poniedziałek, 31 grudnia 2012

Ach, żegnaj szalona dwunastko!

Lubię pisać podsumowanie roku. Może dlatego, że lubię wspominać. Rozpamiętywanie pewnych zdarzeń nie jest dobre. Bywa trujące. Chociaż mnie jako masochistce duszenie się oparami wspomnień sprawia niemałą przyjemność. Skoro jest 31 grudnia, to mam doskonałą okazję, by trochę odświeżyć swą pamięć. Zacznijmy. (A swoją drogą i tak wiem, że nikt tego nie przeczyta)
Styczeń...
Początek tego roku był trudny. (1) Musiałam pogodzić się z ostateczną utratą An. Nie mnie oceniać czy jej wybór był słuszny. Wolała innych ludzi, mnie zostawiła. O ile wiem teraz, że dobrze się stało, o tyle wtedy... bolało. (2) Na dodatek Terapeuta milczał. Po tym jak go potraktowałam, wcale mu się nie dziwię. Szkoda że nie było go przy mnie, gdy najbardziej go potrzebowałam. Ale będę zwykłą egoistką, jeśli nie powiem, że to ja zawiniłam. Kochał mnie. Dla mnie będzie zawsze przyjacielem... i tylko przyjacielem. No, ale tak zupełnie to sama nie zostałam. (3) Były ze mną dwie kochane dziewczyny z klasy. Pomidorek i Płaczuś bardzo mnie wspierały. Dzięki nim odnalazłam nadzieję, że w tej cholernej szkole mogę czuć się zupełnie nieźle. Wspólne oglądanie moich ulubionych bajek Disney'a, płacz pod naszą ścianą płaczu, mini-imprezy po powrocie z gimnazjum, a także ukochane zajęcia artystyczne z równie ukochanym Panem-Panem-Panem. To dawało mi wiarę, że będzie lepiej. (4) Najbardziej wykańczały mnie wspomnienia... z Kolegą-Obsesją w roli głównej. Napisałam do niego kilka anonimowych maili. Nie mam pojęcia po co. Nie odpisał. Chwała Bogu. (5) Zaczęły się też jakieś działania związane z projektem edukacyjnym. Wraz z moją kochaną grupą (Płaczuś, Panna Godzilla i Animowany) łaziliśmy sobie do kościółków. Ach, to czasy, kiedy to Panna Godzilla jeszcze mnie lubiła... 
Luty...
Nadal przeżywałam utratę An. Chociaż wiedziałam już, że nic się nie zmieni. (6) Pogodziłam się z Terapeutą. Już od wielu lat się przyjaźniliśmy, więc ciężko byłoby mi zaakceptować jego decyzję o zerwaniu ze mną kontaktu. On chyba też w jakiś sposób jest ode mnie uzależniony. (7) Poznałam Beztroską.
Marzec...
Hm, projekt poza nerwami przyniósł też kilka pozytywów... (8) Nie zaliczam do nich powolnego rozdzielania się Płaczusia i Pomidorka. Wagarów z Panną Godzillą również nie uważam za plus. Cóż, nie miałam na to wpływu... Starałam się zapobiegać. Nic z tego.
Kwiecień...
Hm, dużo się działo. (9) Zaczęło się od ucieczki z Onetu. Pamiętacie, jaki najazd na blogspota zrobiliśmy? :) (10) Mój kontakt z Terapeutą był bardzo chory. Niby przyjaźń, a tak naprawdę unikanie rozmów i spotkań. Nie złożył mi nawet życzeń z okazji urodzin. Myślałam, że czas pogodzić się z utratą kolejnej bliskiej osoby.  Na szczęście w ostateczności uznał, że chcę dalej się ze mną przyjaźnić. I starał się. (11) Napisał do mnie na facebook'u Kolega-Obsesja. Nasze kilku-razowe rozmowy przyprawiały mnie o dreszcze i przyśpieszone bicie serca. Zwłaszcza, że mijało dwulecie. Nie wiem, czy brakowało mu znajomych, czy znów chciał się mną zabawić. Na dodatek te cholerne sny... w których... znów był mi bliski. Beztroska, bawiąc się w psychoanalityka, uznała, że on zupełnie o mnie nie zapomniał. Miejmy nadzieję, że się myliła. Potem przestał się odzywać. Niech tak pozostanie. (12) Skończył się projekt. Mimo niezliczonych bluźnierstw w stronę naszej mentorki (pani od religii) oraz samego projektu, żałowałam, że przygoda z wielokulturową Łodzią dobiegła końca. Bałam się, że moje relacje z członkami ekipy się zmienią, a przywiązałam się do nich. Cóż, miałam rację. Nie sądziłam jednak, że to z Animowanym będę miała najlepszy kontakt, natomiast Panna Godzilla zacznie mnie obrażać. Życie zmiennym jest.
Maj...
Kolega-Obsesja przestał pisać. Sny się nie skończyły. (13) Postanowiłam być z Wami szczera i napisałam o zdarzeniu, które poprzedziło rozstanie z An. O ostatnim i chyba najpiękniejszym wspomnieniu z nią. (14) A potem stała się rzecz straszna! Ktoś z mojej klasy wparował na mój blog. I zamarłam. I myślałam, że mój świat się skończył. I uciekłam. Z adresu, który towarzyszył mi długi czas i który szczególnie ukochałam, bo ze wszystkich najlepiej mnie określał... (14) Drogi Płaczusia i Pomidorka rozeszły się, a ja nie potrafiłam temu zapobiec. (15) A za sprawą Animowanego nieco pewniej poczułam się w swojej klasie. Już nie w szkole, w klasie. Chociaż z drugiej strony... niektórym nie w smak było, że zaczęliśmy się ze sobą zadawać. Trudno.
Czerwiec...
(16) Wróciłam do Was jako ktoś inny i zacierający ślady. Ale wróciłam. (17) Pojawiły się różne spekulacje na temat mój i Animowanego. Bałam się, że przez głupich ludzi stracę osobę, z którą naprawdę świetnie mi się gada i spędza czas. Panna Godzilla nie szczędziła gorzkich słów odnoście naszego domniemanego związku. A ja się bałam... bałam się cholernie, że zostanę w tej szkole znów sama. (18) Zwłaszcza, że moja Gu vel Bratnia Dusza jako tegoroczna trzecioklasistka miała zaraz ukończyć gimnazjum. Ten fakt też bardzo przeżywałam. (19) Jakby tego było mało Pewien Człowiek zaczął mi powoli mieszać w głowie...
Lipiec...
Wakacje, znowu są wakacje! (20) Czarno je widziałam. Zamknęłam się w blogowym świecie. Niemal z nikim się nie spotykałam. Nic. Zero. Źle mi było, źle ze mną było. Beztroska działała, co miało skutek dopiero w sierpniu. (21) Miałam koszmarny sen! Śniło mi się, że... moja mama umarła. Nigdy więcej takich snów! 
Sierpień...
Zaczęłam odżywać. (22) Beztroska zrobiła mi parę wycieczek po Zgierzu i Łodzi, poznała mnie ze swoimi znajomymi. (23) Z Animowanym wdaliśmy się w różne SMS-owo/facebook'owe dyskusje. Dowiedzieliśmy się przy okazji, że jesteśmy tak samo zryci. Planowaliśmy zniszczenie świata lub ewentualne wspólne samobójstwo przed końcem wakacji. Nie wyszło. Ale pisanie w trakcie burzy o smrodzie psa i romantyczności zapamiętam na długo! :D (24) Czytałam Harry'ego Pottera! (25) Ostatecznie pogodziłam się z Terapeutą. Zaczęły się nasze ćpalnicze spotkania, na których nie wiadomo czemu jest dużo bliskości... i śmiania się z owej bliskości.
Wrzesień...
(26) Aaa, zaczęła się szkoła. Aaa, zaczęła się trzecia klasa! (27) Ku swemu szczęściu przekonałam się, że jednak mam z kim siedzieć na lekcjach i że mam z kim gadać w tym pieprzonym gimnazjum. (28) Co prawda plany, wspólnego uczenia się z Animowanym i Płaczusiem nie wyszły, ale i tak czułam się dobrze i szczęśliwie. (29) A i Gu oswoiła się z liceum i poznała fajnych ludzi.
Październik...
Dzielnie chodziłam do szkoły. Nadal raczej w dobrym humorze. Może mnie psychicznie wykańczano, ale ogólnie byłam radosna i silna. (30) Mój spór z Lady Świnką (moją wychowawczynią) zniknął. (31) Przybyło mi różnych urazów. Ciągle coś mnie bolało. Tak się właśnie kończyły bitwy na matmie z Animowanym. (32) Martwiłam się tylko wciąż płaczącym Płaczusiem i tym, że nie chciała mi nic powiedzieć...
Listopad...
(33) Płaczuś trafiła do szpitala. Połknęła jakieś tabletki w szkolnej toalecie i zabrało ją pogotowie. Chyba nie muszę mówić jak to przeżyłam... zwłaszcza, że miałam rozmowę z dyrektorką i wychowawczynią, która (jakby nie mogła sobie darować) spytała mnie o definicję przyjaźni, czym trafiła w mój czuły punkt. Nadal się trzęsę, gdy przypominam sobie... nie, już dość. Nie chcę... (34) Pożar! Tak, miałam pożar. Co prawda nikt i nic (przynajmniej w naszym mieszkaniu) nie ucierpiało, ale wybuchł pożar tuż przy mojej kamienicy. Brr, znów się trzęsę. (35) I jeszcze pogłębiające się chore uczucie do Pewnego Człowieka... (36) A jakby tego było mało Animowany rozwalił mi oprawki okularów. Tak na miłą końcówkę listopada.
Grudzień...
Zbrzydło mi pisanie bloga w samotności... (37) Zaczęłam się zastanawiać nad powrotem do Was i w końcu wróciłam i jestem! (38) Nasza pani od matmy zasłabła. Dali nam zastępstwo. Płaczę. Chcę moją panią. Chcę moją matmę. Chcę się znów bić z Animowanym (za to on już chyba nie chce nic mi zepsuć...)! (39) Podsumowując cały semestr, mogę jeszcze dodać, że cały czas towarzyszą nam komentarze klasy, a nawet nauczycieli. No cóż. Tak to jest jak ludzie nie mają życia. (40) Płakałam na ostatniej wigilii klasowej. Boże, ja tych ludzi kiedyś nie lubiłam. Jak wiele się zmienia... (41) Końca świata nie było. A szkoda! (42) Mam żywą choineczkę i poczułam magię świąt. Dostałam drukarkę (taak, będzie można drukować ściągi)! (43) Prześladują mnie fantazje... (45) Mieszka z nami kolega mamy. W sumie lubię go. A rodzina większa chociaż! :) (46) ŻYJĘ, WCIĄŻ ŻYJĘ! :D
No, to jeśli ktoś wytrwał do końca, to gratuluję. Nie wiem, czy nie pomyliłam się gdzieś w numerowaniu, ani czy nie ma błędów. Nie mam siły sprawdzać. Pewnie coś pominęłam, trudno. Napisałam. Dla siebie. Spędziłam błogo ostatni dzień tego roku i jestem szczęśliwa. Życzę Wam udanego Sylwestra i wiecie, szczęścia w nowym roku!
Kocham Was! ;*

Ale w moich również...

czwartek, 27 grudnia 2012

A w moich fantazjach mogę Cię kochać...

