, ale ja niezbyt ogarnięta, jeśli chodzi o miłość, nie reagowałam w żaden sposób, więc wszystko zawsze cichło i wracało do normy. W szóstej klasie jednak stało się coś, co sprawiło, że pomyślałam o nim, jak o kimś więcej. Nie wiem właściwie, co to dokładnie było. Późniejsza „wojna z Boną” – jego nieszczęśliwą wielbicielką – podgrzała atmosferę między mną, a chłopakiem. Niestety, na próżno.
            Jakoś tak w październiku do mojego życia wstąpił Bartek, który trochę mnie wkurzał swoją obecnością, bo nie dość, że uważałam go od lat za idiotę, to jeszcze teraz przeszkadzał mi w kontaktach z Markiem. Kiedy Angelika zawiadomiła mnie, że obiektem jej westchnień jest właśnie Bartek, nieco mnie to zmartwiło, ale zaakceptowałam byt chłopaka w naszej codzienności. To, czego się bałam, było faktem, że nasz kolega wcale nie odwzajemniał uczuć mojej przyjaciółki, padały nawet podejrzenia, że zakochał się we mnie, co z jednej strony wydawało mi się niebezpieczne, z drugiej zaś bardzo mi pochlebiało i odpowiadało.
            Zachowanie Bartka podobało mi się, bo tak jednoznacznie jeszcze żaden chłopak nie zachowywał się w stosunku do mnie. Jasne, pisali mi różne ciekawe teksty typu: „Moja księżniczko, zabiłem dla Ciebie smoka” albo podchodzili do mnie pytając, cz zechce z nimi „chodzić”. Ale mnie nie bardzo ruszały ich zaloty. Choć cały czas faworyzowałam Marka, a Bartek był niemalże na straconej pozycji, to pan B stawał się mi coraz bliższy. Wobec mojej osoby był niezwykle delikatny, ostrożny i czuły. Wszyscy wokół twierdzili, że jest „zbyt odważny” w pokazywaniu swoich uczuć, a ja kleję się do niego jak lep do muchy. Mylili się. Rzeczywiście, Bartek potrafił podejść do mnie, gdy siedziałam w ławce i ot tak, przy wszystkich, pogłaskać mnie po głowie. Ale wszystko robił powoli i z umiarem, przygotowując mnie do wszelkich czułości, chroniąc od szoku. No i Marek się poddał. A Bartek wygrał. I prawdę mówiąc, uszczęśliwiło mnie to.
            Zdarzenia kolejne były jednymi z najszczęśliwszych i najgorszych zarazem w moim życiu. Na przemian lśniłam szczęściem wymieszanym z błogością, to pogrążałam się w ciemnych mrokach smutku. To było niesamowite i cudowne. Zaskakujące. Genialne. Naprawdę. Kiedyś Wam opowiem ze szczegółami. Ale wracając do tematu. Aż nagle, przed urodzinami Angeliki, Bartek podejrzanie zaczął szukać z nią bliskości. Na początku starałam się nie zwracać na to uwagi, to w końcu mój chłopak i najlepsza przyjaciółka… Potem już przeszkadzało mi to, stroiłam fochy, przybrałam pozycję bojową, wredną. Cały czas – mimo nalegań – nie pocałowałam Bartka. No i pamiętam, jak tego dnia wybrałam się na spacer z Angeliką, lamentując wniebogłosy, że on mnie nie kocha, kocha ją! Napisałam do niego SMS`a. Od paru dni w szkole ciągle mówił, że mnie nienawidzi, więc ledwo utrzymując komórkę, wystukałam zdanie „Bartku, czy Ty naprawdę mnie nienawidzisz?”. Wróciłam do domu, nie doczekawszy się odpowiedzi. Usłyszałam dźwięk telefonu. Odczytałam nadawcę i zamarłam. Otworzyłam wiadomość, a jej treść nadal wywołuje emocje… „Nie nienawidzę Cię, ale wszystko, co czułem zniknęło.” Nawet nie płakałam. To było oczywiste. Dopiero, gdy zadzwoniłam do Angeliki, łzy popłynęły i skończyć się nie chciały.
            W następnych dniach Bartek powiedział Angelice, że ją kocha, mnie chrzcząc „Zołzą”, którą jestem do teraz. Ja wyrysowałam sobie na ręku jego inicjały, on na moim plecaku kredą napisał właśnie „ZOŁZA”. Ponieważ w tamtym czasie byłam codziennie ubrana na czarno, wykorzystał to i w rozmowie z kolegą stwierdził, że jestem „Czarną wdową po Duxie”, czyli po moim zmarłym psie – był w moim życiu od samego początku… Nie mogłam zrozumieć, co stało się z tym delikatnym, czułym chłopakiem, w którym się zakochałam… Myślał, że boję się krwi i nigdy nie byłabym w stanie zrobić sobie krzywdy, toteż udowodniłam mu, że wbrew pozorom potrafię. Zaskoczyłam go. Ale i tak nic to nie zmieniło…
            I teraz się zastanawiam… On ciągle bał się, że go nie kocham… Na dodatek nie chciałam go pocałować. Jeżeli by mu na mnie nie zależało, to po cholerę startowałby w tym „konkursie”, zwłaszcza, że teoretycznie skazany był na niepowodzenie. Po co miałby się męczyć ponad pół roku? Ale jeśli mnie kochał… to czemu aż tak mnie ranił? Znał moje słabe punkty, wiedział doskonale jak wywołać moje łzy. Byłam świadoma, że wszystko, co robi to zemsta na mnie. No, ale skoro naprawdę coś do mnie czuł – a no chyba musiał, bo, po jakiego grzyba męczył by się z tym moim chorym na umyśle sercem – to dlaczego potraktował mnie jak coś nic niewartego? Dlaczego? Nie pojmuję.