Za każdym razem, gdy gaśnie światło, a ja chowam się w objęcia cieplutkiej pierzynki, świat realny ustępuje miejsca baśniowym fantazjom mego umysłu. Stają otworem zamknięte dotychczas bramy, ludzie są bliżej niż w rzeczywistości, nie ma bólu i łez. W moich fantasmagorycznych wizjach jest też uczucie, którego nie ma i nie będzie naprawdę. Codziennie w przedsennych majakach pojawia się Pewien Człowiek. A gdy patrzę w jego oczy, widzę miłość. Każdy jego gest jest przepełniony ciepłem, każde słowo to melodia serca, a każdy oddech działa na mnie jak narkotyk. Na najdelikatniejszy dotyk odpowiadam drżeniem. Przepełnia mnie wręcz niewyobrażalne szczęście. Moich marzeniach mam prawo kochać i jestem kochana. Dryfując po krainie swych nieprawdopodobnych wyobrażeń, wpadam zwykle wprost w ramiona Morfeusza, a potem budzę się przepełniona smutkiem. Wstaję z myślą, że ciągle się oszukuję. Absurdalna nadzieja nie chce dać za wygraną. A głupie serce pragnie kochać. Rozumu nikt o zdanie nie pyta, więc siedzi w kącie i rozpacza nad moją biedną duszą. Co ze mną? Ja tylko czekam na dalszy rozwój wydarzeń i modlę się o spokój i ukojenie...



poniedziałek, 24 grudnia 2012

W rytmach last krismas bujamy się...

Zapach lśniącej choinki miesza się z aromatem gorącej czekolady i przyprawia mnie o przyjemne dreszcze. W radiu zmiksowano Wśród nocnej ciszy z White Christmas, a ja nucę to jedno, to drugie. Na języku wciąż czuję cudowny smak wszelakich ryb i ulubionej zupy grzybowej. Myślę o swojej rodzinie. Tej najbliższej. Może małej, może rozbitej, może nie zawsze zgodnej. Ale kochającej i pełnej zrozumienia. Rozmyślam o prezentach, na które nas nie stać, a które i tak sobie wręczamy. Na ekranie telewizora wyświetlają się sceny filmów i bajek świątecznych. W zamkniętych sklepach wisi ogrom dekoracji. Wiecie, co kocham w świętach? To, że są właśnie takie. Właśnie to wszystko składa się na ich klimat. Niepowtarzalny i wyjątkowy. Może są sztuczne, komercyjne, może wszelkie próby odchudzania spełzają na niczym, może szlag trafia, gdy jedzenie nie wychodzi, goście się spóźniają, a prezenty są do bani. Ale to od nas samych zależy, jak się do świąt przygotujemy, jak je spędzimy i czy poczujemy ich magię. W tym roku poczułam ją w zupełności i moją duszę wypełnia szczęście.

piątek, 21 grudnia 2012

Z okazji końca świata...


Jeżeli mam umrzeć...
     ...to w otoczeniu rodziny i przyjaciół...
           ...i w jego ramionach...
               ...muszą tam być moi najbliżsi... 
                    ...i chcę czuć, że nie jestem sama...


Inaczej nigdzie się nie wybieram.

środa, 19 grudnia 2012


 Kilka słów, kilka gestów...
...tak niewiele teraz potrzeba, żebym trafiła do bram niebios...
             ... i jeszcze mniej, abym utonęła w piekielnej lawie...







W sumie...
...wystarczysz.



poniedziałek, 10 grudnia 2012

A ósmego dnia Bóg stworzył zmiany i wiedział, że są dobre!

Jeżeli ramiona kąta przetniemy dwiema równoległymi prostymi, to odcinki wyznaczone przez te proste na jednym ramieniu kąta będą proporcjonalne do odpowiednich odcinków na drugim ramieniu kąta.                                       Istnieje możliwość, że w końcu zapamiętam! 
Zmieniamy się. Z każdą chwilą, z każdym dniem. Nie potrzebujemy wcale lat, miesięcy. Przemiany trwają w nas niemal cały czas. To sytuacje w naszym życiu formują nas i wciąż coś przekształcają. Jesteśmy plastyczni. Oddajemy się także w ręce innych ludzi, którzy nadają nam nowe rysy. Nie tworzą zupełnie innych osób (choć i tak się zdarza). Zwyczajnie pokazują, że można inaczej - żyć, zachowywać się, funkcjonować. Udowadniają, że nie tylko najczęściej przez nas słuchana muzyka jest dobra, że nie tylko nasze ciuchy mogą wyglądać dobrze, że nie tylko nasze miejsca są ciekawe i nie tylko naszymi pasjami warto się interesować. Zauważyliście, że im dłużej z kimś przebywamy, tym jesteśmy do niego bardziej podobni. Tak się dzieje, ponieważ fascynuje nas jego odmienność, chcemy ją poznać i zrozumieć, zaczynamy przypadkiem naśladować gesty, powtarzać najczęstsze odzywki danej osoby. A potem nie zauważamy już pewnych charakterystycznych przyzwyczajeń swojego znajomego. Przyzwyczajamy się do tej jego inności, bo ją oswoiliśmy, bo część z niej przejęliśmy. I nie działa to tylko w jedną stronę. My pewnie tego nie zauważymy, ale przyjaciele tego człowieka, zobaczą, że trochę się zmienił. To nie musiała być jakaś kolosalna przemiana. Może mówi trochę szybciej, może bardziej starannie układa włosy, może siada w inny sposób, może przechyla się do przodu, gdy się śmieje, a może przybija piątkę, choć wcześniej wolał żółwika? Niby nic, a jednak zmiana. Jakaś niewielka, nieistotna być może. Ale jest. Przystosowujemy się do zaistniałych w naszym życiu wydarzeń oraz do ludzi, których poznajemy. Dlatego czasem jesteśmy posądzani o fałszywość czy dwulicowość. Inaczej bowiem zachowujemy się w większym gronie, a inaczej na osobności - i na dodatek każdą osobę traktujemy odmiennie, przez co już w ogóle nie jesteśmy sobą (to ironia, oczywiście). Zastanówcie się, czy w obecności spokojnej cichej myszki będziemy się drzeć na pół korytarza albo - czy przy duszy towarzystwa usiądziemy w kącie z podniesioną ręką, cierpliwie czekając na udzielenie nam głosu? Odpowiedź jest prosta - nie. W zależności od tego, z kim mamy do czynienia i co się dzieje, tak reagujemy. Jeżeli przy tym nie zmieniamy swoich poglądów (wiadomo, że warto poznawać opinie innych i, jeśli jakieś uznamy za lepsze od swoich, można je zmienić), nie rezygnujemy ze swoich wartości, to wręcz powinniśmy być plastyczni. Dajmy się przekonać do obejrzenia filmu, na który w życiu byśmy nie poszli, ale poleca nam go nasz przyjaciel. Pójdźmy na przedstawienie kolegi lub jakąś z prób, mimo iż absolutnie nie kręci nas teatr. A nuż okaże się, że coś jest naprawdę fajne i... sami się tym zainteresujemy? Czasem warto zmienić przyzwyczajenia i swój światopogląd. :)

piątek, 7 grudnia 2012

Kocham takie chwile. Kocham.

czwartek, 6 grudnia 2012

Coraz częściej mam dość.


sobota, 1 grudnia 2012

Ciemno, zimno i do domu daleko...

Grudzień...
             Ciemno wszędzie, głucho wszędzie...
       I jeszcze zimno, do pioruna jasnego.
Nie lubię, nie lubię, nie lubię.
Lubię zimę,  lubię śnieg, lubię mróz, ale tylko w święta. Potem ani przedtem nie.
Wkurza mnie, że wstaję, a za oknem noc. Potem wychodzę ze szkoły i znów ciemno.
Chcę słoneczko. Chcę ciepełko. Chcę...
Dużo chcę. I muszę czekać. Przecież wiosna przyjdzie.
Ciekawe, czy pragnienia niezwiązane z porami roku też się kiedyś spełnią...

poniedziałek, 19 listopada 2012

Keeen juu fiiil de loof tunaaajt?

End keeen juuu fiiil de looof tunaaajt?
Noł.

Smutno mi. Tak zwyczajnie. Tak trochę. Nie, żeby płakać. Nie, żeby narzekać. Nie, żeby obżerać się czekoladą. Ale jednak smutno. Akurat, aby słuchać melancholijnych piosenek, aby myśleć za wiele, aby leżeć i marzyć. I w sam raz, żeby chcieć się do kogoś przytulić. Tak po prostu. Świadomość posiadania osoby, która pragnie naszego szczęścia, naszej bliskości, naszej miłości, to cudowna świadomość. Jedna z najlepszych. Każdy człowiek chce kochać i każdy chce być kochany. Tak wiele nas dzieli... a jeszcze więcej łączy.


I czy czujesz miłość tego wieczoru?
Chciałabym...

niedziela, 18 listopada 2012

Mimo wszystko

Dużo za dużo się dzieje. Niezdrowe myśli doprowadziły bliską mi osobę do poważnych błędów - tabletki i szpital. Szkolny nawał wcale nie pomaga, utrudnia wręcz życie. Ból kręgosłupa u babci. Szaleństwo żywiołu tuż przy domu, pożar w pełnej okazałości. I jeszcze głupie nadzieje. Jakaś dziwaczna gra, przedstawienie, którego nie rozumiem. Chciałabym to poukładać, ale wiem, że i tak nie mam na nic żadnego wpływu. Niech się dzieje, co chce.
A ja sobie posiedzę i poudaję, że jest dobrze. Najważniejsze, że czuję się szczęśliwa. Mimo wszystko.

Nie płacz, maleńka, szkoda łez...

środa, 14 listopada 2012

Tak mało-dużo słów

Ciągłe dialogi, rozmowy o sprawach wielkich i całkiem niedużych. Jeszcze tyle chciałabym Ci powiedzieć, a tak mało znam słów. Nawet wspomagając się słownikiem, nie byłabym w stanie wyrazić wszystkich targających mną emocji. Wiele błędów logicznych i składniowych zrobię, próbując przedstawić, co się kłębi w mej głowie. Sens i wątek gubić będę wciąż, choć bardzo staram się zachować w miarę racjonalny ton. Tyle myśli, tyle słów niewypowiedzianych. A w sercu znów mam bałagan.

wtorek, 6 listopada 2012

NOSZ KURWA JEGO MAĆ

środa, 24 października 2012


Zmęczenie odbiera mi siły... a to napięcie i stres chęci do wszystkiego.

poniedziałek, 22 października 2012

Niedociągnięcia

Doskonałość w czystej postaci. Ideał w moich dłoniach. Perfekcja od a do zet. Nieprawda. Stek bzdur. Nikt i nic nie jest idealne. To za wspaniały stan, aby mógł być prawdziwy... zatem ma braki. Za dużo niewiadomych, za dużo domysłów, dużo za mało faktów. No i w dalszym ciągu pewna pustka. Cały czas brakuje tego, co najważniejsze. Ale jest dobrze. Jest cudownie. Z niedociągnięciami. Trzeba czekać. I mieć nadzieję. Nieważne, że nazywana jest matką głupich. Ważne, że kocha tych głupców.

sobota, 13 października 2012

Tęcza? Szlag trafił tęczę, słońce i całą moją radość. No, ale cóż, życie.

sobota, 15 września 2012

Anomalia pogodowo-życiowe

Po czasach opadających smętnie nadziei, poszarzałych marzeń i planów oraz radości na wspak przyszedł moment odrodzenia. Wyczekiwany z niepokojem i z już gasnącą wiarą renesans zaskoczył chwilą, którą wybrał sobie na przybycie. Któż by pomyślał, że – po zupełnym zaakceptowaniu stanu rzeczy i snuciu wyobrażeń o wspaniałej, lecz odległej przyszłości – okaże się, iż już teraz może być naprawdę dobrze. Tak... bo choć do doskonałości jeszcze daleka droga, jest dobrze, bardzo dobrze. Czarne chmury nadal wiszą nade mną, jednak przybrały zupełnie inny i przede wszystkim przyjemniejszy kształt. A słońce odważnie wygląda zza chmurzysk. Będzie gorąco, będzie upalnie, będzie zimno. Moja prognoza? Gwałtowna, długa burza z piorunami z wychylającym się jasnym i ciepłym słońcem. Wiecie co to oznacza, prawda? Piękna tęcza zawiśnie nad nami.

piątek, 20 lipca 2012

DROGA MAMO, KOCHAM CIĘ!


599390_382424725146344_1144342894_n_large_large
(c)
Od czasu, kiedy miałam swój ostatni koszmar senny, minęło wiele lat. Gdy byłam malutka, złe sny miałam bardzo często, dlatego od zawsze unikam horrorów, thrillerów i innych gatunków filmów/książek, gdzie pojawia się krew, wnętrzności ludzi i istot pozaziemskich, gdzie się zabijają, aby przeżyć, etc. Boję się, nie lubię, nie patrzę, nie oglądam. I chociaż unikałam wszelkich źródeł strachu jak ognia, śniły mi się koszmary. Dlaczego? Nie wiem. Ważne, że przestały.
Aż do dzisiaj.
Dzisiaj przyśnił mi się najbardziej przeraźliwy, najgorszy, najsmutniejszy, najstraszniejszy sen, jaki mogłam sobie tylko wyobrazić. Zmroził mnie i załamał z dwóch powodów. Pierwszy, bo to, co mi się śniło, przeraża mnie najbardziej ze wszystkiego oraz drugi, bo był realistyczny.
Siedziałam na podłodze. W dłoniach trzymałam zapisane kartki i swój dzienniczek. Przy stole siedzieli babcia i dziadek (który już nie żyje), prowadzili rozmowę na mój temat. Nagle pojawiła się jakaś retrospekcja z tego, jak chodzę do szkoły. Zachowywałam się jak otępiała, wyjęta z życia, jakbym była duchem. Ale żyłam. Potem znów widziałam poprzedni obraz. Wpatrywałam się w te przeklęte kartki, a dokładniej w pismo mojej Mamy. I wtedy coś mi uświadomiło, że Ona nie... że Jej nie... że moja Mama nie żyje. Zaczęłam płakać, wpadłam w histerię. Bolało mnie gardło, ale nie przestawałam wylewać łez. I wtedy się obudziłam, a ból, jaki wywołał mój sen, przytłoczył mnie, że choć wiedziałam, że to tylko sen, popłakałam się i nie mogłam uspokoić. 
Zadzwoniłam do mojej Mamy, a Jej głos był jak zbawienie.
Uświadomiłam sobie, że może nie mam łatwego życia, ale mam Mamę, która kocha mnie całym sercem, staje zawsze po mojej stronie, robi wszystko, bym była radosna i żeby niczego mi nie brakowało, więc jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem. Jasne, że wiedziałam o tym już wcześniej, zawsze doceniałam, doceniam i doceniać będę swoją Mamę, ale teraz... teraz poczułam tę wdzięczność mocniej, jeśli wiecie o co mi chodzi.
Mamo... kocham Cię najmocniej na świecie.


niedziela, 8 lipca 2012

Rozprawa o pisaniu


Tumblr_ltfbwzq1ow1r0mv3fo1_500_large_large
(c)
Wszyscy ostatnio piszą o pisaniu. To ja też! Czemu nie? Tylko co ja mam powiedzieć?  Jak mam Wam wytłumaczyć, dlaczego piszę i co w związku z tym planuję? Najlepiej po prostu napisać, prawda? Okej, spróbuję.
Moją pasją jest pisarstwo. I to taką porządną pasją, że się tak wyrażę. Chcę bowiem związać z nią swoją przyszłość. Tak, mam zamiar zostać profesjonalną pisarką. Planuję pisać książki. Powiem więcej. Planuję pisać bestsellery. I oczywiście właśnie z tego pragnę się utrzymywać. To ma być moja praca. 
No, dobra. Cztery lata temu nie wyobrażałam sobie wzięcia z własnej woli książki do ręki ani pisania czegoś nie-do-szkoły. Ale to było cztery lata temu. Teraz odżywiam się lekturami, a tekstom, które wychodzą spod moich palców, oddaję duszę. Jak i dlaczego to się zmieniło? Cóż, to długa i niezbyt ciekawa historia, więc ją pominę, ale od razu powiem, że przyczyniła się do tego Agnieszka. W tej chwili mogę jej tylko za to dziękować. Wracając do tematu. Nienawidzone wiele lat pisanie stało się moim życiem. Zabawne, swoją drogą.
Dlaczego piszę? Nie wiem. Jak to się stało, że piszę? Zaczęłam blogowym opowiadaniem. Po co? Z ciekawości i ubóstwiania tworzenia nowych blogów. Choć historia była błaha, ja popełniałam tonę błędów, fabuły nie było żadnej określonej, niczego nie przemyślałam, dostawałam same pozytywne komentarze. Dziwiło mnie to, ale cieszyło. Zgłaszałam opowiadanie do wszelakich ocenialnii. Spotykało się z czwórkami, piątkami, a nawet kilkoma szóstkami. Byłam zaskoczona i dumna. Nie wiedziałam tak naprawdę, jak się pisze, ale pisałam i odnosiłam sukcesy. Jakim cudem? Pojęcia  nie mam. Potem postanowiłam napisać książkę (miałam dwanaście lat), która w dalszym ciągu powstaje, jest non-stop zmieniana i poprawiana - napisałam tylko niecałe cztery rozdziały. Ale jest i ma się napisać. A tak w między czasie narodziły się krótkie, niedokończone opowiadanka i urocze wierszyki. Bo się dziewczynce nudziło, bo była nieszczęśliwa, bo tak chciała, bo od niej wymagali. 
Rodzina, przyjaciele, znajomi twierdzą, że powinnam pisać i że mam do tego predyspozycje, a nawet talent. Co na to ja? Nieprawda. Ja nie umiem. Przecież tyle ludzi pisze i robią to znacznie lepiej ode mnie. Dlaczego ja mam mieć talent? Oni mają. Nie ja. Ale piszę. Piszę i będę pisać i osiągnę swój cel. Wydam jedną książkę, okaże się ona bestsellerem, zarobię mnóstwo kasy. Potem kolejna powieść i kolejna. Bardzo zarozumiale, nie? 
Tak ogólnie to ja mało wierzę w swój sukces. Może nie, inaczej. W sukces wierzę, nie wierzę w talent. Ale trzymam się pisania, książki i mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie. Musi. Musi. Musi. Nie ma innej możliwości.

sobota, 30 czerwca 2012


405320_360705407288331_1960675808_n_large
(c)
Cicho. Cichutko. Otrzyj łzy. Wszystko w porządku. Nie jesteś sam. No, już nie płacz. Raz, dwa, uśmiech na twarz! No, już dobrze. Cichutko.
Skostniałe kończyny, zamarznięte palce. Dreszcze panujące nad ciałem. Gęsia skórka. Spowolnione ruchy. Pulsujący ból w skroniach rozprzestrzeniający się z prędkością światła. Ciężki oddech. Opuszczone kąciki ust. Przygryzane wargi. Zgaszony wzrok. I tylko jedna, cicha łza – kłębowisko żalu, strachu i cierpienia.
Tłum ludzi na pokaz. Towarzysze w niedoli na moment. Krótkometrażowi pocieszyciele. Bohaterowie jednej sceny. Kompani sekundowi. Wielcy przyjaciele… zamaskowani, z nożami w dłoniach… rozdzierają wnętrzności od tyłu. W gromadzie dwulicowych radości i zakłamanych smutków zniknęła miłość. Gdzie szczerość?
Ach. Ten szum… i dudnienie. Gdzieś w środku, we wnętrzu. Pęka wiara, kruszy się powolnie nadzieja. Miłość złamana, zagubiona. To serce walczy z samotnością. Ono umiera. Toczy przegraną z góry bitwę z batalią sztucznych uczuć, chwilowych wartości i związków na pozór. Au, to nie do zniesienia. Dźwięk osłabia, ból pozbawia życia.
Jest dobrze, nie martw się. Wszyscy są obok, widzisz? Nie bój się. Cichutko, już w porządku. Dalej, wytrzyj oczy i uśmiech proszę.
Myśli rozsadzają czaszkę. Wbijają się w zakamarki duszy, tnąc bez uprzedzenia jej delikatną postać. Gorąco. Zimno. Nie, już dość. Proszę.
Co jest?
Nie chcę przyjaźni na niby, odejdźcie. To koniec.

sobota, 16 czerwca 2012

Już za parę dni...