poniedziałek, 14 listopada 2011

Naiwna naiwność


http://www.picshot.pl/pthumbs/large/51776/piesek.png
  „Jest twoim przyjacielem, partnerem, obrońcą, twoim psem. Jesteś jego życiem, miłością, przewodnikiem. Będzie twój, wierny i oddany do ostatniego uderzenia serca. Winien mu jesteś zasłużyć na to oddanie.”
- Anonim

      Piesku przywiązany do drzewa w ciemnym lesie, on nie wróci. Nie przyjdzie po Ciebie, żeby znów poczuć Twoją sierść między palcami, nie dotkniesz go swoim ciepłym językiem w geście uwielbienia. Nie ucieszy się na Twój widok, choćbyś się zerwał i pobiegł do niego. Mały, Twoja radość jest absurdalna, nawet, jeśli jesteś najsłodszym psiakiem na świecie, on już Cię nie chce i nie zechce. Zrozum to, proszę.
      Dni, w których uważał, że jesteś wyjątkowy, piękny, mądry już dawno przeminęły. Dlaczego ciągle żywisz nadzieję, że się pomylił, że zmieni zdanie? To bez sensu. Może nawet kiedyś Cię kochał, ale to już przeszłość, Najsłodszy. Pogódź się z tym!
      Lecz Ty i tak myślisz, że coś się wydarzy, coś się zmieni… Nie widzisz, że sam się oszukujesz, krzywdzisz? Jesteś taki naiwny, Piesku. Pozwól się komuś oswoić… Nie on jeden jest przecież na świecie. Tylko nie chcesz nikogo innego, prawda, Kochany?
      Pragniesz, aby pan, któremu oddałeś swoje serce, wrócił, bo choć potraktował Cię jak niepotrzebną zabawkę, Ty zwyczajnie go kochasz. Prawdziwa miłość jest bezgraniczna. Nie można się jej ot, tak pozbyć. Rozumiem Cię, mój Mały.
      Przykro mi, gdy patrzę w te Twoje smutne, pełne nadziei oczka. Chciałabym Ci pomóc, ale nie ma lekarstwa na miłość. Gdybym mogła, pokochałabym Ciebie, Piesku. Wiem, że jesteś tego wart.

edit: to wcale nie jest o psie albo raczej - szukajcie drugiego dna

piątek, 4 listopada 2011

Kiedy sprzątałam, wszedłeś ubłocony

Chciałabym powiedzieć, że Cię nienawidzę, albo że nie grasz w moim życiu żadnej roli. Myślałam nawet, że tak jest. Ale nie potrafię Go kochać. Sądziłam, że po prostu jest moim przyjacielem i nie jestem jeszcze gotowa, by był kimś więcej. Ale kiedy zobaczyłam na facebooku 'xxx jest w związku z xxx' poczułam tak przejmujący żal w sercu, że nie byłam w stanie zrobić cokolwiek. Zachciało mi się płakać... Czemu Ty się pojawiłeś w moim życiu? Cały czas byłeś tylko kolegą z klasy. A nagle stałeś się moim pierwszym chłopakiem, moją pierwszą miłością. Po cholerę Ci to było. Mnie tym bardziej. Wszystko mi niszczysz. Gdy już jakoś wszystko sobie poskładam, wtem zjawiasz się Ty i rozwalasz moje klocki. Kiedy sprzątam, wchodzisz w ubłoconych buciorach, skaczesz, biegasz po domu. Dlaczego?! Już i tak odebrałeś mi wiele. Chyba wystarczy. Zostaw mnie w spokoju. Proszę. 