(c)
Spoglądam na kalendarz i choć długo czekałam na zbliżającą się datę, moje serce nie podskakuje z radości, a i ja nie promienieję szczęściem. Nie dość, że już nie odliczam z niecierpliwością, to jeszcze chętnie zatrzymałabym czas. Szczęśliwej drogi już czas śpiewam żałośnie z Rynkowskim, a dreszcze targają moim ciałem. Zamykam oczy, aby nie pozwolić im na łzy. Przygryzam wargi. Tak bardzo się boję. I przeraźliwie smutno mi... Ej, co ci jest? Przecież odchodzisz z tej szkoły dopiero za rok. Pytają niewtajemniczeni w mój ból. Zastanawiam się, dlaczego tak długo to do mnie nie docierało... Od początku wiedziałyśmy, że ten dzień nastąpi, lecz nie martwiłyśmy się. Może... może żyłam w przekonaniu, że i tak później będziemy razem, a teraz wiem, że się rozstaniemy... Co teraz? Ocieram niechcianą łzę z lewego policzka. Wertuję nasze stare rozmowy na gadu, na fejsie i zdaję sobie sprawę z przemijającego czasu. On nieubłaganie pędzi, nie szczędzi nas, nie pozwala się zatrzymać. I choć tyle się zdarzyło, to do przodu wciąż wyrywa głupie serce słucham chrapliwego głosu Maryli i wybucham płaczem. 
Aga, ja nie chcę, rozumiesz?! Nie chcę! Boję się, boli, nie wyobrażam sobie tej szkoły bez Ciebie. Nie wytrzymam tu bez Ciebie, bez Twojego wsparcia na przerwach, gdy przychodziłam zapłakana, a pytałaś zniecierpliwionym głosem Co znowu? Co będę ze sobą robić, kiedy wszyscy z mojej klasy dobiorą się w swoje grupki, a ja znów zostanę sama? Do kogo wtedy pójdę, Ciebie przecież nie będzie... Nawet jeśli przetrzymam ten rok, skąd mam mieć pewność, że w liceum się odnajdę? Tam też już Cię nie będzie. Samotność jest straszna, wiesz przecież. Nie, nie mam żalu do Ciebie, o co? Że urodziłaś się wcześniej, że masz inne zainteresowania? Nie jestem nienormalna. Tylko tak bardzo chcę tu zostać, bo bez Ciebie to nie mam siły by żyć... Chciałabym cofnąć czas, żeby przedłużyć wspólne chwile... 
Nie, nie boję się, że to nas podzieli. Naszej przyjaźni nic nie złamie, nic jej nie zniszczy. Niczego nie jestem bardziej pewna. Po prostu nie chcę się z Tobą rozstawać ze świadomością, że już nie będziemy w jednej szkole. Mam takie jedno egoistyczne pragnienie... żebyś zawsze była ze mną. Szkoda że czasu nie zatrzymają ani moje łzy, ani prośby. Mogę sobie lamentować, a tymczasem już za parę dni, za dni parę weźmiesz plecak swój i gitarę, pożegnania kilka słów, Pitagoras, bądźcie zdrów, do widzenia Wam, canto-cantare

sobota, 2 czerwca 2012

W nadziei o miłość


353c73b700279a0f4da19eb8_large
(c)

A dziewuszce z brązowymi oczkami zachciało się całusów na powitanie, przytulań w trudniejsze (i nie tylko) dni, jakiegoś trzymania za rączki, nieustających rozmów i słodkich esemesków. Zaraz jej przejdzie. Zaraz się ogarnie. Ona nie potrafi jeszcze kochać, więc żadna miłość na nią nie spłynie. I tyle. Koniec gadania.
Bo choć lubię Twoje niebieskie oczy, nasze długie rozmowy sprawiają, że się uśmiecham, a odkąd na matmie siedzę z Tobą - płaczę ze śmiechu, to nie mogę się w Tobie zakochać, nie miałoby to przyszłości ani sensu. Mimo iż nasz taniec „w deszczu‟ pod fontanną zapamiętam na długo, projekt z Tobą doświadczył mi wielu wrażeń, przez moment czułam się tak dobrze w tej klasie, nie ma żadnej siły, która sprawiłaby, żebyśmy byli razem. Chociaż nasłuchaliśmy się ciekawych rzeczy na nasz temat, lubimy te same filmy i książki, pod wieloma względami jesteśmy do siebie podobni, to zwyczajnie nie mamy szans na coś więcej. Dowiedziałeś o mnie co nieco, ja coś tam też o Tobie wiem, fajnie nam się rozmawia i śmieje, potrafisz mnie uspokoić, gdy panikuję lub histeryzuję, lubimy się i tyle, na tym finalizujemy rozwój naszej znajomości. Zaufałeś mi trochę, ja Tobie też, niemal udaliśmy się na wspólne jednodniowe wakacje, mamy rzeczy, z których śmiejemy się tylko my, ale to i tak nic nie znaczy. To i tak jest za mało. To i tak o niczym nie świadczy.
Chłoptaś jest lubiany, płeć piękna zawsze dobrze się przy nim bawi. Ma swoje fanki, a wśród nich są dziewczęta, które patrzą maślanym wzrokiem, w rozmowach są nazbyt miłe. On nie zauważa jak na nie działa. Czy odwzajemnia któreś z tych uczuć? Ciężko stwierdzić.
Jesteś przyjazny dla wszystkich, masz to we krwi. Przez to nie potrafię stwierdzić czy kogoś naprawdę lubisz, czy nie. Czasem zastanawiam się nawet czy lubisz mnie, czy może po prostu jesteś miły. Ale sam powiedziałeś, że lubisz Mag. Ona też lubi Ciebie. Ale czy lubicie się w ten sposób, nie wiem. Szkoda, bo chciałabym wiedzieć...
Czy dziewuszka i chłoptaś mogliby stworzyć wesołą parkę? Chyba nie... ale zawsze warto mieć nadzieję.
Chociaż...

 – Przez nadzieję czasem się cierpi, nie?
 – Trafiasz w czułe punkty, wiesz? 
Podobno baran i lew to idealny związek zodiakalny... 

sobota, 26 maja 2012

O nędznicy szepczą...


(c)
Mieszkańcy królestwa szepczą – bo krzyczeć się boją – o niefrasobliwym i niepoprawnym romansie królewicza ze zwykłą, głupią chłopką. Paru odważnych o postradanym rozumie ogłosiło związek tych dwojga oficjalnym. Kilka księżniczek pozbawionych koron z wrogością przyjęło tę nowinę i za wszelką cenę usiłuje niegodną nędznicę usunąć z pola gry. Choć książę urody przeciętnej raczej, to poczucie humoru, a także charakter doceniają wszystkie. Wieśniaczka, chociaż wcale nie durna a i nie brzydka, skazana jest na wieczne potępienie za zbliżenie się do jaśnie wielkiego pana. Sami zainteresowani patrzą cynicznie oraz przewracają oczami, bowiem zbrodnią jest poznanie się i polubienie. To chyba dobrze, że królewicz zauważa i docenia tych najmniejszych, nieliczących się. Swoją drogą, to zabawne, że nikt dotąd nie spróbował zrozumieć tej tajemniczej – jak się okazuje – dziewczyny. Widocznie tylko władca ma oczy. Piękne, niebieskie oczy, nawiasem... A szepty są coraz głośniejsze...


czwartek, 10 maja 2012

Zacieram ślady?


(c)
Nie wiem, po co. Nie wiem, dlaczego. Nie wiem, kiedy. Nie wiem, kto. Zresztą, teraz to i tak bez różnicy. Odnaleźli, odszukali, odkryli, ujawnili, zlokalizowali, poznali. I przekazali w ręce niewłaściwe, bowiem wychowawcze. Podobno obrażam moją koleżankę, którą osiem lat miałam za przyjaciółkę. No, tak, zamartwianie się i smutek związane z jej zmianą na gorsze były bardzo złe i niepoprawne. Gorszące wręcz. Jakby nie wystarczyło, że ktoś dowiedział się, gdzie zapisuję swoje myśli, że ktoś postanowił mnie obrazić na moim własnym blogu, musiało się jeszcze okazać, że pani Pe. prawie tutaj trafiła. Nie do końca tutaj. Właściwie to tam... ale wolę nie uświadamiać kolejnym nieodpowiednim osobom, kim jestem. I tak musiałam zrezygnować ze swojej wirtualnej postaci na rzecz mojej celi uniemożliwiającej bycie sobą oraz z adresu doskonale pasującego do mnie, aby zatrzeć ślady po sobie. Wyjaśniłam już Wam nowy (przejściowy, mam nadzieję) nick i adres, a także z jakiego powodu tak nagle zniknęłam. Żal mi tamtych postów, jeszcze jeden i przekroczyłabym setkę, żal mi szablonu, żal rozmów z Wami i stuprocentowego bycia sobą, to przede wszystkim. Dlatego wrócę tam jeszcze. Może po wakacjach, gdy sprawa ucichnie, a może dopiero po skończeniu gimnazjum? Niestety, nie mogę tego jednoznacznie stwierdzić. Okaże się. Ten adres, poza Wami, znać będzie tylko Agnieszka, ponieważ ona nigdy nie zdradzi i nie będzie mieć pretensji, że o niej wspominam. W końcu właśnie w blogosferze zaczęła się nasza przyjaźń. Zastanowię się jeszcze nad M. Reszta nie ma prawa wstępu. Cóż, może niesłusznie, ale nie mam zamiaru ryzykować. Mam dość. Zwłaszcza An. Zamknę się już, bo się znowu okaże, że nie mam prawa pisać o innych ludziach. Co z tego, że nikt nie wie, kim są? Co z tego, że przecież nie podaję ich dokładnych danych ani nie wstawiam zdjęć? I tak łamię prawo. Jestem zbrodniarzem. Toteż trafiłam do celi, mimo iż próbowałam zatrzeć ślady.

sobota, 5 maja 2012

Tyle pytań


11636987_large
(c)
A gdy już otrzymam upragnioną wolność, gdzie pójdę i co zrobię ze swoim życiem? A gdy już niestraszne będą tamte mury, w jakich znajdę nowe schronienie oraz przyjemność? A gdy już porzucę nieprzyjazne twarze, gdzie zdołam znaleźć te przyjacielskie? 
Czy zanim porzucę to miejsce, zdobędę szczyt i udowodnię, że znaczę więcej niż myśleli? Czy zamiast odejść w blasku chwały, nie dam plamy i cicho zniknę? 
Czy będę szczęśliwa ze swej przyszłości?
Tak bardzo tego pragnę... 

Zrobiłam z nudów dwa nagłówki.

podgląd

podgląd


wtorek, 1 maja 2012

Blisko

Byłam z Tobą tak blisko. Moje dłonie z zachłannością poznawały kolejne centymetry Twego ciała. 
Jak to się w ogóle zaczęło? Byłyśmy u mnie w domu. Zastanawiałyśmy się nad naszą seksualnością. Bardzo nas to frapowało. Strasznie to głupie... w dodatku dziecinne i niedojrzałe. Co było dalej? Nie pamiętam już. To ja zaczęłam? Zapewne. Od dłuższego czasu mówiłam, że jesteś piękna. 
Przypominasz sobie, jak w późniejszych dniach pragnęłam Twojego dotyku? Jak chciałam, aby Twoje palce przesuwały się po moim brzuchu lub szyi? 
Tumblr_m1xdjbwaru1rnfblto1_500_large
(c)
Nadal słyszę nasze przyśpieszone oddechy, nierównomierne bicie serc. Szalone dłonie, które błądziły po naszych ciałach, okrywając dotąd nieznane sobie regiony. 
Parę razy powtórzyłyśmy to doświadczenie. Zawsze wtedy byłyśmy u mnie, lecz ostatni raz miał miejsce u Ciebie. Było cudownie. Szkoda, że to zarazem najwspanialsza jak i ostatnia nasza bliskość. Później już tylko się od siebie oddalałyśmy. Może to między innymi dlatego? 
Czasem jeszcze za Tobą tęsknię.
Ty podobno też. Ale to i tak nie ma znaczenia. To był tylko mały eksperyment. 
A nasza przyjaźń i tak by się rozpadła.
___________________________________________________________________
Nadszedł czas by się otworzyć. Drżę pełna obaw, publikując tę notkę. Wyobraziwszy sobie, jakie mogą być reakcje, przełknęłam głośno ślinę i zacisnęłam oczy. Lodowate zimno przeszyło moje ciało. Przecież to Twój blog, idiotko, masz do tego prawo! Patrzę niepewnie w monitor. Ponownie przełykam ślinę. Mam prawo, myślę i  ledwo panując nad drżeniem dłoni, klikam w przycisk Opublikuj.

sobota, 28 kwietnia 2012

Koniec gry


418568_357056284334383_221238254582854_1014072_1696489892_n_large
(c)
To jest zbyt ryzykowna gra, lecz gramy w nią oboje. Otacza nas barwna i przede wszystkim przepiękna grafika świata oraz fantastyczne a zarazem realistyczne postacie drugoplanowe. Pomylony autor fabuły - Bóg - kieruje naszymi nierozważnymi krokami, zmieniając nas w szaleńców. W tej rozgrywce musimy trwać ze sobą. Bez siebie zginiemy. Przemierzaliśmy kolejne poziomy, gdy nagle zniknąłeś. Przegrałam. W odbiciu swoich ciemnych oczu widzę ogromny napis - GAME OVER.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Bez usprawiedliwienia

Mam piętnaście lat. Dla jednych mało, dla innych dużo. Wśród Was czuję się taka młodziutka i niedoświadczona. Prawie wszyscy jesteście ode mnie starsi. Czasem zastanawiam się, czy nie uważacie mnie za głupią małolatę. 
Tumblr_m0wgwxdgpv1rrth0qo1_400_large
(c)
Ciągle użalam się nad sobą, nie wnoszę niczego swoją osobą. Jęczę o bezsensownej miłości, o swoich strasznych problemach, jestem uzależniona od innych, niedojrzała, a przecież gdzieś na świecie dzieci pracują, są wyzyskiwane lub wykorzystywane seksualnie, umierają z głodu albo przez okropne choróbska. Co z tego, że nie mówię Wam wszystkiego, że opowiadam tylko o swoich miłosnych kłopotach? Czym są te naprawdę poważne przy śmierci młodych ludzi, przy kobiecie walczącej z rakiem piersi, która może osierocić piątkę dzieci, przy cierpieniu nastoletniej dziewczyny gwałconej przez wiecznie pijanego ojca? Czym jestem ja z moimi depresyjnymi stanami w obliczu tak strasznego ogromu bólu i zła? Kim jestem, aby przeklinać swój los?
I nie ma się co usprawiedliwiać rozbitą rodziną z ojcem, który pił, kłócił się, awanturował aż w końcu uderzył moją mamę, a ta wyrzuciła go z domu (mądra kobieta, postąpiłabym tak samo). Żadnym wytłumaczeniem nie są także problemy finansowe, przez które czasem po prostu nie mam co jeść, lodówka jest pusta, a mama przeżywa kryzys, bo znowu nie może mi dać porządnego obiadu. Moich depresyjnych dni nie uzasadnia to, że kochani przeze mnie ludzie odchodzą, ranią, oszukują, ani to, że kiedyś pokochałam za bardzo, przez co jednocześnie skrzywdziły mnie dwie najbliższe osoby - chłopak i przyjaciółka. Problemy zdrowotne, które czasem przerażają mnie do tego stopnia, że w dalszym ciągu nie poszłam do lekarza, też wcale mnie nie usprawiedliwiają. Ani brak zrozumienia wśród kolegów z klasy. Nic nie jest godnym wytłumaczeniem.
Nie mówię Wam tego, abyście zaczęli się nade mną użalać, ani tym bardziej aby usprawiedliwić się przed samą sobą. Po prostu czasem wydaję się sobie tak żałosna, że szlag mnie trafia. Może bajkowego życia nie miałam, ale cholera, ludzie mają gorzej. 
Jasne, ciepię. Cierpienie jest nieodłącznym elementem życia. Ale to nie wyjaśnia mojego użalania się nad sobą. Powinnam się ogarnąć.
Najlepsze jest to, że ludzie z mojego otoczenia myślą, że moje życie jest piękne i nie widzą we mnie typowego Polaka narzekającego na swój los i wszystko wokół. Dla nich jestem największą na świecie optymistką, której nie zdarza się płakać. Nie mają pojęcia jak często wyję po nocach, jak ciężko bywało. Bo ja nie mówię o swoich uczuciach. Robię to tylko tutaj. I dlatego ciągle zanudzam Was swoimi problemami. Gdzieś muszę.
Szkoda, że wychodzę na głupią, egoistyczną małolatę...
Doprawdy jestem żałosna.


sobota, 21 kwietnia 2012

Nie wiem, co mnie martwi


Tumblr_m3b1i3mang1qkiy1to1_500_large
Projekt zaliczony na maksymalną ilość punktów, jestem zadowolona. Po wielu bluzgach skierowanych ku pani D. i ku samemu projektowi myślę, że będę za tym wszystkim tęsknić. Szczególnie za moją kochaną drużyną, która powstała przez zupełny i zarazem niefortunny przypadek. Tak sądziliśmy. Będzie mi brakowało najbardziej Kuby... bo z dziewczynami kontakt się nie zmieni. Szkoda, że już nie będzie dziesiątek smsów, rozmów na fb. Naprawdę szkoda...

Marek jednak postanowił się ze mną przyjaźnić, co niezwykle mnie cieszy. Zabrał mnie na spóźnione urodziny, dał prezent i przede wszystkim był. Brakowało mi go... Choćbym się zapierała, jest i pozostanie dla mnie ważny. I potrzebuję go.
Zostały 32 dni nauki i moje oceny płaczą. Muszę dobić do tego 4,0...
Agnieszki nie ma. Ale niech się bawi. Zasłużyła na to. Potem wróci i będzie. Zawsze jest.
Jestem poobijana, wymęczona, ale szczęśliwa - mogłabym mieszkać w parku linowym.
Cały czas piszę z Bartkiem. O różnych rzeczach... od błahych po naprawdę poważne. Nie wiem, po co. Nie wiem, dlaczego. Uzależniłam się już od tego. Te rozmowy dają mi energię i wyniszczają jednocześnie.
Julka mnie nakręca. Powinnam temu zapobiegać, a ja ją wręcz błagam, aby kontynuowała swoje teorie spiskowe. Chcę twierdzić, że działanie Bartka nie jest przypadkowe. Chociaż jest. Ale do mnie to nie dociera. Robię wszystko, by nie docierało.
Mam dziwne sny... dzisiaj na przykład śnił mi się Bartek... była zima, noc, dużo śniegu, jakieś dziwne fioletowe światło... ja zaraz po kąpieli, mokre włosy, prawie naga - płaszcz założony na gołe ciało... szłam z psami. Róg, na którym pierwszy raz przytuliliśmy się jako para... on opatulony w kurtkę, czapkę, szalik... z rodzeństwem. Nagle pojawił się tuż obok. Zaczęliśmy rozmawiać. Potem znaleźliśmy się u mnie w łazience. Miałam na sobie tylko długą, rozpiętą koszulę. Powiedział, że tęsknił, że nie potrafi być szczęśliwy beze mnie... że kocha. Ja, oczywiście, tak samo... Skończyło się pocałunkiem... Obudziłam się z uśmiechem. Potem śniłam jedzenie tortilli... a w kolejnym dzisiejszym śnie główną rolę grał Kuba. I mówił mi coś o projekcie... nie wiem, co. Siedzieliśmy na dachu. I patrzyliśmy na park... później musiałam wstać do szkoły.
20 dni... do kolejnego dwulecia. Mało przyjemnego. Nieważne.
Nie było mnie od dziewięciu nocy... 

Tumblr_lw6i20pn8c1r2240to1_500_large
(c)
Gdybym stwierdziła, że Cię kocham, nie uznałbyś tego za absurdalne?
Po tylu latach... po bólu... po innych miłościach... po zmianach... po tym wszystkim...
A czy ja nie uważam tego za niedorzeczność? 
Skąd we mnie tyle idiotyzmu? Czemu jestem taka głupia?
Dlaczego nadal jesteś obecny w moich snach, myślach, słowach? Przecież materialnie od dawna Cię nie ma... 
Rozmawiamy. Rozmawiajmy. Dla mnie jesteś osobistym gatunkiem heroiny. Potrzebuję Cię, potrzebuję kolejnych dawek... nawet tak małych.
Jak żyłam bez Ciebie? Żyłam? Funkcjonowałam, raczej. Ale jak? 
Nie potrafię już. 
Jesteś zajebiście potrzebny. Chociaż tak naprawdę wcale Cię nie ma...