Wypie*dalać z mego życia!

http://data.whicdn.com/images/17582802/tumblr_ltvtmfp5Cf1qcih18o1_500_large.jpg

Tak, jestem wredną suką, zołzą, ku*wą, jeb*ną dz*wką, itd. Ale też mam uczucia. Wyzwijcie mnie, wjedźcie na mnie, kurna, przyp*erdolcie mi, wyślijcie mnie do diabła, ale cholera, bądźcie szczerzy! Po ch*ja mi wasze słodkie kłamstwa. Mam już dość tego pieprzenia, jak wszyscy mnie lubicie, kochacie, rozumiecie. Gówno prawda! Myślicie tylko o sobie, kiedy jestem potrzebna, to może i jestem kochana, lecz gdy nie przydaję się do niczego, to, po jakiego grzyba się ze mną zadawać!? Nie ma sensu. To, że nie radzę sobie z życiem, też już nikogo nie obchodzi. Pieprzeni egoiści! Tak, ku*wa, od dziś też będę egoistką. A nienawidźcie mnie jeszcze bardziej, ja pie*dolę taką przyjaźń, mam was w dupie! Za plecami mi tyłek obrabiacie, choć w oczy szczerze nic nie powiecie! Łatwiej tak, no nie? Po cholerę się męczyć i trudzić. Holender, wystarczyłaby rozmowa. Ale po diabła. Lepiej się wyżalić komuś i zarzucać mi nieczułość. Tak! Mówiłam, że jestem zołzą! I całą masą innych bluźnierstw. Trzeba było słuchać. A w sumie, po co ze mną w ogóle ze mną pokazywać, po co utrzymywać kontakt? Najprościej jest zostawić mnie samą sobie, bo mnie nie są potrzebni przyjaciele. A wiecie, co? Rzeczywiście, nie są. Takimi przyjaciółmi to wy się wypchajcie, ku*wa. Co z tego, że mój piękny dom rozpadł się, że zrównał się z piachem. Ch*j was to obchodzi, nie? Bo tak najłatwiej.
M.: Myślisz, że mnie jest miło, gdy dowiaduję się, że uważasz, że jestem oschła? Jestem. Niewątpliwie. Tylko łaskawie mnie o takich spostrzeżeniach informuj, kotku. Bo bez urazy, ale nie lubię słuchać takich rzeczy od osób postronnych. Ja wiem, zraniłam Cię okrutnie, nie zasłużyłam na takie poświęcenie z Twej strony. Tak, jestem zła. Jak zawsze. Mogłeś przywyknąć, pan B. Cię ostrzegał, żebyś się do mnie nie zbliżał. Trzeba było posłuchać. A nie mi dupę zawracać. Teraz się jej wyżalasz, a ja tylko słucham, jaka to ze mnie suka. Ano, widzisz, jak fajnie - jak byłam mała chciałam być psem i jestem! Zajebiście wręcz.
A.: Ciągle patrzę na Ciebie i na nią, jesteście tak dobrane, że łoo. Obie mnie nie słuchacie, olewacie i ogólnie mówiąc macie w dupie. A szkoda. Bo Ty dla mnie jesteś cholernie ważna. Za bardzo nawet. I nie mam nic przeciwko waszej przyjaźni. Jeśli te wasze ciągle fochy nazwać można przyjaźnią. Ha, ha. Dobre. Wracając do tematu. Okej, gadajcie, śmiejcie się i właźcie sobie w dupę, ale od czasu do czasu poświęć chwilę swojej przyjaciółce, która już niejednokrotnie pokazała Ci, że Cię kocha. Ale wiesz, co...? Może lepiej miej mnie gdzieś, może szybciej się od Ciebie uwolnię. Tylko proszę - zapomnij o mnie. To mi trochę ułatwi.
W.: Ładnie to tak kraść przyjaciół? Brzydko, bardzo brzydko, słonko.
B.: Jeśli chodzi o Ciebie, niewiele Ci mogę zarzucić. Układasz sobie życie. Nie widujemy się. Tak, już do tego przywykłam. Tylko tak zajebiście bardzo wku*wia mnie to, że Tobie się udaje. Właśnie teraz odzywa się ta egoistyczna część mojej natury. No, bo to jest tak strasznie niesprawiedliwe, że Ty, który wyrządziłeś mi w życiu taką krzywdę i ogólny rozp*erdol, tak doskonale radzisz sobie i funkcjonujesz sobie szczęśliwie, a ja się coraz bardziej pogrążam i wyjść na prostą, z której to mnie zrzuciłeś, nie mogę. To chore. Może gdyby Cię nie było, wszystko byłoby normalnie, jak dawniej. A może staram się tylko siebie pocieszyć. A może... Zresztą, nieważne i tak już nic się nie zmieni...
Co, do cholery jasnej, ze mną nie tak? Gdzie podziali się ludzi, których uważałam za przyjaciół? Gdzie zniknęli ci, których miałam za dobrych znajomych? Gdzie są te szczęśliwe, beztroskie chwile? Gdzie ta radosna dziewczyna, niegdyś opowiadająca, jakie jej życie jest piękne? Gdzie tamci ch*je, co to wszystko rozj*ebali? Czemu zostałam sama z tym wielkim bałaganem? Cholera, dlaczego?!
Gdyby nie moja silna wola, właśnie chwyciłabym nożyczki i... Ale będę silna i tego nie zrobię. Tylko coraz trudniej jest mi walczyć z tym czymś, co każe mi to zrobić... Ale dam radę.
Dobranoc.