I found you here, now please just stay for a while 
I can move on with you around.
I hand you my mortal life, but will it be forever? 
I'd do anything for a smile, holding you 'til our time is done 
We both know the day will come, but I don't want to leave you.

piątek, 20 kwietnia 2012

Posmak melancholii


Tumblr_m2kmb1ia8g1r2m2c8o1_500_large
(c)
Podróżując szlakiem niezatartych wspomnień, podążając ścieżkami słonych łez, przedarłam się przez las własnych destrukcyjnych myśli i przetrwałam dzień próby. 
Zaliczyłam trudny egzamin. Szkoda, że na marną tróję. Powoli, powolutku... do celu. A cel? Wymazać z pamięci? Zrozumieć? Wygasić się na to? Zaakceptować? Mój cel nie istnieje. 
Jak żyć bez konkretnego zamiaru, bez jakichkolwiek postanowień, decyzji? Jak funkcjonować ze świadomością, że nie zna się zasad, podstaw, że nie wie się nic, zero?
Powinnam zmienić swoje podejście do owych pamiętnych dni, powinnam zacząć przyjmować prawdę o nich spokojnie i sucho, powinnam przestać łudzić się, - wprost niedorzecznie zresztą - że jakimś cudem powrócą. Powinnam. Cóż z tego?
Kocham wspomnienia z nim w roli głównej. Mieliśmy po trzynaście lat i absurdem jest miłość w tym wieku, ale uczucie, jakim go darzyłam, było niezwykłe. Siła Bartka przerażała - mógł bawić się mną, jak mu się żywnie podobało; moje serce było niczym piesek - posłuszne i gotowe na wszystko, mój umysł bezwiednie zgadzał się na każdy pomysł zrodzony w jego szalonej głowie, moja psychika nie miała szans rozróżnić i uspokoić emocji, które wywoływał, a moje ciało uwielbiało ten dotyk, czułość i ciepło. Jeżeli w całym życiu kogoś naprawdę kochałam, to był to Bartek. I właśnie on najbardziej nie wierzył w szczerość mego uczucia. Przykre.
Nadal pamiętam każdą wspólną chwilę, kojarzę rozmowy, analizuję gesty. Pomimo upływu całych dwóch lat, wciąż historia ta jest świeża, ważna. Istotną pozostanie już do końca. 
Nie doceniłeś mnie, Bartku. Twoja strata?
Trochę tęsknię, trochę rozpamiętuję, trochę się smucę. Czas spać.
To Ty jesteś sprawcą tego sercowego burdelu...

czwartek, 19 kwietnia 2012

Połowa trzydziestki

Równa piętnastka za mną. Sto lat, Adusiu, sto lat.
Kolejny rok niczego. Jutro dwulecie. Bo kiedyś było zabawniej, żywiej, fajniej.
7084708549_18f7c9b4e7_z_large
(c)
Teraz nie ma nic. A może jestem ślepa.
Marek nie odzywa się. Cóż, zapewne oto jego wybór. Mam, co chciałam. Chociaż trochę szkoda.
Bartek. Ach, miną dwa latka, Bartku. Ciekawe, czyś tego świadomy. Ale miło się z Tobą pisze, bardzo miło i uzależniam się od tego. Znowu uzależniam się od Ciebie.
Przyjemnie pogadać z kolegą z klasy o życiu, dzięki Kuba.
11 dni do projektu, zabijcie mnie.
Jutro, jutro.
Dwulecie, dwulecie.
A od dziś mam już piętnaście lat.
Jestem stara.






wtorek, 10 kwietnia 2012

Tyle uczuć, że wyprałeś mnie z emocji



      Doszukuję się logiki w Twoich czynach, chociaż wiem, że jej tam nie ma. Usiłuję znaleźć podtekst, lecz jestem świadoma, iż żadne drugie dno nie istnieje. Moje starania są bezcelowe, nie zmierzają donikąd. Błądzę gdzieś za granicą wszelkiej normalności, oszukuję sama siebie, kręcę się w kółko, skutecznie się zabijam.


      Na wiele byłam gotowa, na wiele przygotowana, lecz takiej ciężkiej próby psychiki nie przewidziałam. Wspomnienia miały boleśnie wbijać się w duszę, ale nie powinny wyniszczać organizmu. I nie robiłyby tego, gdyby zgodnie z planem pamiętna data nadeszła i odeszła w pokoju. Trochę bym popłakała, trochę ponudziła o przeszłości i życie wróciłoby do względnej normy. Do cholery jasnej, dlaczego mi na to nie pozwolono?! Po co ni stąd ni zowąd postanowiłeś do mnie napisać? Jaki miałeś w tym plan?
     Nie spodziewałam się, że po prawie dwóch latach unikania swojego wzroku na ulicy, omijania miejsc, w których moglibyśmy pojawić się w tym samym momencie, niemówienia sobie cześć przy przypadkowym spotkaniu, mógłbyś ot tak sobie napisać do mnie na Facebooku i gadać ze mną, jakbyśmy nigdy nie byli sobie bliscy, ani tym bardziej aż tak dalecy. O tym nie pomyślałabym nawet w najśmielszych wyobrażeniach.
       Zawsze budziłeś we mnie prze najróżniejsze emocje. To miłość, to smutek, to radość, to cierpienia. Wczoraj nie było inaczej, tylko uczucia inne - przerażenie, zdumienie, niedowierzanie i ciekawość. Gdy zobaczyłam Bartek napisał(a) do Ciebie to myślałam, że to jakiś żart, a fejs zwariował. Policzki mnie piekły, było mi na przemian zimno i gorąco. Cała się trzęsłam - przez całą rozmowę... Rozmowę o życiu, muzyce, miłości i wolnych związkach. Jakim cudem Ty pisałeś o tym ze mną?!
       Do teraz zastanawiam się, co skłoniło Cię do zaczęcia rozmowy ze mną. Czy aż tak Ci się nudziło? Czy naprawdę nie miałeś z kim o tym wszystkim pogadać? Czy może miałeś w tym jakiś ukryty cel? Nie, chyba nie... 
       Po raz kolejny mieszasz w moim życiu. Po raz kolejny niszczysz mi psychikę. Po raz kolejny sprawiasz, że ludzie mają ochotę przywalić mi łomem. Po co Ci to? PO CO?!

      Zgubiłam się, znowu. I znowu przez tę samą osobę. 

piątek, 30 marca 2012

Zagubiłam się w swoich paradoksach

Paradoksalnie... uciekam przed miłością, obawiam się tej siły, robię wszytko, aby omijać ją szerokim łukiem, a jednocześnie pragnę jej, potrzebuję, nie mogę żyć, usycham bez tego wspaniałego uczucia.
Tumblr_lznvxu5cuc1r6mln2o1_500_large
(c) zdjęcie
       Chciałabym nauczyć się kochać. Tak zwyczajnie, bez lęku. Chciałabym nie bać się szczęścia. Już nigdy, przenigdy. Chciałabym poznać kogoś, kto będzie podobny do mnie. Kto zrozumie, dlaczego unikam bliskości, pełnego zaufania. Kogoś, kto zamiast oceniać, krytykować, mieć pretensje zajmie się moim oswajaniem, uczeniem, tłumaczeniem jak żyć, jak okazywać uczucia. 
       Proszę, wyrwijcie mnie z tego letargu. Nawet moje sny są zdradliwe... zarazem niezwykle piękne. Spalam się, a dym wspomnień dusi moje serce, duszę... Ugaście ten pożar, błagam. Inaczej już nigdy się nie obudzę.
       Gubię się w swoich myślach. Kolejny raz przestaję rozumieć, czego oczekuję od świata. Niknę. 
       Zbliżam się do tego czasu. Miną dwa lata. Dwa lata, a ja wciąż pamiętam. Nadal nie zapomniałam. W dalszym ciągu pragnę pamiętać. Nigdy nie można żałować czegoś, co wywołało uśmiech na naszej twarzy. Nawet jeśli spowodowało również łzy. 
       M niedługo zrozumie, czemu ciągle zawracam mu głowę. Już czas... Niech przyjmie do wiadomości, że unikanie kontaktu to żadna przyjaźń. A boli bardziej niż pożegnanie. Będę za nim tęsknić. Nie pogodzę się z utratą kolejnego przyjaciela. Ale...
       Nie chcę już płakać po nocach.

sobota, 17 marca 2012

Nieoswojona miłość



     Pamiętasz może dziewczynę, której ofiarowałeś życiodajny blask? Bardzo się go wtedy bała. Pragnęła go całym sercem, kochała miłością tak czystą i prawdziwą, że aż przekracza to granicę wszelkiej wyobraźni. Widzieli to wszyscy, jednak Ty jej nie wierzyłeś... Twierdziłeś, że kochasz to nieszczęsne dziewczę, ale nie mogłeś ujrzeć ani krzty miłości w niej... 
Wiesz, że ona kochała Cię dużo mocniej, dużo bardziej "naprawdę"? Tylko jej uczucie było zupełnie inne niż Twoje. Skromne, delikatne, subtelne, wrażliwe i dzikie. 
     Gdybyś chwilę poczekał, dał jej jeszcze odrobinę czasu, spróbował oswoić dziewczynę, przekonałbyś się, że to miłość - nie bujda. Nie byłeś cierpliwy, zrzuciłeś winę na nią i odszedłeś. 
Odebrałeś jej życiodajny blask. Masz świadomość, że ona umiera? Płyta z jej grą jest porysowana jak lewy nadgarstek dziewczyny, wygina się i niebawem CD pęknie w połowie. 
     A zdajesz sobie sprawę, co w tym wszystkim jest najbardziej zabawne? To, że nawet nie jesteś świadom, że ona cały czas właśnie o Tobie pamięta, myśli, a jej uczucie nadal trwa. Nie wiesz, że dalej jesteś w jej życiu obecny, choć w rzeczywistości tak daleko, gdzieś hen, hen... to bardzo blisko, bo z lewej strony jej ciała... głęboko... w sercu... wciąż jesteś.

piątek, 16 marca 2012

Samotność?

Zaniedbuję Was. Przepraszam.
http://www.picshot.pl/pfiles/73558/Untitled%201.png
Brzoskwiniowa, płynna galaretka i cisza rozkazały wziąć się za tę notkę.