środa, 26 października 2011

Egzamin z życia i lekcja miłości


http://www.picshot.pl/pfiles/48461/UPENDI.gif
„Miłość jest sztuką, jak sztuką jest życie, jeśli więc chcemy nauczyć się kochać, musimy postępować identycznie, gdy chcemy się nauczyć, powiedzmy, malarstwa czy muzyki.‟
‒ Erich Fromm
            Problem pojawia się dopiero, gdy nie chcemy nauczyć się kochać. Ja nie chcę. Na razie. To sobie właśnie uświadomiłam. Miłość jest piękna, sprawia, że życie staje się lepsze, że człowiek widzi dobro w drugim człowieku, że zyskuje wiarę w nowy dzień, a wszystko wokół nabiera barw. Miłość to zadziwiające, cudowne i nie-do-opisania uczucie.
A mimo to nie potrzebuję jeszcze lekcji z miłości.
            Odkryłam, co znowu mi nie pasuje. Przede wszystkim chodzi o to, że najpierw muszę poznać tajemnicę życia, dowiedzieć się, jak postępować, aby być szczęśliwą. Na pierwszy plan muszę wrzucić naukę życia. Kiedyś – będąc dzieckiem – umiałam żyć, ale od tego czasu zmieniły się zasady gry i ja się również zmieniłam. Póki nie zacznę rozumieć kolejnego poziomu życia, nie mogę uczyć się miłości.
Teraz muszę znaleźć korepetytora z życia.
            Poznałam swoje prawdziwe oblicze. Jestem cholernie głupią masochistką. Lubię cierpieć. Chcę cierpieć. Oczywiście, nie fizycznie. Bólu fizycznego nie lubię. Ale psychiczny powoduje u mnie pewien chory rodzaj szczęścia, dumy. Nie cieszy mnie dobre powodzenie. Lepiej odnajduję się w problemach, nawet jeśli przestaję sobie z nimi radzić. To chyba nieco popieprzone. Taki mój urok.
Jest całkiem dobrze.

http://www.picshot.pl/pfiles/48516/Untitled-1.gif http://www.picshot.pl/pfiles/48517/Untitled-2.gif
http://www.picshot.pl/pfiles/48518/Untitled-3.gif Untitled-5.gif 
Untitled-4.gif http://www.picshot.pl/pfiles/48521/Untitled-6.gif

http://img33.imageshack.us/img33/4723/ooooooooc.png

piątek, 14 października 2011

Je t`aime



http://img193.imageshack.us/img193/2825/donotki.png            Mijają dni, czas biegnie jak opętany maratończyk, a ja nadal jaśnieję szczęściem. Jasne, bywają chwile, kiedy mój promienny uśmiech znika, jednak wystarczy zamknąć oczy i wyobrazić sobie Ciebie… I mnie… Nas. Razem. To nieprawdopodobne. Cudowne, piękne, lecz wręcz niemożliwe. Ty i ja, ja i Ty – dwa słowa zamienione w jedno – my.
            Razem.
            Lekcje lecą jakoś szybciej, bo czekam na każdy weekend, bo czekam na każdą sobotę, bo czekam na te parę godzin z Tobą. Wspaniałych godzin. Spojrzeć Ci w oczy, posłuchać bicia Twego serca, złączyć swoją dłoń z Twoją, usłyszeć Twój głos, śmiech.
        Fantastyczne.
            Jesteś moim przyjacielem – to przede wszystkim, ale też kimś, bez kogo wszystko straciłoby sens. Kimś, kto znaczy więcej niż inni… Na Twoje imię, na Twój widok zawsze reaguję bananem na twarzy. Wywołujesz uśmiech, nawet, gdy chcę płakać, kiedy ledwo się przed tym powstrzymuję. Jesteś Kimś, a nie nikim. Kimś bardzo, bardzo ważnym w moim życiu. Kimś… kogo kocham.
             Kocham.
             Miłość – w dalszym ciągu uważam, że w tym wieku jej nie ma… To znaczy… jest, ale nie ta na zawsze, nie ta jedyna. Ale wiesz, co? Uświadamiasz mi, że mając chociażby te czternaście lat, można kochać. Tak mocno, tak prawdziwie. I… tak po prostu, bez celu, bez podtekstów.
             Ot, tak.
             Mogłabym spędzić z Tobą resztę swojego życia, wiesz? Mieć cztery psy, domek z ogródkiem i „Twoim domkiem z waty cukrowej”, „piątkę” dzieci i Ciebie. Już zawsze. Byłoby fajnie. Choć wiem, że tak się nie stanie, to… chyba bym to przeżyła. ;)
             Kocham Cię. Seryjnie.


 

Wszystkiego najlepszego, Szkoło.

piątek, 7 października 2011

Nie umiem żyć...

„Jest mi tak cholernie smutno teraz, że chcę to komuś powiedzieć.
To musi być ktoś zupełnie obcy, kto nie może mnie zranić.‟
‒ Janusz Leon Wiśniewski
           
        Chyba nie potrafię istnieć. Jestem całkowicie nieprzystosowana społecznie. Nie nadaję się do współdzielenia szczęścia, smutku, łez radości i bólu – po prostu życia. Mam wrażenie, że nie powinnam pojawić się na świecie. Sama nie potrafię się tu odnaleźć, a i przy okazji gubię tych, którzy mieli swoją drogę. Gdybym, chociaż wiedziała, dlaczego to robię, ale prawda jest taka, iż nie mam zielonego pojęcia. Nie rozumiem też, czemu w ogóle egzystuję we wszechświecie.
        Nie umiem już zwyczajnie cieszyć się z życia. Straciłam tę umiejętność. Kiedyś radowałam się z każdej przeżytej chwili… Teraz w wesołych momentach czuję lęk, czuję strach, bo mam świadomość, że wystarczy ułamek sekundy i wszystko może się zepsuć. Tak strasznie boję się kolejnej rany, że nie pozwalam sobie na żaden ryzykowny krok ku szczęściu. Tak bardzo nie chcę się przewrócić, że cały czas stoję w miejscu. Tracę coś, niewątpliwie tracę wiele pomyślnych cykań zegara.
        Niegdyś jedna osoba uświadomiła mi, że niczego w życiu nie można być pewnym. To doświadczenie należało do najbardziej bolesnych, jakie miałam okazję odbyć. Może nawet jest na samej górze listy przykrych przeżyć. Od czasu, kiedy dotarło do mnie, iż księcia na białym koniu nie będzie, zamek dawno temu rozpadł się na miliony malutkich cegiełek, nigdy nie stanę się księżniczką otoczoną przez wiernych i lojalnych przyjaciół, za to złe moce – smoki, czarownice i inne potwory – od zawsze są w realnym życiu, zmieniłam się diametralnie. Ale czy kogoś to obchodzi?
        Zamiast tej mądrej, radosnej, miłej dziewczynki pojawiła się zgaszona, zbyt inteligentna, irytująca zołza, która nie radzi sobie z tym, co ją otacza. Ale czy kogoś to obchodzi? Ważne tylko, żeby przypadkiem nie wychylała się ponad szereg, żeby nadal przynosiła piątki ze szkoły, żeby ze swoją uprzejmością każdemu weszła w dupę, a dla swoich nieszczęsnych przyjaciół codziennie znajdowała uśmiech i pociechę – przecież wszyscy mają gorzej od niej. Co kogo interesuje, że bywa tak, że owa dzieweczka nie ma już siły, że jedyne, do czego jeszcze jest zdolna to płacz. Czasem cichutki, a czasem wręcz histeryczny…

              Narzekam. Znowu. Trudno. Muszę.