    Jakiś czas temu Magda powiedziała, że czytając mojego bloga, doszła do wniosku, że w pierwszej klasie byłam bardzo samotna. Zdziwiłam się niemało, gdy mnie o tym poinformowała. Spytałam się, dlaczego tak uważa. Po notkach, które przejrzała, uznała, że musiałam być nieszczęśliwa, ponieważ:
• nie mogłam się z nikim zaprzyjaźnić,
• byłam powoli odtrącana od Angeliki,
• szalenie tęskniłam za podstawówką,
• nie odnajdywałam się w tej szkole,
• nie radziłam sobie z materiałem i panią Pe.,
• żałośnie potrzebowałam miłości, której nigdzie nie było,
• usiłowałam walczyć z rutyną zabijającą mnie z każdą chwilą,
• miałam swoje wieczne problemy będące moją codziennością.
Byłam samotna?
    Nie, przecież była Agnieszka, rodzina, Kasia, Angelika, Marek.
Czułam się samotna?
    Cholernie. Kiedyś nic nie działo się beze mnie, w podstawówce byłam bardzo lubianą osobą, w gimnazjum nie mogłam znaleźć nikogo, kto zastąpiłby moich szkolnych kolegów, nikogo, kto zwyczajnie spędzałby ze mną czas. Nikogo.
Czy mam do kogoś o to pretensje?
    Nie.
    Magda stwierdziła, że to świadczy o jej egoizmie. Nie, Madziu. Nie lubię mówić o swoich uczuciach, zwykle ich nie pokazuję – przynajmniej, gdy są negatywne, smutne. Ze względu na to nauczyłam się gry aktorskiej, która pomaga mi w udawaniu, że wszystko jest w porządku, że nic się nie dzieje, że jest dobrze. Żeby dowiedzieć się, jak jest naprawdę, trzeba być ze mną bardzo blisko. Nie zarzucaj sobie, że nie widziałaś mojego bólu. Nie miałaś prawa go widzieć. Nikt nie miał prawa…
    Może właśnie przez moje aktorstwo, nie dałam się nikomu poznać. A może nie mogłam w nikim ujrzeć bratniej duszy przez fakt, że w pamięci wracałam do moich starych przyjaciół. A może nikt nie szukał wiernego towarzysza we mnie? Nie wiem, dlaczego nie mogłam się z nikim porozumieć. Może jestem zbyt skomplikowana i trudna. Ciężko stwierdzić, nie wiem.
    Tą notką pragnę udowodnić i wyjaśnić, dlaczego Magda i Angelika (nie, nie An) są dla mnie takie ważne oraz dlaczego tak się cieszę, że mam już w klasie osoby, z którymi mogę normalnie pogadać, pośmiać się.
    Teraz nawet fajnie przychodzić do szkoły.
 Dziękuję. 


wtorek, 6 marca 2012

Mając wgląd na prawdę

Mając wgląd na prawdę

Jako mała dziewczynka na pytanie, jaką magiczną, nadnaturalną moc chciałabym mieć zawsze odpowiadałam, że pragnę wzbić się w powietrze i latać. Z biegiem lat moje marzenia o dorównaniu ptakom przekształciły się na gorące pragnienie nauczenia się rozpoznawania kłamców. Całym sercem zaczęłam modlić się, aby móc czytać w myślach.

Pomysł rozpoznawania człowieczych myśli pojawił się w moim umyśle około dziesiątego roku życia. Uznałam wówczas, iż uda mi się wyeliminować wszystkich fałszywych ludzi ze swojego otoczenia. Dowiem się, co o mnie poszczególne osoby sądzą, czy rzeczywiście lubią Adę, z którą mają do czynienia, albo czy są jakieś zakochane we mnie osobniki płci przeciwnej.

Przez długi okres utwierdzałam się w przekonaniu, że czytanie w myślach wyzwoliłoby mnie ze wszelakich problemów. Pomogło w wielu sytuacjach i ułatwiło życie. Nie miałabym już kłopotów z oceną danych pseudo-przyjaciół, nie musiałabym przez nich cierpieć.

Ostatnio natchniona Magią kłamstwa wywnioskowałam, że mając wgląd na kłamstwo i prawdę, możemy się unieszczęśliwić. Ileż to razy przeżyliśmy wspaniałe chwile, o których nie chcemy zapominać, mimo iż w późniejszym czasie sprawiły nam ogrom zmartwień oraz bólu? Jak często to, co najchętniej wymazalibyśmy z pamięci było efektem lub początkiem czegoś, co powodowało u nas euforię i stan bezapelacyjnego szczęścia? Czy gdybyśmy wiedzieli, ile wycierpimy, zdecydowalibyśmy się na tą beztroską radość? Zapewne nie. No właśnie, a czy zdajecie sobie sprawę, ile byście przez to stracili? Jak dużo mogłoby Was ominąć? Chcielibyście tego? Wątpię.

Podsumowując, chociaż ciekawość zżera i nadal chętnie poznałabym niewypowiedziane słowa na mój temat to domyślam się, że bezbłędne odczytywanie zamiarów ludzkich też niesie za sobą przykrości i mnóstwo strat. Niech będzie jak jest. Chyba jest najlepiej.

PS Właśnie mama dała mi różowe FRUGO. To podejrzane. Ja rzadko piję FRUGO.

piątek, 2 marca 2012

Czysta prowizorka

Jako rekompensatę za długą dość nieobecność wstawiam swoje zdjęcie, zamiast normalnego obrazka. Choć nie wiem, czy to takie znowu fajne zadośćuczynienie. Mniejsza.
Nie było mnie z dwóch powodów: lenistwa i Onetu, który nie chciał współpracować.
Brakuje mi ochoty na pisanie swoich filozoficznych spostrzeżeń na temat wszechświata, ludzi i uczuć, toteż daruję to sobie. Poinformuję Was za to, cóż za zmiany zaszły w moim życiu.
Nie pokładam się ze zdziwienia, ale pogodziłam się z M. i jakkolwiek nadzwyczajnie by to nie brzmiało, stało się faktem, który cieszy mnie ogromnie. Nie jestem zbytnio konsekwentna albo po prostu nie potrafię nie być przyjaciółką, bowiem „namawianie” na zgodę trwało stosunkowo krótko. Okej, przyznaję, lubię go. Jego fart, mój pech, cholernie go lubię. Tyle.
Magda z Angeliką nadal mnie lubią (tak przynajmniej sądzę), a to też poniekąd zadziwiające, bo przy głębszym poznaniu, ludzie zwykle rezygnują z dalszej znajomości z moją osobą. Tak czy siak, serduszko raduje się i świętuje, mając inne serca blisko siebie. A po ludzku: dziewczyny, świetnie, że jesteście!
Sytuacja z An nie zmienia się absolutnie, trwamy w odosobnieniu, zresztą, chyba nawet pasuje mi taki stan rzeczy. Nie lubię/kocham osoby, którą się stała i nie chcę mieć z nią nic wspólnego.
Gu miała iść ze mną dziś na łyżwy, więc dostanie ochrzan, że się nie odzywa. Kocham Cię, Gu! :D
Co jeszcze? Bariera między mną a B. jakoś tak zmalała, gdyż potrafimy już polubić swoje statusy na facebooku, a nawet je skomentować. Rzekłabym: brawa, ludu, brawa!
A propos Madzi – pani Pe. znalazła sobie w niej ofiarę. Zastanawia mnie, dlaczego zmieniła zdanie o dziewczynie w tak ekspresowym tempie. Madzia, „nasz wzór” – jak zwykła ją nazywać – nagle stała się czarną owcą? Proszę Pani, nieładnie tak szybko skreślać wartościowych ludzi, nieładnie, poza tym prosiłabym wywiązywać się z obietnic. (Tak, tak, pamiętam, że dała Pani szansę Magdzie do poniedziałku i nie powinna Pani dzwonić do jej rodziców.) Rzucę kiedyś na Panią klątwę, śmiem myśleć, że nie jedyna i będzie to klątwa grupowa. Madziu, jesteśmy z Tobą! =)
No i mam nowe postanowienie – co niedzielę jeździć na łyżwach. Bardzo mnie to uspokaja i sprawia, że czuję się lepiej. Wytrwam.
Chyba wszystko. Za tydzień będzie bardziej ogarnięta notka, a na razie TRZYMAJCIE SIĘ. Kocham Was, o cudowni.
   

poniedziałek, 20 lutego 2012

Zwątpienie, obawy...

     W głowie, jak i wszystkim dookoła powtarzam hasła: będę pisarką, otworzę zakład fotograficzny, moja książka będzie bestsellerem, zbuduję wielki, piękny dom, kupię sobie cztery psy, nie będę miała męża (bo mnie zdradzi), nie będę miała dzieci (bo są denerwujące), będę spełnioną, dobrą, dumną, piękną kobietą. Tak sobie mówię. Tak mówię ludziom. Wierzę w to. Staram się w to wierzyć.
     Bywają chwile zwątpienia. Nie znoszę ich. Bo co jeśli...
 - nie zostanę pisarką, moja książka stanie się badziewiem, a innych nie napiszę, ponieważ stwierdzę, że już nie będzie sensu?
 - nie otworzę zakłady fotograficznego, bo nie będzie mnie na to stać, ani nie będę miała predyspozycji?
 - nie zbuduję domu, bowiem nie będę miała ku temu funduszy?
 - nie kupię psów, ponieważ nie będę miała ich, za co utrzymać?
 - rzeczywiście nie będę miała męża, przecież nikt nie pokocha kogoś takiego jak ja?
 - naprawdę nie będę miała dzieci, jako że okaże się, że nie mogę ich mieć?
 - nie będę spełnioną, dobrą, dumną, piękną kobietą, tylko jednym wielkim nieudacznikiem?
     Kiedy się nad tym zastanawiam, kiedy wątpię, tak strasznie boję się, że faktycznie będę ofiarą losu, nigdy niczego nie osiągnę i tak ogólnie to dobrze będzie jak sobie strzelę w łeb.
Wtedy płaczę, proszę, albowiem nie chcę, żeby tak się stało. Nie pozwolę...
     Potem się modlę. Panie, proszę, daj mi:
 - wiarę, bo z Tobą wszystko mi się uda,
 - nadzieję, bo gdy zacznie się walić ona utrzyma mnie przy życiu,
 - miłość, bo z nią można pokonać największe problemy,
 - odwagę, bym nie stchórzyła w najgorszym momencie,
 - siłę, bym mogła ciągle walczyć o swoje szczęście.
     Bo to w końcu o szczęście tu chodzi, właśnie szczęścia pragnę.

Marzenia się spełniają 
Tylko mocno, mocno, mocno w nie wierz 
Ściskaj kciuki co sił, oczy zamknij też... 

sobota, 18 lutego 2012

Widziałeś upadek przyjaciela?