Dlaczego, do cholery, nikt nie widzi tego żalu w moich brązowych oczach?! On niemalże wylewa się z nich! Czemu nikt nie raczy ujrzeć szklanego spojrzenia, którym patrzę na świat? Dlaczego nikt nie chce mi pomóc…?


Pojednałam się z panią Pe. Powiedziała, że pomoże uporać mi się z moimi problemami, a ja wypłakałam się jej w ramię. Oczywiście, miałam na myśli problemy domowe. O tym, że przyjaciele mnie ranią nie wie nikt. A już na pewno nie miałam zamiaru informować znienawidzonej nauczycielki…
Marek skręcił kostkę. Znowu straciliśmy szanse na spotkanie. Nie widziałam go od szesnastu dni, od ostatniego esemesa upłynęło pięć dni, a od ostatniej rozmowy (na gadu-gadu) trzy. Niby niewiele, więc dlaczego mam wrażenie, że zaczyna się psuć? Moja paranoja, nie? Powiedzcie, że tak. Błagam.
Co do Angeliki… nadal znika. Może mniej to zauważam, bo zaczęłam przywykać, ale nadal odchodzi. Nadal mnie zostawia. Chyba nic już tego nie zmieni.
Z Agą jest jak najbardziej w porządku, szkoda tylko, że nie mamy czasu, żeby szczerze pogadać. Ale nie mam żalu. Szkoła, szkoła, szkoła.
Kasia – tu też spoko. Chociaż też mam ochotę z nią porozmawiać. Cóż, muszę poczekać.
Nie wiem, co robić. Nie mam grupy do projektu. Nie mam tematu. Nie mam nauczyciela do pomocy. Miałam być w tych zwalonych tańcach. Wszystko spieprzyłam.
Czy to ważne? Nic nie jest ważne. Nic się nie liczy. I tak wszyscy umrzemy! Po co się przejmować czymkolwiek?

  Nie czujcie się urażeni tym postem. Poniosło mnie. Przepraszam. Ostatnio… trochę mnie to wszystko przerosło. Wybaczcie.

http://img9.imageshack.us/img9/4264/oooo1v.png http://img846.imageshack.us/img846/636/ooo10.png http://img849.imageshack.us/img849/13/oooo2.png
http://img651.imageshack.us/img651/9469/oooo3.png http://img825.imageshack.us/img825/659/oooo4.png
http://img839.imageshack.us/img839/563/oooo5.png http://img412.imageshack.us/img412/1852/oooo6.png http://img406.imageshack.us/img406/1953/oooo7.png


http://img190.imageshack.us/img190/6690/oooo9.png  http://img232.imageshack.us/img232/4123/oooo8.png

poniedziałek, 3 października 2011

Bramy niebios...


http://img20.imageshack.us/img20/2825/donotki.png            Stan radości bezwarunkowej. Znacie to? Kiedy cały świat przestaje się liczyć, problemy, choć na moment odchodzą w zapomnienie, ludzie tracą swoje znaczenie, miejsce jest tylko tłem. Chwile, gdy uśmiech ani na moment nie schodzi ci z twarzy, a ty całym sobą promieniejesz szczęściem. Idziesz, idziesz i stwierdzasz, że jest po prostu fajnie. Ot, tak. Fajnie. I wiesz, że mógłbyś tak trwać wiecznie. Znasz to?
            Patrząc w lustro, widzę dziewczynę, którą znam od lat, ale ostatnio zmieniła się niezmiernie. W dodatku, na lepsze! Od dawna nie dostrzegałam u niej tej pięknej iskierki… W jej brązowych oczach ujrzałam dzisiaj blask, kąciki ust cały czas ma podniesione. Podoba mi się dużo bardziej niż wcześniej. Lśni. Pogodna poświata otacza jej osobę. Cudowny widok. Wierzcie mi.
            Niewyobrażalne szczęście ogarnia mój umysł, ciało, duszę i serce. Rozpływam się w rozkoszy wspomnień. Śmiejcie się, lecz nie pamiętam, kiedy byłam tak zadowolona z życia. Śmiejcie się, ale nie pamiętam, kiedy czułam się tak wspaniale.
            Miłość. Fenomenalna sprawa. Nadal nie wierzę, żeby w wieku czternastu lat ktoś potrafił kochać prawdziwie i na zawsze, jednak przyznaję, że podobne uczucie potrafi uskrzydlać. Jestem niemalże przekonana, że dostałam skrzydła i wzbijam się do bram niebios. Skaczę po chmurkach i śmieję się tak głośno, że budzę śpiące anioły, które zaczynają radować się ze mną. Najlepsze jest to, że mam towarzystwo. Właśnie to jest genialne!
            Mówcie, co chcecie, ale nie ma nic bardziej niesamowitego jak móc spojrzeć w zakochane oczy, pozwolić, aby dwie dłonie się ze sobą spotkały i splotły najlepiej na amen.
            Tak, w sobotę widziałam się z Markiem. Wyjątkowo nie podam Wam szczegółów, scenariusze piszcie sami. Wiedzcie tylko, że jestem naprawdę szczęśliwa.
            Dobranoc, kochani.
http://img685.imageshack.us/img685/3118/35041293.png

piątek, 30 września 2011

Ściany legną, stanę się ruiną


http://img42.imageshack.us/img42/6466/unled1copyt.pngPo długiej dosyć walce zdobyłeś złoty klucz do mojego serca. Po sporym czasie prób i starań udało Ci się odkryć drogę do jego drzwi. Po nużącej szarpaninie z zamkiem wreszcie mogłeś wejść. Po męczącym sprzątaniu okropnego bałaganu udało Ci się w końcu zamieszkać w nim i wypełnić miłością. Chapeau-bas!
Twój wyczyn uważam za godny uznania, gratuluję wytrwałości w dążeniu do celu, zapewne nieźle się zmachałeś. Jedyne, o co się modlę to, żebyś wierzył, iż było warto. Jeśli zaś chodzi o Twoją osobę to nie tylko zasłużyłeś na brawa i szacunek, ale także na moją miłość. Cóż, moje zaróżowione policzki świadczą o tym, że ją otrzymałeś. Bezapelacyjnie.
Tak zupełnie prawdę mówiąc w życiu bym się nie spodziewała takiego obrotu spraw. Niby od jakiegoś czasu mieliśmy się ku sobie, ale, do cholery jasnej, byliśmy tak idealnym przykładem przyjaźni damsko-męskiej! Kurczę. Byliśmy. To brzmi bardzo smutno. Boję się.
Nie mogę sobie wyobrazić, co będzie, jeżeli… no, bo przecież wiadomo, że się rozstaniemy, nie? Mamy po czternaście lat, gówno wiemy o jedynej i wiecznej miłości. Prawda? A w przyjaźni mamy jako takie doświadczenie. Czy nie lepiej byłoby, gdybyśmy… Ale ja nie chcę się cofać. To, co trwa jest cudowne i nadal żyję tylko tym, że to się dzieję, że nie śnię! Jednak… Jeśli coś miałoby się zepsuć, jeżeli przez to mogłaby ucierpieć nasza przyjaźń… Nie mogę na to pozwolić.
Tak szalenie boję się, że coś zniszczymy… Każda komórka mojego ciała pragnie być przy Tobie, a jednocześnie nie potrafię w stu procentach im na to pozwolić, bo zwyczajnie obawiam się, że potem nie będą w stanie bez Ciebie żyć. Choć tę bitwę już przegrałam - uzależniłam się od Ciebie. Zajebiście, po prostu.
Pewnie zamiast przeżywać i martwić się na zapas, powinnam cieszyć się tym, co jest i żyć pełnią życia, póki mogę. Cieszę się i żyję pełnią życia, wbrew pozorom. Tylko bardzo trudno mi jest funkcjonować ze świadomością, że kiedy polecą litery mojej bajki i wyskoczy napis THE END, stracę przyjaciela.
http://img825.imageshack.us/img825/20/obrazekoo1.png http://img402.imageshack.us/img402/5143/obrazekoo2.png
http://img546.imageshack.us/img546/6500/obrazekoo3.png http://img607.imageshack.us/img607/7306/obrazekoo4.png
http://img97.imageshack.us/img97/1281/obrazekoo5.png http://img828.imageshack.us/img828/2007/obrazekoo6.png
http://img846.imageshack.us/img846/3503/obrazekoo7.png