Zastanawiałeś się kiedyś, co byś zrobił, gdyby przyjaciel zaczął rujnować sobie życie? Pewnie starałbyś się ze wszystkich sił wyciągać go z bagna, do którego usilnie chce wejść. Nie pozwoliłbyś, aby uczynił coś, co wpłynęłoby negatywnie na jego przyszłość.
Powiedz mi, a co jeśli nie możesz zrobić nic, bo ten przyjaciel odseparował Cię od siebie? I mimo to usiłujesz zapobiegać, tłumaczysz, powtarzasz, prosisz, wylewasz łzy. Do niego, niestety, nic nie trafia.
Nie wiesz, co począć. Poddajesz się. Możesz już tylko patrzeć, jak powoli zaprzepaszcza wszystko, co kiedyś się dla niego liczyło, co dla Was miało wielkie znaczenie.
Serce się kraje na widok bliskiej osoby, która pie*doli sobie życie. Najgorsza jest ta niemoc, ta bezsilność, fakt, że nie możesz nijak temu zapobiec.
Wyobraź sobie, że z boku przyglądasz się, jak Twoja przyjaciółka zmienia się nie do poznania. Zaczęła inaczej się ubierać, czym powoduje niezadowolenie nauczycieli, nagle słucha innej muzyki, obie te rzeczy ogłaszając co i rusz całemu światu, w celu udowodnienia swojej wyjątkowości, przestała przejmować się swoim zdrowiem, obniżyła się w nauce - czego dowodem są cztery zagrożenia, zostawiła Cię dla dziewczyny, której fałsz wyczuwa na odległość każdy z Twojej klasy i - jakby tego wszystkiego było mało - straciła dziewictwo w wieku niespełna piętnastu lat z chłopakiem (osiemnastolatkiem) poznanym przez internet, a ich znajomość liczyła sobie wówczas około trzech miesięcy. Fajnie, nie? Zajebiście.
Powiedz mi teraz - jak się z tym czujesz?

piątek, 10 lutego 2012

Chore pomysły prześladują moje myśli


http://img69.imageshack.us/img69/9588/cccj.png     Przeraża mnie praca mego umysłu. Myśli plątające się w mojej czaszce zeszły na złą drogę. Boję się dalszych efektów realizacji planów zrodzonych w pogrążonej w ciężkiej chorobie głowie. Logika i rozwaga przegrały zaciętą walkę z jakimś demonem, który opętał mą osobę. Co on jeszcze zrobi? Do czego mnie zmusi? Nie chcę nawet o tym myśleć. Ogarnia mnie lęk na samo wyobrażenie tego, co może się zdarzyć za jego sprawą. Najstraszniejsze jest to, że w głębi serca pragnę, aby to szatańskie stworzenie dalej kazało mi działać tak nierozważnie, głupio, szaleńczo. Skrycie chcę, żeby ta sytuacja rozwijała się coraz ciekawiej i trwała jak najdłużej.
     Nie mogę się nadziwić. Ja nie postępuję pochopnie. Wylewnie - owszem, ale wtedy, gdy będzie to uznane za stosowne. A tu... ledwo pomyślałam i już siedziałam przy komputerze, pisząc ten przeklęty mail, zastanawiając się przy tym jak odpowiednio zwrócić jego uwagę i jednocześnie nie pozwolić na odkrycie swojej tożsamości. Po kliknięciu w przycisk wyślij uświadomiłam sobie, co w ogóle robię. Ale wówczas było już za późno na jakiekolwiek czynności zapobiegające temu zdarzeniu... Boże, co ja zrobiłam?!
     Nie, nie żałuję. Najważniejsze, że odpowiedziałam sobie na pytanie, które dręczyło mnie od dłuższego czasu, a które on zadał mi dużo, dużo wcześniej. I wreszcie umiałam szczerze i bez problemu znaleźć na nie odpowiedź. Sądzę, że to się liczy. To mnie usprawiedliwia. Może właśnie tego potrzebowałam? Może jedynie to powstrzymywało mnie od całkowitego uwolnienia się od niej? To w końcu on pierwszy zasugerował, że istnieje świat bez niej. Nie kto inny, ale on pierwszy nas podzielił. Może zasługiwał na odpowiedź. Może musiał ją otrzymać.
  - Ada, umiałabyś żyć bez Angeliki? - zapytał Bartek, a ja ledwo utrzymałam się na nogach. O co on mnie pyta?
  - Yyy, no, jasne. Przecież jakbym jej nie znała... - Nim zdążyłam zebrać myśli, przerwał mi, mówiąc:
  - Ale ją znasz. Co gdybyście miały się rozstać, jak wyglądałoby twoje życie bez niej? - Patrzyłam zaszokowana w jego oczy, nie znajdując odpowiedzi. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam... Bez Angeliki? My jesteśmy jednym. Od dawna. Nie wyobrażałam sobie naszego rozstania. Moje życie bez Angeliki... absurd.
     Niekoniecznie.
 _
NIE DLA ACTA!
NIE CENZURZE INTERNETU!
Nie dajmy odebrać nam wolności słowa!
Nie pozwólmy na kontrolę wszelkich naszych poczynań!
Nie gódźmy się na ukrywanie przed nami ważnych działań!
NARODZIE KOCHANY, INTERNAUCI, WALCZMY! 2.

wtorek, 24 stycznia 2012

Życie wraca do normy? Poniekąd

     Sądzę, że pierwsze, co zrobić powinnam, to gorąco przeprosić za nieinformowanie i nieodpowiadanie. Musiałam uporządkować swoje myśli... uczucia. Przepraszam.
http://img829.imageshack.us/img829/1391/obrazekdonotki.png
     Ostatnio doszłam do wniosku, że ludzie potrzebni do normalnego funkcjonowania zaczęli rozwalać mi życie. Nie licząc Gu, reszta po prostu zburzyła spokój, o który modlę się od dawna. Zniszczyli pozostałości po dniach, które nazywałam szczęśliwymi. Krótko mówiąc: spowodowali mój stan krytyczny.
     Powoli odbudowuję piramidę tak dokładnie przez nich zdemolowaną. Z każdą cegłą mam więcej siły. Odrodziłam się niczym feniks z popiołów. Powstaję, podnoszę się z samego dna rozpaczy. Dni nie przynoszą samego żalu, teraz ciągają za sobą nadzieję. Podają mi ją na tacy, a ja z wdzięcznością uśmiecham się do losu. Świat postanowił dać mi odpocząć, za co niezmiernie mu dziękuję.
     Smutek - oczywiście - nie opuścił mnie. Nadal przykro mi, gdy widzę, bądź przypominam sobie An, która w zupełności mnie olewa, ale zaczynam przyjmować ten fakt do wiadomości i godzić się z nim. W dalszym ciągu źle się czuję, wiedząc, że zepsułam uczucie, jakie łączyło mnie z M, jednak zaczynam rozumieć, że to nie była moja wina. Ciągle tęsknię za B, do czego wreszcie się przyznaję, lecz myślę, iż uda mi się wyleczyć z tej miłości.
     Odzyskuję radość istnienia. Wywalczyłam średnią 4,13 i choć żadne to znowu osiągnięcie cieszę się, że tego dokonałam. Znalazłam osoby, które naprawdę mnie lubią, z którymi wolniutko się zaprzyjaźniam. Wiecie, że boję się mówić o przyjaźni, ponieważ ciągle okazuje się, że mylę się w ocenie ludzi. Widzę za to, że mogę mieć nadzieję, że mam na kogo liczyć. I tym postaciom bardzo dziękuję, bo w chwili obecnej przytrzymują mnie przy życiu, a to, na szczęście, zdecydowanie się poprawia. Szkoda, że musiałam ponieść tyle strat, żeby zobaczyć, że mam wokół siebie dużo bardziej wartościowych ludzi. Trudno, stało się. Oby teraz było lepiej.
     W Sylwestra widziałam B. Mocno wpłynęło to na moją psychikę. Otrząsnę się. Obiecuję. An zmienia się w dziewczynę, której nie chcę znać, w kogoś, kto sili się na oryginalność i co gorsza, strasznie to widać... Nie wiem, co chce osiągnąć. Nie odzywam się, poddałam się już. Ile można walczyć o przyjaźń kogoś, kto zranił tyle razy? Nie warto, chyba. M? Nie rozmawiamy ze sobą od... a bo ja wiem? Cóż, coś się kończy, coś zaczyna, nie? Na razie są ze mną dwie dzieweczki, a dzięki nim odbijam się od dna. No i Gu. Ale Gu jest zawsze. I za to ją kocham.
     To wszystko, dzięki, że jesteście! ♥

piątek, 6 stycznia 2012

Przestań, Życie, przestań..

6.01.12, Łódź       
Drogie Życie,
          Jeżeli pewnego dnia zabraknie mi siły aby walczyć, proszę - wybacz. Przeproszę Cię wówczas za swój wybór, bo choć ona zawsze mnie fascynowała, to jednak Ty jesteś ważniejsze. Cały czas tak uważam i uważać będę. Pomimo iż nieraz dostałam do Ciebie w kość, kocham Cię.
          Wytłumacz mi, dlaczego każesz mi tak udawać? Doskonale wiesz, że ja od dawna już nie żyję. Egzystuję wyprana, niezdolna do uczuć wyższych. Owszem, śmieję się szczersze, płaczę. Czasem się zakochuję. Kocham swoich bliskich. Szukam wrażeń, które w przyszłości nazwę pięknymi wspomnieniami. Tam już Cię nie ma, to nie jesteś Ty, Życie. Myślę, że nie ma sensu trwać w tym kłamstwie, męczy mnie to już. Na razie się nie wycofam. Nie chcę ranić tych, co mnie kochają. Nie mam zamiaru sprawiać im bólu. Nie zasłużyli na to.
Miałam wszystko, dostawałam, czego chciałam. Za każdym razem. Jasne, nie było idealnie. Różnica polegała na tym, że codziennie istniał powód, żeby podnieść się z łóżka, wyjść do ludzi. Tyle myśli, tyle marzeń kłębiło się w mej głowie, tyle planów do zrealizowania. Nie, nie byłam aż tak naiwna by sądzić, że pójdzie gładko, łatwo. Nie, nie martw się, tak głupia nie jestem.
Powiedz, co Ci przyszło do głowy, aby się tak potoczyć? Co sprawiło, że przysłana mnie i jemu została ta Miłość. Ja jej nie chciałam, a on nie potrzebował... skoro bez problemu pozbył się jej z serca... Trochę mu tego zazdroszczę, bo nie potrafię postąpić tak samo. Nadal mam tę Miłość w sobie. Tak... Gdybym mogła ot tak ją wyrzucić... byłoby dużo prościej.
Zimno mi. Życie, skończ już tę zabawę. To mnie nie śmieszy. Przestań, igrasz sobie z moim smutkiem. Wiesz, że ja nie lubię płakać. Nie pozwalasz mi przestać. A może to Miłość? Jestem żałosna, wiem.
          Co planujesz? Ja mam zamiar skończyć z tą maskaradą. Mam już serdecznie dość. Boję się. Pewnie, że się boję. Śmierć jest dosyć przerażającą siłą. Nie wiem, czy to najlepszy pomysł. Nawet od Śmierci Miłość jest silniejsza. Dlatego zapewne zrezygnuję i zacznę udawać, że nic się nie wydarzyło.
Tylko, że to tak strasznie boli.
      Pozdrawiam Cię, Życie.
Ada