poniedziałek, 26 września 2011

Ministerstwo edukacji wyżarło moją duszę


http://img221.imageshack.us/img221/811/q2t694bgxwc.png            Do dnia dzisiejszego siedzę w domu, więc należałoby to wykorzystać. Od ostatniej notki minęły, co prawda dopiero trzy dni, ale trzeba nadrobić pół miesiąca milczenia. Teoretycznie nie miałabym, o czym pisać, lecz pod ostatnim postem rozwinęła się dyskusja o szkole. Stwierdziłam, że to odpowiedni temat dla mnie, osoby, która uwielbiała uczyć się, spędzać czas w podstawówce, zaś z gimnazjum z przyjemnością by uciekła.
            Niejednokrotnie słyszałam, że okres gimnazjalny to najtrudniejszy czas w życiu nastolatka. Często zastanawiam się, dlaczego nie mogli powrócić do ośmiu klas szkoły podstawowej i czterech liceum. Skoro to właśnie w tych latach dzieci są w najgorszym wieku, czyż nie lepiej by im było pośród ludzi, których znają, dogadują się, istnieją jakieś przyjaźnie, znajomości. Nie byłoby tego skoku między najstarszą, szóstą klasą podstawówki, a pierwszą w gimnazjum. Owszem, z ósmej też pójdzie się do pierwszej, ale te dwa lata w jakiś sposób pozwolą dojrzeć młodzieży.
            Dużo łatwiej żyje się pośród osób, znających i akceptujących cię od dawna. Pojawiają się postacie bardzo pewne siebie, otwarte, które bez najmniejszego problemu nawiązują nowe znajomości, jednak większość społeczeństwa to zamknięte w sobie, wrażliwe, nieśmiałe osobniki, a w ich przypadku zapoznanie się z kimś to prawdziwie skomplikowana operacja. Po jaką cholerę, ja się pytam, utrudniać połowie ludzkości życie?! Ołkej, pamiętam, life is brutal.
            Zanim poszłam do gima, czułam, że jestem szczęśliwą i zadowoloną z siebie osóbką. Lubiłam uczęszczać do szkoły, spotykać się ze znajomymi, uczyć się, kochałam poniedziałki, nie znosiłam piątków. Wraz ze zmianą szkoły, moje nastawienie zmieniło się jak w kalejdoskopie. Stałam się szarą myszką, starającą się mieć, chociaż czwórki, liczącą dni do każdego weekendu. Nie dogaduję się z rówieśnikami, choć uważam, że są naprawdę wartościowymi ludźmi, chętnie pożegnałabym się z nimi. Niektórych nauczycieli wprost nienawidzę, a przedmioty według mnie fajne, przez nich stają się mordęgą. Po każdej chorobie ze smutkiem wracam do szkolnej codzienności. Ponoć w liceum wszystko przechodzi przemianę.  Mam nadzieję, bo inaczej nieźle się wkurzę. Chcę, aby atmosfera z podstawówki powróciła, żebym znów miała ludzi, którzy mnie znają i lubią. To sprawi, że znów będę walczyć o jak najwyższą średnią, o radość z życia, o siebie! Gimnazjum wyżera moją duszę, zabija mnie powoli. Tylko dwa lata. Tylko dwa lata. Tylko dwa lata.
            Dziękuję za wysłuchanie moich lamentów, za to, że po dłuższym czasie nieobecności nadal ze mną jesteście i chcecie mnie słuchać. To dla mnie bardzo ważne. Kocham Was.
http://img233.imageshack.us/img233/7341/69733959.png http://img823.imageshack.us/img823/2378/73526207.png http://img191.imageshack.us/img191/2203/34819119.png http://img6.imageshack.us/img6/6164/12933435.png http://img844.imageshack.us/img844/2227/85010496.png
http://img191.imageshack.us/img191/1747/74964040.png http://img43.imageshack.us/img43/1390/78184974.png http://img16.imageshack.us/img16/448/30338738.png http://img851.imageshack.us/img851/2368/45685182.png http://img62.imageshack.us/img62/3819/37649568.png
http://img684.imageshack.us/img684/1731/42325718.png http://img827.imageshack.us/img827/6021/93826183.png http://img560.imageshack.us/img560/5416/57326947.png http://img12.imageshack.us/img12/8606/82867813.png http://img137.imageshack.us/img137/9470/51990879.png
http://img695.imageshack.us/img695/7937/53908008.png http://img710.imageshack.us/img710/7149/76920616.png http://img854.imageshack.us/img854/7223/70545217.png http://img823.imageshack.us/img823/4430/54174613.png